3 października 2024

loader

Niech wreszcie zaczną mniej truć

Na razie rzekome starania rządu o wyeliminowanie „kopciuchów”
sprowadzają się głównie do działań propagandowych.

Rządy Prawa i Sprawiedliwości doprowadziły do tego, że mieszkańcy Polski muszą oddychać najbardziej zanieczyszczonym powietrzem w Europie.
Wprawdzie, jeżeli chodzi tylko o zatrucie powietrza w samych miastach, z wyłączeniem wszelkich obszarów pozamiejskich, to nieco gorzej od nas wypada Bułgaria – tam procentowo, zanotowano przekroczenie norm w większym odsetku miast niż w Polsce. Gdy jednak wziąć pod uwagę wielkość tych przekroczeń, jesteśmy absolutnie bezkonkurencyjni.
Wedle statystyk Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), obecnie wśród 50 miast w Unii Europejskiej z najbardziej skażonym powietrzem aż 36 leży w naszym kraju (wśród nich na niechlubnym podium jest kolejno Opoczno, Żywiec i Rybnik), a tylko 7 w Bułgarii. A przecież jeszcze bardziej trującym powietrzem często oddychają mieszkańcy małych polskich miejscowości.

Martwi ludzie

Skutki tego wszystkiego widzimy już w postaci zwiększonej umieralności. Podawane są różne liczby, mówiące o skali zgonów z powodu smogu: w 2017 r. wymieniano liczby 30 – 35 tys, obecnie mówi się już o prawie 70 tys. ofiar śmiertelnych rocznie.
Dokładniej zbadał to Narodowy Fundusz Zdrowia, który przeanalizował przyczyny wzrostu liczby zgonów w 2017 r. Okazało się, że szczególnie duża śmiertelność panowała w styczniu i lutym – dwóch miesiącach, w których najbardziej intensywnie pracuje system grzewczy, a ludzie najczęściej palą w piecach.
Najbardziej tragiczny był styczeń – w pierwszym miesiącu 2017 r. w Polsce zmarło o 23,5 proc. więcej ludzi, niż w styczniu rok wcześniej. Analiza tych zgonów dokonana przez specjalistów z NFZ dała jednoznaczny wynik. Narodowy Fundusz Zdrowia stwierdził w swym raporcie: „Średnie natężenie pyłów PM10 w powietrzu dla Polski w styczniu 2017 r. było na rekordowym poziomie. Ponadto w styczniu 2017 roku odnotowano najniższą średnią temperaturę powietrza w porównaniu do analogicznych okresów z zeszłych lat (..)Potencjalną przyczyną wzrostu liczby zgonów w styczniu 2017 r. jest skokowe pogorszenie jakości powietrza, które może rodzić gwałtowne konsekwencje zdrowotne u osób szczególnie podatnych”.
Te osoby szczególnie podatne to przede wszystkim dzieci i seniorzy, a także ludzie z dolegliwościami układu krążeniowo-oddechowego. To oni w pierwszej kolejności umierają z powodu zatrutego powietrza.

Martwe przepisy

Liderzy Prawa i Sprawiedliwości oczywiście nie poniosą żadnej realnej odpowiedzialności za śmierć kilkudziesięciu tysięcy Polaków. Ciąży na nich wprawdzie odpowiedzialność moralna, ale tym naturalnie nikt się nie przejmuje.
W Polsce od 1 lipca 2018 r. nie wolno sprzedawać pieców grzewczych na paliwo stałe nie spełniających wymogów najwyższej, piątej klasy ekologicznej.
Zakaz był tylko pustym przepisem, którego nikt nie egzekwował, toteż naturalnie pozostał na papierze.
Obecna ekipa wprawdzie się tym nie przejmowała – ale trudno było wciąż ignorować rosnące niezadowolenie elektoratu z powodu coraz bardziej zatrutego powietrza.Jadwiga Emilewicz, wcześniej minister przedsiębiorczości i technologii, a obecnie minister rozwoju oświadczyła więc: – Z obserwacji rynku kotłów na paliwo stałe wynika, że sprzedawcy nadal oferują urządzenia niespełniające wymagań rozporządzenia. To wpływa negatywnie nie tylko na jakość powietrza, a co za tym idzie na nasze zdrowie, ale jest także elementem nieuczciwej konkurencji. Nie zgadzamy się na reklamowanie urządzeń wysokoemisyjnych jako niskoemisyjnych, posługiwanie się fałszywymi świadectwami jakości lub sprzedaż kotłów bezklasowych pod innymi nazwami.

Może UE wymusi zmiany?

Kilka dni temu, 23 listopada weszła w życie znowelizowana ustawa Prawo Ochrony Środowiska. Nowelizacja ma wreszcie spowodować możliwość egzekwowania, martwego dotychczas, zakazu sprzedaży kopciuchów obowiązującego od 1 lipca ubiegłego roku.
Poniekąd wymusiła to na polskiej władzy Unia Europejska, bo od 1 stycznia 2020 r. kraje członkowskie będą musiały przestrzegać tzw. ekoprojektu, czyli proekologicznego rozporządzenia Komisji Europejskiej. Dzięki UE pojawił się więc cień szansy, że kiedyś powietrze w Polsce będzie nieco czystsze.
Nowelizacja Prawa Ochrony Środowiska ma wzmocnić uprawnienia organów Inspekcji Handlowej do sprawdzania, czy oferowane przez przedsiębiorców kotły na paliwo stałe o znamionowej mocy cieplnej nie większej niż 500 kilowatów (czyli używane do ogrzewania pomieszczeń przez gospodarstwa domowe oraz małe i średnie zakłady ) spełniają stosowne wymagania czystości emisji.
Zgodność tych pieców z wymaganiami będzie sprawdzania poprzez badania laboratoryjne oraz posiadanie odpowiedniej dokumentacji, świadectw i certyfikatów. Nowelizacja przydziela także instytucjom kontrolnym więcej kasy na przeprowadzanie laboratoryjnej weryfikacji oraz wprowadza bardziej szczegółowe definicje „kotła na paliwo stałe” oraz „wprowadzenia do obrotu” takiego kotła. Ma to utrudnić indywidualne sprowadzanie do Polski kopciuchów z innych państw.
Organy Inspekcji Handlowej będą mogły nakładać kary na firmy sprzedające takie piece – ale już nie na osoby prywatne. Oznacza to, że teoretycznie żaden przedsiębiorca nie ma prawa oferować pieców nie spełniających wymogów, ale każdy człowiek ma prawo taki piec kupić – i go używać (choć oczywiście nie ma prawa go używać tam, gdzie samorządy wprowadziły zakaz palenia paliwem stałym).

