29 marca 2024

loader

Ulice w szponach komunizmu

Niestety, ustawa mająca doszczętnie wyplenić symbole komunistycznego zniewolenia, może okazać się nieskuteczna. Na szczęście mamy jeszcze IPN.

Dużo jest pracy przed włodarzami polskich miast! Instytut Pamięci Narodowej obliczył, że zdekomunizować trzeba jeszcze nazwy około 1500 ulic w naszym kraju.
IPN to placówka prowadząca unikalne, fundamentalne dla Polski i Polaków badania, właśnie takie jak analizowanie nazw ulic pod kątem propagowania przez nie komunizmu i totalitatyzmu. Śmiało można powiedzieć, że drugiej takiej instytucji naukowej jak nasz IPN, nie ma na całym świecie. Nie bez powodu przecież nakłady budżetu państwa na Instytut Pamięci Narodowej są znacznie wyższe niż nakłady budżetowe na Polską Akademię Nauk. I słusznie, bo przecież każdy widzi, o ileż potrzebniejszy jest nam IPN niż PAN.
Swoisty hołd Instytutowi Pamięci Narodowej oddał też kiedyś prof. Leszek Kołakowski, który stwierdził, że historyków polskich można podzielić na dwie kategorie: historyków oraz historyków z IPN. Trudno o bardziej dobitne wyrazy uznania!
Wszystko to przekonuje, iż badania IPN należy traktowac z najwyższą powagą – a zwłaszcza te które dotyczą najważniejszych, palących problemów naszej współczesności, właśnie takich jak stopień ukomunizowania nazw polskich ulic.

Komuna trzyma się mocno

Ze smutkiem trzeba jednak stwierdzić, że wieloletnia walka IPN o ostateczne pokonanie komuny, tak mocno osadzonej na szyldach ulic, wciąż napotyka na przeszkody.
Nieuświadomione, a czasem wręcz wrogie grupki społeczeństwa, podjudzane przez rozmaitych szkodników ukrytych w strukturach samorządowych, opierają się wiatrom patriotycznych przemian. Nie odsłaniają przy tym prawdziwego oblicza! Obłudnie tłumaczą, że zmienianie nazw ulic to mitręga, że trzeba przepisywać księgi wieczyste i inne dokumenty, przerabiać pieczątki, pamiętać o podawaniu już nowych adresów. Ukrywając swe haniebne intencje, oni nawet słowem nie zdradzą, że w rzeczywistości chodzi im o ciągłe propagowanie komunizmu i toralitaryzmu.
Cóż, taki podstępny wróg jest najgorszy. On nie ma szans – ale właśnie teraz, gdy broni się resztkami sił, walka z nim musi się maksymalnie zaostrzać i nasilać.
Dlatego też Instytut Pamięci Narodowej, stojący na pierwszej linii tych wielkich, patriotycznych zmagań, uznał, że konieczne jest wydanie specjalnego komunikatu – a raczej odezwy – „w sprawie nazw ulic, placów oraz patronów i imion instytucji publicznych, będących formą okazywania czci i szacunku dla ideologii nazistowskiej i komunistycznej”.
Odezwa nosi tytuł „Zmiany nazw ulic” i ponieważ wróg czuwa, na wszelki wypadek nie jest podpisana żadnymi nazwiskami.
Przywołuje ona zasługi bojowe IPN-u w dekomunizowaniu nazw ulic, wyznacza rubieże jakie trzeba osiągnąć w tej walce, zapowiada, co grozi wrogowi – ale przede wszystkim, piętnuje zaniedbania. Wzywa też obywateli do zdrowej, szczerej współpracy z odpowiednimi organami – i do zgłaszania im wszystkich przykładów nieprawomyślnych, wrogich nazw ulic.

Bój to będzie ostatni

W odezwie IPN czytamy między innymi:
„Prezes Instytutu Pamięci Narodowej publicznie występował do odpowiednich jednostek administracji publicznej z informacjami na temat wciąż występujących w Polsce nazw ulic, placów, skwerów i obiektów architektonicznych oraz pomników, tablic i miejsc pamięci, a także patronów instytucji publicznych, będących w swej istocie formą okazywania czci i szacunku dla ideologii nazistowskiej i komunistycznej.
Ustrojodawca zrównał ze sobą nazizm, faszyzm i komunizm, dając jednocześnie wyraz swojej dezaprobacie dla wszystkich ustrojów totalitarnych. Również kodeks karny penalizuje propagowanie ustroju faszystowskiego lub innego totalitarnego ustroju państwa (art. 256 kk).
W związku z powyższym od lat IPN prowadzi działania, mające na celu zainteresowanie władz publicznych i społeczności lokalnych problemem zaniedbań w tym względzie, utrwalających tezy prowadzonej w okresie PRL komunistycznej indoktrynacji społeczeństwa oraz będących faktycznie haniebnym wyrazem lekceważenia pamięci ofiar nazizmu i komunizmu.
Prezes Instytutu występował do odpowiednich organów administracji publicznej oraz do władz państwowych i samorządowych o podjęcie działań ukierunkowanych na niezwłoczną likwidację wszelkich form upamiętnienia zbrodniczych systemów: narodowego socjalizmu bądź komunizmu.
Działania powyższe są jedną z form realizacji zadań edukacyjnych Instytutu Pamięci Narodowej, a w szczególności obowiązku informowania społeczeństwa o strukturach i metodach działania instytucji, w ramach których zostały popełnione zbrodnie nazistowskie i komunistyczne, oraz o sposobach działania organów bezpieczeństwa państwa.
Niezależnie od prowadzonych działań Prezes Instytutu zwraca się do społeczności lokalnych z prośbą o nadsyłanie informacji na temat wciąż istniejących w kraju nazw, symboli i miejsc pamięci, będących wyrazem hołdu dla zbrodniczych ideologii nazizmu i komunizmu”.
Tyle tekst odezwy. Nie sposób nie zauważyć, że choć wspomniany przez IPN „ustrojodawca” zrównał ze sobą nazizm, faszyzm i komunizm, to sam Instytut uznaje komunim za coś nieporównanie gorszego od nazizmu i faszyzmu.

