19 marca 2024

loader

Obywatele zamiast kamer

Europeizujmy się. Pod rozwagę tych, do których należy decydowanie o tym, czy wybory w Polsce staną się uczciwsze.

 

Mimo kilku zmian kodeksu wyborczego w ostatnich latach, nawet sama technika głosowania nie jest w Polsce wzorowana na krajach o utrwalonej demokracji.
We Francji członek komisji stoi przy urnie, sprawdza tożsamość głosującego obywatela i po wrzuceniu kart do przezroczystej urny, głośno wygłasza formułę: „ Pani – nazwisko – zagłosowała”. Dopiero wtedy głosujący podpisuje się na liście.
U nas przeciwnie – głosujący najpierw podpisuje się na liście i odbiera karty do głosowania. W tym momencie komisja przestaje się nim interesować. Głosujący może nawet wyjść z lokalu, wrócić po godzinie i wrzucić karty do urny. Komisja na to nie zwraca uwagi. To niewyobrażalne na Zachodzie. O ile pamiętam – w Ambasadzie Polskiej w Brukseli w wyborach 2011 było więcej kart wyborczych w urnie niż głosujących.

 

Daleko od uczciwości

Nie wierzę, żeby w Polsce wybory były całkiem uczciwe. Członkowie komisji, zwłaszcza o nielicznym składzie, mogli dokonać wyboru kart albo unieważnić niektóre karty według własnych preferencji, dodając drugi krzyżyk.
W czasie przedostatnich wyborów do Sejmu, o czym pisała prasa, zidentyfikowano członka komisji chyba na Śląsku, który unieważnił w ten sposób ponad 50 głosów. A ilu nigdy nie ujawniono?
W 2006 r na własne oczy widziałam na wsi komisję obwodową – dwie dziewczyny – a ilość nieważnych głosów dochodziła tam według Państwowej Komisji Wyborczej do 30 proc.
Znam kandydatów do samorządu, którzy dowiadywali się ze zdumieniem, że nawet sami na siebie nie głosowali! A teraz partia rządząca poszła na całość: można stawiać krzyżyki i mazać w tylu kratkach ile dusza zapragnie. Obserwatorzy zagraniczni – a pewnie do tego dojdzie – będą mdleć na ten widok, a na pewno będą to fotografować.

 

Ważne kto liczy głosy

Parę razy zwracałam uwagę Sejmu – i nie tylko – na konieczność europeizacji niektórych przepisów polskiego kodeksu wyborczego.
Jak mówił Lenin – nieważne kto jak głosuje ale kto liczy. Do pilnowania prawidłowego liczenia głosów we Francji może zgłosić się każdy dorosły obywatel, który w dniu wyborów przyjdzie do lokalu wyborczego przed godziną zamknięcia. Komisja nie wie jaki będzie skład „strażników”. Ludzie ci stoją nad głowami komisji i patrzą jej na ręce „jak sępy” jak to określił mój znajomy Francuz, wielokrotny członek obwodowej komisji wyborczej. „Strażnicy” mogą opuścić lokal wyborczy dopiero po podpisaniu protokołu przez komisję obwodową.
Każdy obywatel może więc osobiście dopilnować prawidłowości wyborów.To dlatego francuska krajowa komisja wyborcza praktycznie nie przyjmuje żadnych reklamacji.
Dlatego też Francuzi są przeciwni głosowaniu przez internet. Na tym polega społeczeństwo obywatelskie. Najwyższa pora, żeby powstało w Polsce. Procedury tak efektywnej nie zastąpią żadne kamery. W dodatku nie pociąga ona za sobą prawie żadnych kosztów w przeciwieństwie do obłędnych kosztów kamer, nie do końca policzonych. A więc zamiast kamer – żywi obywatele – uważa stowarzyszenie Racjonalna Polska.

 

Startować każdy może

Zakładam, że nie dojdzie do liczenia głosów w innym miejscu niż lokal obwodowej komisji wyborczej, co zakrawa na kpiny z obywateli, jeżeli Polska ma zostać w Unii Europejskiej. Takiego scenariusza 80 proc. Polaków nie wybaczyłoby politykom, którzy do tego doprowadzili.
Na koniec muszę dodać, że w porównaniu z innymi państwami europejskimi wybory w Polsce charakteryzują się zawrotną liczbą kandydatów. W samorządzie na zbyt dużą liczbę – stworzoną w epoce TKM (czyli, teraz, k…a, my) – ok. 47 tys. radnych na cały kraj (nie licząc wójtów, burmistrzów itd.), mamy aż dwieście kilkadziesiąt tysięcy kandydatów. Aż się prosi zmniejszenie tej ostatniej liczby nawet do połowy.
Umożliwiłoby to skreślanie nazwisk na karcie z pozostawieniem tylko jednego nazwiska, jak w wielu krajach Europy. „Książeczki” nie będą konieczne. Koszt wyborów spadłby znacznie.
Poza tym w wyborach samorządowych w ogóle nie powinno być progów dla komitetów wyborczych. Do samorządu powinni wejść kandydaci wg ilości uzyskanych głosów bez względu na to z jakiego komitetu wyborczego pochodzą. Europeizujmy się!

Andrzej Dryszel

Poprzedni

To były fantastyczne lata

Następny

Mediów rasizm powszedni

Zostaw komentarz