29 marca 2024

loader

Igrce w Lidzbarku Warmińskim, czyli jak PiS zabawia lud

Już wiadomo, że reżym pisowski nie będzie aż tak ponury jak hitlerowski czy stalinowski. Wtedy źródłem radości i wesołości były niemal wyłącznie dziarskie marsze Sturm Abteilungen z pochodniami i występy zespołów ludowych. PiS zabawia lud na cztery fajerki, gdzie się da i jak się da.

 

Na zamku w Lidzbarku Warmińskim prezes TVPiS Jacek Kurski zorganizował dzień z pilśniowym serialem „Korona królów”. Goście spotykali się z nieznanymi (na ogół) aktorami (NN) grającymi w tym serialu i nurzali się w atmosferze epoki Władka Łokietka i Kazika Wielkiego, syna jego (a propos: co z obietnicą PiS, że będą odbudowywać zamki kazimierzowskie?), brali udział w przebierankach w tzw. stroje z epoki, w obmacywaniu białej broni oraz (niektórzy) białogłów.

 

Życie stało się weselsze

W ogóle Polska pisowska bawi się na całego, przynajmniej w telewizorze. W filmie Feliksa Falka „Idol” jeden z bohaterów mówi: „Panie, powiedz mi pan, coś się szykuje, bo bawią się i bawią?”. TVPiS skwapliwie pokazuje wszelkie wesołe imprezy jak kraj długi i szeroki, bo „Polska rośnie w siłę, a ludzie żyją weselej”. Jak mówił towarzysz Stalin: „Życie stało się lepsze, życie stało się weselsze”. Ta sama TVPiS starannie dba o rozdzielność dwóch segmentów: tępej propagandy „Wiadomości” i TVP Info oraz wesołego, luzackiego, nie pozbawionego nawet delikatnych akcentów libertyńskich „Pytania na śniadanie”. Tam, jakby nigdy nic, pod batutą Kamela i Rogalskiej mówi się o partnerach (a nie tylko o sakramentalnych małżeństwach), celebruje hedonizm kulinarny, kosmetyczny i modowy i w ogóle nurza się w mało narodowej zgniliźnie. Najweselszy reporter TVPiS Mateusz Szymkowiak nie mówi ani słowa o polityce i godności narodu wstającego z kolan, natomiast przeprowadza szybkie wywiady z piosenkarzami i modelkami, których trudno podejrzewać o cnotliwy styl życia. PiS bowiem wie, że lud pisowski bynajmniej nie jest święty ani masochistyczny, by dostarczać mu wyłącznie typowej karmy z pisowskich manifestów politycznych. Jej nadmiar musiałby zwymiotować.

 

Okrakiem na Kaczorze

Dostraja się do tego wesołego nastroju lud antypisowski, w swych niewyczerpanych pomysłach na walkę uliczną (ulica). W Kraśniku (woj. lubelskie) ktoś wsiadł okrakiem na pomnik Lecha Kaczyńskiego myśląc może, że poleci na nim jak na pegazie. Natychmiast, bezzwłocznie zaczęła go poszukiwać policja. Ta sama, która w Krynicy potrzebowała najpierw pół godziny, aby przejść dwadzieścia metrów na miejsce zajścia, w którym właścicielka lokalu dostała dosłownie po głowie i upadła zemdlona, a potem dobę, aby zatrzymać brutalnych bandziorów terroryzujących wypoczynkową miejscowość. Podlegająca dziś „Jojowi” szczecińskiemu policja jest nieprześcigniona w ściąganiu na siebie śmieszności.

 

Co nowego u „nadzwyczajnej kasty”

Po uniewinnieniu puczystów sejmowych z grudnia 2016 i koszulkowców z ostatnich tygodni, nadzwyczajna kasta wymierzyła siarczysty policzek agentowi w randze wiceprezesa tzw. Trybunału Konstytucyjnego Mariuszowi Muszyńskiemu. Wojewódzki Sąd Administracyjny uznał, że jako nieprawowity dubler nie ma on prawa orzekać w rzeczonym trybunale. Agent poskarżył się na twitterze, że chcą go „zadręczyć, ale im się to nie uda”. Muszyńskiego rzeczywiście trudno zadręczyć, bo był kiedyś bramkarzem na imprezach i ma posturę King Konga, ale tak czy inaczej został uznany za persona non grata. Za to on sam nie będzie dręczył sędziów jako szef Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego, co mu się marzyło. Jednak ludzie Ziobra godnie go wyręczą

 