Komunizm straszniejszy niż nazizm i faszyzm

W odezwie IPN czytamy, że prezes Instytutu występował do odpowiednich jednostek w sprawie występujących wciąż w Polsce nazw „będących w istocie formą okazywania czci i szacunku dla ideologii nazistowskiej i komunistycznej”.
Jednakże do odezwy dołączona jest też instrukcja, precyzująca z czym trzeba walczyć. Otóż, w instukcji tej nie ma ani jednej nazwy „będącej w istocie formą okazywania czci i szacunku dla ideologii nazistowskiej”. Jest natomiast mnóstwo nazw, będących, według IPN-u, „ formą okazywania czci i szacunku dla ideologii komunistycznej”: od „Zygmunta Berlinga” i „Dąbrowszczaków” poczynając, na „Aleksandrze Zawadzkim” i „Michale Żymierskim” kończąc. Dobrze to pokazuje, że dla IPN właśnie komunim jest czymś najstraszniejszym.
I tu oto czai się wróg, tak precyzyjnie wskazany przez IPN!. To w tych haniebnych nazwach, którymi tak często jeszcze są opatrzone polskie ulice, jest jądro ciemności, które trzeba wytrzebić
Tak więc, Instytut wskazuje nam słuszną drogę, jednoznacznie stwierdzając, że nie nazizm, nie faszyzm ale właśnie komunizm, w najdoskonalszy sposób zidentyfikowany przez IPN, jest samą esencją zła!.

Prawdziwy oręż czy atrapa?

