19 kwietnia 2024

loader

Gospodarka 48 godzin

Bankowe oszczędności
Banki działające w Polsce, chcąc chronić swoje zyski, muszą szukać oszczędności. Dlatego tną koszty, rezygnują z reklam, podnoszą opłaty, zwalniają pracowników, likwidują oddziały, ograniczają obsługę kasową. O ile z obroną zysków jakoś radzą sobie większe banki komercyjne (zwłaszcza zagraniczne, bo krajowe mają już trudniej, co pokazuje przykład banków Leszka Czarneckiego), o tyle mniejsze banki spółdzielcze są zagrożone. – Obecna sytuacja makroekonomiczna stwarza szczególne wyzwanie dla spółdzielczego sektora bankowego. Bankom spółdzielczym, aby obniżyć koszty, w zasadzie pozostaje likwidacja części mniej rentownych placówek, pomimo tego, że zapotrzebowanie na tę bankowość jest w niektórych miejscowościach nadal dość duże – uważa dr. Mieczysław Grodzki, ekspert do spraw spółdzielczości w Business Centre Club. Jego zdaniem, aby poprawić warunki funkcjonowania banków spółdzielczych na trudnych rynkach lokalnych, należy ułatwić uzyskiwanie kredytów dla rolnictwa z dopłatami do oprocentowania finansowanymi przez budżetu państwa. Czyli, bez dodatkowej pomocy państwa się nie obejdzie. Dodatkowym kłopotem banków spółdzielczych jest to, że długotrwałe utrzymywanie przez Radę Polityki Pieniężnej niskich (a praktycznie zerowych) stóp procentowych powoduje sukcesywny odpływ z banków depozytów terminowych. Może to być szczególnie dotkliwe właśnie dla banków spółdzielczych, dla których depozyty są w zasadzie jedynym źródłem finansowania portfela kredytowego. Szkodzi to także klientom, bo „wychodząc” z lokat bankowych, często lokują oni swoje środki w instrumenty finansowe wysokiego ryzyka, co może skończyć się dla nich stratami. Innym bardzo ważnym problemem jest konieczność poprawy skuteczności w dochodzeniu przez banki spółdzielcze niespłacanych kredytów. Bez tego, zdaniem eksperta BCC, koszt kredytu musi być wyraźnie wyższy i tym samym mniej korzystny dla kredytobiorcy.

Złodzieje rowerów
Ze statystyk policyjnych w Warszawie wynika, że w czasie pandemii koronawirusa, czyli w okresie od marca do końca sierpnia bieżącego roku, w stolicy doszło do 630 przypadków kradzieży rowerów. W tym samym okresie ubiegłego roku było ich 540. Tego wzrostu nie należy jednak wiązać wyłącznie z pandemią, lecz z generalnie rosnącym odsetkiem liczby warszawiaków korzystających z rowerów. Im bowiem jest więcej rowerów, tym więcej jest też kradzieży – zwłaszcza, że stołeczni hipsterzy coraz częściej popisują się kosztownymi rowerami, budzącymi zrozumiałe zainteresowanie złodziei. Poza tym w Warszawie, tak jak w wielu innych polskich miastach, stopniowo rośnie liczba niektórych kategorii przestępstw – w tym także kradzieży rowerów. Wreszcie, do wzrostu statystyk kradzieży przyczyniła się też pogoda, która wiosną bieżącego roku była nieco łagodniejsza niż w 2019 r. Skoro było zaś cieplej, to więcej rowerów wyjeżdżało na stołeczne ulice, a więc przybywało także przypadków ich kradzieży. Policja stale zachęca do znakowania rowerów oraz zakładania solidniejszych blokad, co utrudni pracę złodziejom.

Andrzej Leszyk

Poprzedni

Chwilowy pokój na prawicy

Następny

Nasze elektromobilne mrzonki

Zostaw komentarz