28 marca 2024

loader

Apetyt na nasze pieniądze

Rząd Prawa i Sprawiedliwości chwali się, że obniża podatki – podczas gdy w rzeczywistości je podwyższa.

 

Mimo głośno zapowiadanych obniżek podatków, rząd PiS w budżecie na 2019 rok kontynuuje politykę zwiększania obciążeń podatkowych.
Obywatelom trudno to dostrzec, kiedy wzrost obciążeń nie wynika ze zmiany stawek podatkowych. Wciąż zamrożone są progi PIT (podatku dochodowego od osób fizycznych), dzięki czemu corocznie dochody państwa rosną o ok. 1 mld zł, a wprowadzone od 2018 roku wydzielenie źródeł przychodów w CIT (podatku dochodowym od osób prawnych) , oznacza efektywny wzrost opodatkowania przedsiębiorstw o ok. 2 mld zł rocznie.
Oprócz tego trzeba zauważyć, że rząd PiS zapobiega wygaśnięciu podwyższonych stawek VAT (co daje państwu ok. 7-8 mld zł rocznie).
Rząd PiS wprowadza również parapodatki, z których część będzie trafiać do funduszy celowych. Po wprowadzonej w 2018 roku „opłacie recyklingowej” (1,2 mld zł), która jest bezpośrednim dochodem budżetu, rząd wprowadza obecnie „opłatę emisyjną” i „daninę solidarnościową”, które zasilą fundusze celowe.
„Opłata emisyjna” ma przynieść w 2019 roku 1,7 mld zł. Wpływy mają rosnąć wraz z popytem na paliwa i w 2020 roku wynieść już 1,9 mld zł. Przy okazji wzrosną też wpływy z podatku VAT, ponieważ nowa opłata zwiększa jego podstawę.
Ustawa wprowadzająca „daninę solidarnościową” znajduje się obecnie w Sejmie. Jeśli zostanie uchwalona, przyniesie 1,2 mld zł rocznie od 2020 roku. Mówią o tym komunikaty Forum Obywatelskiego Rozwoju.

 

Ciche wyciskanie kasy

„Opłata emisyjna” i planowana „danina solidarnościowa” nie tylko zwiększają obciążenia fiskalne, lecz także pogłębiają wyłom, jaki w budżecie państwa tworzą fundusze celowe. Taka organizacja wydatków państwa utrudnia obywatelom ocenę rozdysponowania środków publicznych, a administracji – efektywne ich wydatkowanie.
Przez lata skład funduszy celowych się zmieniał, ale ich liczba pozostaje podobna.
W projekcie budżetu na 2019 rok zapisano 28 funduszy celowych, ale trwają jeszcze prace nad Solidarnościowym Funduszem Wsparcia Osób Niepełnosprawnych.
Jakkolwiek w ostatnich latach wydatki funduszy celowych w stosunku do PKB spadały, to teraz można się obawiać tendencji odwrotnej.
Rząd PiS, przedstawiając budżet na 2019 rok, podkreśla wprowadzenie obniżonego CIT i „małego ZUS”. Zmiany te są jednak znacznie mniej istotne niż, trudniej dostrzegalne, podwyżki podatków.
Wprowadzenie obniżonego CIT oznacza nieznaczny spadek dochodów państwa (ok. 0,4 mld zł), ale przede wszystkim może tworzyć barierę zniechęcającą firmy do wzrostu.
Konstrukcja ulgi sprawia, że przekroczenie przez firmę progu przychodów nawet o 1 zł będzie skutkowało ponad dwukrotnym wzrostem opodatkowania zysków. Wynika to z konstrukcji preferencji – zyski firmy o przychodach do 1,2 mln euro będą obciążone 9-procentową stawką CIT, natomiast firmę o przychodach o złotówkę przekraczających próg będzie obowiązywała już stawka 19-procentowa.
W praktyce oznacza to, że przy 5-procentowej rentowności sprzedaży firma o przychodach 1 199 999 euro zapłaci 5400 euro podatku, natomiast firma o przychodach o 2 euro wyższych (1 200 001 euro) zapłaci już 11 400 euro podatku
Doświadczenia międzynarodowe pokazują, że tego typu sztywne progi zniechęcają firmy do wzrostu, ze szkodą nie tylko dla samych przedsiębiorstw, lecz także całej gospodarki – wskazuje FOR.
„Mały ZUS” dla najmniejszych przedsiębiorców rozwiązuje tylko część problemów związanych z wysokim opodatkowaniem i oskładkowaniem osób o najniższych dochodach – jednocześnie tworząc nowe.
Ponieważ możliwość jego płacenia jest zależna od uzyskiwanych przychodów, w praktyce z rozwiązania tego nie będą mogły skorzystać osoby zajmujące się handlem (np. osoba, która miesięcznie kupuje towary za 7 tys. zł i sprzedaje je za 8,5 tys. zł będzie miała zbyt wysoki przychód, by objął ją „mały ZUS”).
Zmiana ta nie będzie też dotyczyła osób pracujących na podstawie umowy o pracę, w przypadku których nawet od płacy minimalnej (2250 zł brutto) trzeba odprowadzić składki w kwocie niemal 1000 zł. Co więcej, preferencyjne oskładkowanie osób samozatrudnionych w ramach „małego ZUS” może wypychać część pracowników z umów o pracę na samozatrudnienie – uważa FOR.