Żeby pokazać, że coś się robi

W rządzie postanowiono też wykonać dodatkowe propagandowe gesty, świadczące o tym, że władza jednak trochę stara się o promowanie czystszych źródeł ciepła.
Sprawa jest dosłownie paląca, bo na polski rynek trafia rocznie, wedle różnych szacunków od ponad 100 tys do prawie 250 tys. pieców na paliwa stałe. Ponieważ rządu to nie interesowało, to nie ma też żadnych dokładniejszych danych o ich sprzedaży. Organizacje pozarządowe oceniają jednak, że 20 – 25 proc. tych kotłów grzewczych to kopciuchy niespełniające żadnych wymagań.
Trudno całkowicie przejść nad tym do porządku dziennego, toteż rząd postanowił pokazać, że coś się robi. Na zlecenie Ministerstwa Rozwoju powstało więc oprogramowanie, które pozwoli Inspekcji Handlowej analizować oferty sprzedaży kotłów na paliwo stałe w internecie. Dzięki temu teoretycznie ma być łatwiej „namierzyć” sprzedawane kopciuchy.
Oprogramowanie umożliwi zautomatyzowaną weryfikację ogłoszeń o sprzedaży kotłów, zamieszczanych na portalach internetowych. Program ma wyłapywać te oferty, z których wynika, że urządzenie nie spełnia wymagań określonych w przepisach. Formalny dostęp do niego będą mieć pracownicy Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów oraz wojewódzkich inspekcji handlowych.
Aplikacja ma wyszukiwać podejrzane oferty na podstawie następujących zwrotów, wskazujących na istnienie sprzeczności słów oferty z przepisami, np. „kocioł klasy 5 i inne parametry emisyjne”, „kocioł na zamówienie” czy „określona klasa kotła inna niż klasa 5”. Przypomnijmy, że piąta klasa to ta najczystsza, jedyna, której urządzenia teoretycznie można sprzedawać.
Wyłapywane też będą pojedyncze, podejrzane słowa, np. „ ruszty, ręczne” (nie mają ich piece na dozwolone paliwo płynne czy lotne), czy zakazany rodzaj paliwa (węgiel lub drewno).
Pierwsze kontrole ruszą już w grudniu. Inspekcja Handlowa będzie sprawdzać kotły na paliwo stałe o mocy cieplnej do 500 kW, dostępne w sklepach, hurtowniach, u producentów czy importerów.
Skontrolują najwyżej etykietki
Na razie, ponieważ pieniądze na kontrole zaplanowano w budżecie dopiero od 2020 r., IH skontroluje tylko dokumentację. W przyszłym roku będzie też zlecać badania laboratoryjne. Co roku ma dostawać na ten cel 900 tys. zł. Pozwoli to zbadać w laboratorium ok. 50 kotłów rocznie.
– Inspektorzy zostali odpowiednio przeszkoleni do kontroli kotłów. Wkrótce ogłosimy przetarg na wybór specjalistycznego laboratorium, które będzie je badać. Jednocześnie upowszechniamy wśród przedsiębiorców wiedzę o wymaganiach wobec kotłów na paliwo stałe. Na początku listopada wysłaliśmy pismo z wyjaśnieniami do dużych sieci marketów budowlanych oraz do stowarzyszeń producentów. Przygotowaliśmy także na naszej stronie internetowej kompendium wiedzy na ten temat – mówi Tomasz Chróstny, wiceprezes UOKiK.
Te 50 kotłów, które będzie można badać laboratoryjnie w ciągu roku to liczba śmiesznie mała, w porównaniu z ponad 100 tysiącami (najskromniej licząc) corocznie wprowadzanymi do obrotu.
Nikt zresztą nie ma specjalnych złudzeń, że nowe przepisy cokolwiek zmienią, jeśli rząd PiS nie wprowadzi pełnej rekompensaty za wymianę kopciucha na nowy, czysty piec.
A nie wprowadzi, bo ma w niewielkim poważaniu zdrowie i życie Polaków. Ważniejsze są wydatki na czczenie żołnierzy wyklętych i finansowanie propagandy sukcesu w rządowych mediach.
Na razie więc, żeby pokazać jakąś aktywność, UOKiK prowadzi wyrywkową kontrolę etykiet energetycznych na kotłach. Bada się, czy te etykiety są i czy zawierają prawidłowe sformułowania – ale już nie to, czy sformułowania na etykietach są zgodne z faktycznymi parametrami kotła…

Andrzej Dryszel

Poprzedni

Ceny energii idą w górę

Następny

Euro 2020: Hiszpania i Szwecja na drodze Polaków

Zostaw komentarz