Przeszłość już się zbliża…

Podobno, jak mawiają filozoficznie usposobieni fizycy, względnie fizycznie usposobieni filozofowie, czas jest kategorią niejednoznaczną, zmienną, i rozciągliwą i podatną na kurczenie. Takie wrażenie można odnieść, gdy obserwuje się jedyną politykę zagraniczną, jaką prowadzi PiS, czyli politykę na – nomen omen – froncie niemieckim. Teraz PiS i jego propagandziści oburzają się, że niemiecki sąd zwolnił telewizję ZDF od ponawiania, któryś z kolei raz, przeprosin patriotycznej Polski. Patriotom polskim przeprosin nigdy dość, więc będą się odwoływać. A z tym czasem to jest tak. Urodziłem się zaledwie 12 lat po wojnie, ale już w dzieciństwie wydawała mi się ona odległa w czasie niewiele mniej niż czasy Mieszka I. Obecnie mamy po wojnie 73 lata, a można odnieść wrażenie, że ten czas się przybliża. A im Niemcy bardziej się kajają, tym PiS i jego propagandziści głośniej wołają: „Na kolana, przepraszać!”. Tylko patrzeć, jak umrze w Niemczech najmłodszy dziadek z Wehrmachtu i ostatni świadkowie II wojny światowej, ale to nie powstrzyma PiS od nieustannego domagania się od nich przeprosin. Jeszcze trochę, a kajać się będą Niemcy urodzeni po grudniu 1970, kiedy to sekretarz Władysław Gomułka zawarł układ o granicy na Odrze i Nysie z kanclerzem Willy Brandtem, a pewnie pójdzie to i dalej. Dla patriotycznej Polski PiS, przeprosiny niemieckie za II wojnę światową stały się rodzajem sportu a może nawet perwersyjnych, ciągle ponawianych pieszczot. Jak te z niemieckich kanałów porno. Wyobraźnia może tu podpowiedzieć niezliczoną liczbę podniecających wariantów.

 

Sondaże – nie dziękuję

Rządowy, czyli PiS-owski CBOS ogłosił, że PiS ma 44 procent poparcia (a Imię Jego 40 i 4), a SLD jest pod progiem. Za chwilę inna sondażownia potwierdziła dotychczasową pozycję Sojuszu ponad progiem. Różnice wyników sondażowych są tak duże, że tuż przed wyborami trzeba dać sobie z nimi spokój. Z sondażami jest w ogóle tak, że gdy jest daleko do jakichkolwiek wyborów, nie mają one wiele sensu, bo przecież nikt nikogo wtedy nie wybiera. Gdy znów jest tuż przed wyborami, też mają niewiele sensu, bo są wtedy szczególnie intensywnie wykorzystywane jako narzędzia walki wyborczej. I tak źle i tak niedobrze. Do tego ci, którzy uzyskują wysokie wyniki, co ma służyć mobilizacji ich elektoratu, paradoksalnie narażają się na ryzyko demobilizacji (bo po co iść na wybory, skoro i tak wygrywamy).

 

„Tłuszcza pasibrzuchów, pijawki narodu”

Prawolsko-pisowskie media oburzają się, że pisanie o masowym procederze w irlandzkim Kościele Kat. i czynienie przy tym aluzji do kościoła w Polsce, to atak na niego. Można by rzec, że „uderz w stół, nożyce się odezwą”. Ewidentnie boją się efektu irlandzkiego w Polsce. Tym bardziej, że nawet pobożny szef Katolickiej Agencji Informacyjnej Marcin Przeciszewski stwierdził, powołując się na relacje biskupów, że w każdej polskiej diecezji jest od kilku do kilkunastu księży-pedofilów. A szef fundacji „Nie Lękajcie się” Marek Lisiński usłyszał ze strony kościelnej stwierdzenie, że „gdyby doszło do wypłaty odszkodowań ofiarom pedofilii, niejedna diecezja w Polsce by zbankrutowała”. Pod Kościołem kat. w Polsce jest więc tykająca bomba, której on straszliwie się lęka, bo jej wybuch mógłby oznaczać koniec jego władzy w Polsce, nie wspominając o innych konsekwencjach. A za puentę tego wątku niech posłuży fragment wiersza „Do Stefana Batorego”, pióra Jakuba Jasińskiego, wodza insurekcji kościuszkowskiej 1794 roku w Wilnie, tego samego, który powiesił biskupa Kossakowskiego. A brzmi on tak:

Plugawego robactwa rój niepoliczony
Obsiadł wsie, miasta, domy, Rady i ambony
Ta tłuszcza pasibrzuchów, pijawki narodu
Spojona węzłem złości, próżniactwa i smrodu,
Tylu wieków koleją nieużyte plemię/Ssie dostatki narodów i pustoszy ziemię
Światu na nic niezdatni, z sobą mało zgodni
Inszych czynów nie mają prócz głupstwa i zbrodni.

Święte słowa. Amen.

Krzysztof Lubczyński

Poprzedni

Rozwichrzone myśli

Następny

Wyniki 6. kolejki Lotto Ekstraklasy

Zostaw komentarz