 

Rząd PiS poprawił finanse państwa

Dzięki szybkiemu wzrostowi gospodarczemu deficyt sektora finansów publicznych w Polsce – pomimo wprowadzenia nowych wydatków – w ostatnich latach malał. Szybki wzrost gospodarczy przełożył się z jednej strony na wzrost wpływów podatkowych, a z drugiej na obniżenie szeregu wydatków w relacji do PKB.
W latach 2015–2017 deficyt sektora finansów publicznych spadł z 2,6 proc. PKB do 1,7 proc. PKB), mimo że w tym czasie wprowadzono program 500+, a także ograniczono dywidendy wpłacane przez państwowe spółki i wstrzymano sprzedaż państwowej ziemi.
Po stronie dochodów odnotowano wzrost ściągalności VAT, z którego wpływy w relacji do PKB wzrosły dzięki działaniom uszczelniającym system podatkowy (wpływy wzrosły o ok. 1 proc. PKB, z czego ok. 0,7 proc. PKB to efekt działań uszczelniających). Dobra koniunktura w połączeniu z rosnącą liczbą imigrantów płacących składki ZUS przyczyniła się do wzrostu wpływów składkowych (o 0,4 proc. PKB).
Nowe podatki (przede wszystkim podatek bankowy) wraz z zamrożeniem progów PIT (co oznacza efektywny wzrost opodatkowania) zapewniły wzrost dochodów o kolejne 0,3 proc. PKB.
Po stronie wydatków dobra koniunktura na światowych rynkach finansowych pozwoliła na dalszy spadek kosztów obsługi długu publicznego (o 0,2 proc. PKB), a wcześniejsza reforma systemu rentowego, na dalsze ograniczenie wydatków ZUS na renty z tytułu niezdolności do pracy. Jednocześnie rząd PiS utrzymywał dynamikę płac w sektorze publicznym poniżej dynamiki płac w sektorze prywatnym, co zaowocowało spadkiem wydatków na płace w sektorze publicznym w relacji do PKB (o 0,2 proc. PKB).
Szybki nominalny wzrost PKB ułatwia także rządowi relatywne obniżenie wydatków na płace w sektorze publicznym. Poprzez samo utrzymanie dynamiki płac poniżej tempa wzrostu płac w sektorze prywatnym w 2017 roku (czyli bez nominalnego obniżenia płac) rząd obniżył fundusz płac w sektorze publicznym w relacji do PKB do najniższego poziomu w historii. Zakłada również jego dalszy spadek w kolejnych latach.
Konstrukcja istotnej części wydatków publicznych oraz polityczne realia sprawiają, że przy szybkim nominalnym wzroście PKB rząd ma większe pole manewru. Szczególnie dobrze widać to w przypadku emerytur i rent, które stanowią ponad jedną piątą wydatków publicznych.
Chociaż po obniżeniu wieku emerytalnego liczba emerytów wzrosła skokowo, co przełożyło się na wzrost deficytu (o 0,8 proc. PKB), to efekt ten został skompensowany przez relatywny spadek wysokości emerytur (o 0,6 proc. PKB), spadek liczby rencistów (o 0,3 proc. PKB) i wysokości ich świadczeń (o 0,1 proc. PKB) oraz wzrost wpływów budżetowych (o 0,3 proc. PKB).

