19 kwietnia 2024

loader

SPATiF-land

Wydawałoby się, że „ileż razy można?”. W minionym trzydziestoleciu liczba publikacji, prasowych i książkowych poświęconych światu artystycznemu, przede wszystkim filmowemu i teatralnemu, aktorskiemu i reżyserskiemu, ale także literackiemu czasów PRL była tak ogromna, że przy kolejnych lekturach trudno było uwolnić się od wrażenia (nie całkiem nieuzasadnionego) powtarzalności: tych samych portretów personalnych, tych samych anegdot, okoliczności, detali i tła.

Sama zresztą autorka „SPATiF”, Aleksandra Szarłat dała temu świadectwo w bogatej, dołączonej do jej książki bibliografii. Wspomnienia Janusza Minkiewicza, Leopolda Tyrmanda, Jerzego Zaruby, Stefanii Grodzieńskiej, Kazimierza Kutza, Andrzeja Romana, Magdaleny Dygat, Stefana Kisielewskiego, Mariana Brandysa, Romana Śliwonika, Krzysztofa Mętraka, Bohdana Łazuki, Marka Nowakowskiego, Jerzego Gruzy, Janusza Atlasa, Witolda Fillera, Tadeusza Plucińskiego, niezliczone wzmianki o świecie SPATiF-u w setkach artykułów i wywiadów z ludźmi kultury, niegdysiejszymi bywalcami lokalu przy Alejach Ujazdowskich 45. Był ich cały legion.

Zjawisko, jakim był niegdyś SPATiF, którego złoty okres przypadł na lata 1960-1980, warto zilustrować kilkoma cytatami z wypowiedzi jego bywalców. Janusz Głowacki nazywał SPATiF „miejscem niepodobnym do niczego na świecie. Bo wszędzie alkoholicy, artyści czy narkomani są podzieleni według wysokości konta w banku. 

A tam przychodzili pisarze opozycyjni, tajniacy, którzy ich podsłuchiwali, członkowie KC, pułkownik załuski, na którego czekał kierowca w mundurze, sportowcy ze złotymi medalami europejskimi, którzy upijali się na śmierć na dzień przed mistrzostwami Europy, które potem wygrywali. 

Przychodził Andrzejewski i Mętrak, Krzeczkowski i Bereza. Zaglądał Kisiel, Turowicz i Marcin Król. Na stałe rezydował Prutkowski, otoczony prostytutkami i olimpijczykami. Słonimski opowiadał, jak było, a obok było jak jest”. Do tego całe legiony aktorek, aktorów, reżyserów, dziennikarzy z Gustawem Holoubkiem, Kazimierzem Rudzkim czy Jerzym Duszyńskim na czele. 

Piotr Fronczewski tak wspominał SPATiF: „Istotą rzeczy były spotkania, rozmowy rodzące się w ich trakcie anegdoty, cudowni ludzie, świetne towarzystwo, niepowtarzalny klimat, niezwykła aura. To był wspólny bałagan kilku przecinających się środowisk. Tam się zadzierzgały przyjaźnie, rodziły nowe znajomości, wymieniało się poglądy na wszelkie tematy, czasem dochodziło do ostrych polemik awantur nawet. Prowadziło się filozoficzne dysputy, omawiało angaże, miłosne perypetie kolegów, wyniki meczów bokserskich, nawet książki, filmy i spektakle oraz kurs dolara. Wszystko to składało się na klimat tego miejsca. 

Fragmenty, cząstki tego tego świata, znane często z innych publikacji Aleksandra Szarłat zebrała w całość, dodając do tego to, co sama zgromadziła podczas rozmów i studiowania piśmiennictwa na temat. 

Jej „SPATiF” jest panoramą i syntezą tego niezwykłego i niepowtarzalnego już fenomenu, który swój rodowód wziął być morze od ducha przedwojennej „Ziemiańskiej” i takich jej postaci jak legendarny Franc Fiszer, ale także z ducha, którym emanowało przedwojenne także środowisko skamandrytów, których pogrobowcem w SPATiF, a także w „Cafe Snob” na Foksal, był Antoni Słonimski. Szarłat opowiedziała historię SPATiF-u i fragmenty losów jej najsłynniejszych bywalców, takich jak Janusz Minkiewicz, Józef Prutkowski, Jan Himilsbach, Zdzisław Maklakiewicz, Zofia Czerwińska, Agnieszka Osiecka, Antoni Słonimski i wielu, wielu innych. 

A także niezliczone związane  z nimi anegdoty, prawdziwą kopalnię anegdot. Aleksandra Szarłat pokazuje historię i legendę SPATiF w formie mozaiki, na którą składają się setki biografii, a raczej strzępów ludzkich biografii, niejednokrotnie dramatycznych i tragicznych, a pomiędzy nimi były: alkohol, romanse, bójki, awantury, witze, anegdoty, intrygi, kombinacje, sprawy kryminalne, gadanina o polityce, esbecy, szatniarze, akolici otaczający znanych artystów. 

Kalejdoskop i mikrokosmos nieprawdopodobny. Pokazuje lot SPATiF od wzlotu na początku lat sześćdziesiątych poprzez bujne lata siedemdziesiąte aż po kres, który de facto miał swój początek 13 grudnia 1981 roku. Po stanie wojennym Klub Aktora SPATiF nigdy już do dawnej świetności nie powrócił, także na poziomie funkcji prezesa Związku Artystów Scen Polskich. 

Dziś po legendzie SPATiF pozostał tylko mocno odmieniony po remoncie lokal – puentuje swoją książkę autorka – Jego przeszłość, jego esencja jest dziś już tylko widmem, wspomnieniem. „Miejsc mitycznych nie da się odtworzyć w realu. Czas przeorał masową wyobraźnię. Wiek XXI na dobre wyrugował z naszego życia formację inteligencką. Nie istnieje już jedyny wzorzec kultury, do którego aspirują masy. (… ) Zanikł też romantyczny mit aktora jako orędownika walki o wolność. 

Znajomy reżyser mówi mi: „Wiesz, aktorzy są dziś inni”. Są inni, bo aktor jest tworem swoich czasów, tak jak Klub Aktora SPATiF był tworem swojej epoki”. O tej „Atlantydzie” opowiada ta piękna książka.

Krzysztof Lubczyński

Poprzedni

(Nagroda) to wspaniały podmuch motywacji

Następny

Literacką Nike zdobywa poezja