Od niedawna Instytut Pamięci Narodowej oraz wszystkie rzesze bezinteresownych, oddanych sprawie patriotów, tak dzielnie walczących dziś z komuną, mają nowe narzędzie w swoim świętym boju.
2 września weszła bowiem w życie ustawa „O zakazie propagowania komunizmu lub innego ustroju totalitarnego przez nazwy budowli, obiektów i urządzeń użyteczności publicznej”.
Niestety, ze smutkiem trzeba stwierdzić, że „ustrojodawca” nie wykazal rewolucyjnej czujności, przygotowując ów akt prawny. Może dlatego, że ustawę uchwalono dnia 1 kwietnia, niektóre jej przepisy są nieprecyzyjne. Wróg łatwo więc może je obejść w majestacie prawa.
I tak, art. 1 ustawy stanowi: „Nazwy budowli, obiektów i urządzeń użyteczności publicznej, w tym dróg, ulic, mostów i placów, nadawane przez jednostki samorządu terytorialnego nie mogą upamiętniać osób, organizacji, wydarzeń lub dat symbolizujących komunizm lub inny ustrój totalitarny, ani w inny sposób takiego ustroju propagować”.
Na pozór wszystko jest tu słuszne i jasne, a wymienienie z nazwy tylko jednego ustroju totalitarnego, czyli właśnie komunizmu, stanowi dobitne potwierdzenie stanowiska Instytutu Pamięci Narodowej, że to komunizm jest największym nieszczęściem Polski i Polaków, gorszym niż nazim i faszyzm razem wzięte.
Już jednak sformułowanie mówiące o zakazie upamiętniania osób, organizacji, wydarzeń lub dat „symbolizujących komunizm” otwiera wrogowi furtkę do podważenia takiego zakazu przed sądami, do których można się odwołać od decyzji administracyjnej nakazującej zmianę nazwy. A sądy w Polsce jeszcze nie w pełni składają się z sędziów nowego typu, rozumiejących, że dziś walka z komuną jest najważniejszym zadaniem każdego patrioty.
Otóż, łatwo można sobie wyobrazić, że nieodpowiedzialni adwokaci zaczną udowadaniać, że takie czy inne osoby lub wydarzenia będące patronem jakiejś ulicy, w istocie wcale nie „symbolizują komunizmu” – a więc nie trzeba ich usuwać z szyldu.
Weźmy choćby wspomnianych „Dąbrowszczaków”, wymienionych przez IPN na liście zakazanych nazw ulic. Przecież wynajęty przez wroga prawnik może wywodzić, że ochotnicza Brygada Międzynarodowa im. Jarosława Dąbrowskiego walczyła w Hiszpanii z faszystą generałem Franco, który zbuntował się przeciwko legalnemu rządowi. Że podczas walk brygady zginęły setki Polaków, w dużej mierze emigrantów od lat mieszkających w Hiszpanii. Że wprawdzie Franco miał poparcie Hitlera i Mussoliniego, a więc Brygada Dąbrowskiego była wspierana przez Stalina – ale konia z rzędem temu, kto wykaże, że Dąbrowszczacy akurat „symbolizowali komunizm”. Sąd zaś może dać wiarę takiej wrogiej argumentacji.
Inny przykład – „Zygmunt Berling”, także zakazany przez IPN. Służył on w Legionach Piłsudskiego, był parokrotnie ranny, dowodził batalionem w wojnie z bolszewikami w 1920 r. Potem, w 1939 r. został aresztowany przez NKWD, w obozie w Starobielsku zgodził się na współpracę z sowieckimi tajnymi służbami, dzięki czemu uniknął śmierci w Katyniu. Dowodził w bitwie pod Lenino, forsował Wisłę dla udzielenia pomocy Powstaniu Warszawskiemu, po czym Stalin odwołał go ze stanowiska dowódcy polskiej armii. Czy na pewno Berling w nazwie ulicy także symbolizuje lub propaguje komunizm?
A sama bitwa pod Lenino, w której zginęło ponad pół tysiąca polskich żołnierzy? Stoczona została przeciwko hitlerowskim Niemcom po stronie komunistycznego Związku Radzieckiego. Czy jednak można uznać, że umieszczenie tej bitwy w nazwie ulicy symbolizuje bądź propaguje komunizm? A może raczej symbolizuje krwawe walki polskich żołnierzy na wszystkich frontach?
Weźmy też nazwę „Obrońców Stalingradu”. Tu tez ktoś mógłby się uprzeć, że w tej nazwie chodzi nie o upamiętnianie komunizmu, lecz wielkiej bitwy, przełomowej dla wyniku wojny.
Sięgnijmy po inne ulice – na przykład „Jedności Robotniczej” czy „Komuny Paryskiej”. Przecież niewyrobieni politycznie sędziowie łatwo mogą dac wiarę argumentacji, że jedność robotnicza wcale nie musi być komunistyczna, zaś paryscy robotnicy, którzy w 1871 r. walczyli w Komunie Paryskiej bynajmniej nie chcieli wprowadzać komunizmu. Takie przykłady można mnożyć.

Zginęli za wcześnie

Co gorsza, ustawa zawiera wyraźne ograniczenie czasowe. Stanowi ona: „Za propagujące komunizm uważa się także nazwy odwołujące się do osób, organizacji, wydarzeń lub dat symbolizujących represyjny, autorytarny i niesuwerenny system władzy w Polsce w latach 1944–1989”.
Trzeba więc głośno zapytać: a co z nazwami symbolizującymi represyjny, autorytarny i niesuwerenny system przed 1944 r.?.
Weźmy choćby takiego „Mariana Buczka”, najpierw także legionistę Piłsudskiego, a potem członka PPS i nielegalnej Komunistycznej Partii Polski, który 9 września 1939 r. zginął w walce z Niemcami? Czy to, że nie doczekał do 1944 r. ma być usprawiedliwieniem, pozwalającym mu wciąż widnieć w nazwach polskich ulic?
A co z niejaką „Hanką Sawicką”, jak słusznie wskazał Instytut Pamięci Narodowej nazywającą się w istocie Szapiro, która podczas niemieckiej okupacji działała w komunistycznym Związku Walki Wyzwoleńczej, a w 1943 r. została ranna w zasadzce gestapo w Warszawie i następnego dnia zginęła na Pawiaku w wieku 25 lat? Czy to, że zamordowano ją przed 1944 r. może być dla niej przepustką do dalszego pozostawania na szyldach ulicznych?
Wygląda więc na to, że ustawa, która wreszcie miała ostatecznie zdekomunizować nasze ulice, może w istocie okazać się bezzębnym narzędziem. Aż rodzi się straszne podejrzenie, czy aby „ustrojodawca” sam nie znalazł się pod wpływem jakichś komunistów – i w istocie nie chciał utrudnić świętej wojny z symbolami komunistycznymi?
Na szczęście, miejmy nadzieję, są w Polsce czujni, waleczni patrioci, którzy pod wodzą IPN zdołają ostatecznie pokonać komunistyczną hydrę, panoszącą się jeszcze w nazwach polskich ulic.

trybuna.info

Poprzedni

Nie zwalnia tempa

Następny

Jose Mourinho w tarapatach