 

Widmo dużego deficytu

Utrzymujący się od 2014 roku szybki wzrost gospodarczy, związany z dobrą koniunkturą w gospodarce światowej, w sposób naturalny zwiększa dochody państwa, co w połączeniu z ograniczonym tempem wzrostu szeregu wydatków daje rządowi większe pole manewru. Rząd PiS wykorzystuje sprzyjającą sytuację gospodarczą na finansowanie nowych wydatków, a nie na ograniczanie deficytu i przygotowanie finansów publicznych na następne spowolnienie.
Wydatki zapisane w budżecie państwa stanowią mniej niż 45 proc. ogółu wydatków publicznych, na które składają się także wydatki samorządów, ZUS, KRUS, NFZ i szeregu innych podmiotów. O kondycji finansów publicznych świadczy deficyt całego sektora finansów publicznych, a nie tylko samego budżetu państwa.
Pomimo utrzymującej się bardzo dobrej koniunktury prognozowany na 2019 rok deficyt sektora finansów publicznych w Polsce pozostaje – na tle pozostałych państw Unii Europejskiej – wysoki. Wpisana do budżetu wielkość deficytu sektora finansów publicznych (1,8 proc.) jest wielkością maksymalną i choć faktyczny deficyt może być nieco mniejszy, to wciąż pozostaje relatywnie wysoki w porównaniu z innymi państwami członkowskimi.
W majowej prognozie Komisja Europejska przewidywała, że w 2019 r. deficyt w Polsce wyniesie 1,4 proc., czyli będzie sporo wyższy od unijnej średniej (0,3 proc.). Ponadto według tej samej prognozy 13 państw UE będzie miało w przyszłym roku nadwyżki.
Jest to niepokojące w kontekście bardzo dobrej koniunktury w gospodarce światowej i u naszych głównych partnerów handlowych. Według szacunków KE z lipca br. w latach 2017-2018 gospodarka unijna rosła najszybciej od czasu kryzysu finansowego w 2008 roku. Obecne prognozy mówią o nieznacznym spowolnieniu wzrostu w przyszłym roku.

 

Pod rosnącym ciężarem świadczeń

Kiedy nowe podatki służą finansowaniu specjalnie tworzonych funduszy celowych, politycy mogą zwodzić obywateli, twierdząc, że owe podatki są uzasadnione, bo dzięki nim realizuje się popularne społecznie cele. Jednak politycy często kreatywnie dodają poszczególnym funduszom nowe wydatki, niezwiązane z ich pierwotnym przeznaczeniem, a lista funduszy zmienia się co roku.
I tak np. Fundusz Reprywatyzacji dotował m.in. Telewizję Polską i Polskie Radio, a Fundusz Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej był wydatkowany m.in. na dotacje dla uczelni ojca Rydzyka, zakup sprzętu dla Ochotniczej Straży Pożarnej i ustawową działalność Centralnego Biura Antykorupcyjnego.
Rząd PiS nie wykorzystuje dobrej koniunktury do wprowadzenia istotnych reform strukturalnych w budżecie na 2019 rok.
Polskie finanse publiczne pozostają nieprzygotowane na spowolnienie gospodarcze, które przy braku reakcji rządu spowoduje wzrost deficytu. Choć wiele zależy od struktury spowolnienia gospodarczego, to należy się spodziewać, że będzie mu towarzyszył spadek wpływów podatkowych.
Jednocześnie, wolniejszy nominalny wzrost produktu krajowego brutto sprawi, że relatywny ciężar wypłaty świadczeń emerytalnych i rentowych będzie rósł.

Andrzej Dryszel

Poprzedni

Tęczowa hipokryzja

Następny

Świat od spodu (Postscriptum)

Zostaw komentarz