Fundacja PKP zapłaciła 87 tys. złotych za papieskie kremówki. Był to rodzaj opóźnionej stypy dla pasażerów Pendolino, bowiem upamiętniano 2 kwietnia 2023 roku, 18 rocznicę śmierci papieża Jana Pawła II. I tak śmierć ta wkroczyła w wiek dorosły… A dorośli zaczęli się zachowywać jak dzieci. Nikt nie dojrzał oczywistego faux pas? A może była to forma osłodzenia śmierci? Należy życie osładzać! Tak czy siak hipotetycznych 17 tysięcy ludzi dostało ciastka, nawet, jeśli trochę stęchłe.
Spaceruję po centrum Łodzi. Podziwiam pustostany, likwidowane sklepy, umykam przed hulajnogami i staram się nie upaść na aktorskich gwiazdach wmurowanych w chodnik… Prezydent Zdanowska raczej się dla Łodzian na ciastka nie szarpnie. To może sam zapach ciastek byłby rozpylany? Waniliowa swoboda albo truskawkowe szczęście. Piernik! Korzenny zapach piernika uspokaja i człowiek ma nadzieję, że wreszcie jakieś święta będą – zawsze z prezentem, nigdy z rózgą. Napierdalać zapachem piernika – w Łodzi – od lipca do lipca!
Patrzę na zdjęcia z 80 urodzin byłego prezydenta Czech – Miłosza Zelmana. Sprawdzam czy goszczony premier Słowacji Robert Fico już się pozbierał po zamachu. Wzrok przesuwa mi się po Dudzie jak po pustej kartce papieru i wreszcie: jest! Tort czekoladowy dla Zelmana!!! Och, czy ja też będę musiała czekać do osiemdziesiątki, żeby dostać takie ciacho? A nie mogę wcześniej? Kiedy mam jeszcze taką przemianę materii, że mogę zjeść przysłowiowego „konia z kopytami” a mi w zadek nie pójdzie. Brzusiu nie rozboli, cukier chorobliwie nie skoczy… A gdyby taki tort czekoladowy był w kształcie konia? Może być wzorowany na koniku stojącym przed Pałacem Prezydenckim – byle mi nie stawiać biszkoptów w kształcie obecnego lokatora. Czekolada ma uszczęśliwiać, a nie doprowadzać do mdłości.
Trochę szczęścia by mi się przydało. Choć życie wciąż jest piękne pomimo tego całego gówna, które na mnie spadło. Kolor gówna jest mylący, może przypominać słodkości…
Obsrano mnie obornikiem z rasowych chłopskich dup, a ja wciąż w tych odchodach tańczę! Ech, znowu będą musieli dzwonić po SANEPID, MOPSA, Policję, Prokuraturę, Spółdzielnię… Jakże ja swojej lokalnej społeczności współczuję. Prezydent Zdanowska, rozsiej nad Bałutami zapach piernika, żeby lokalna społeczność nie musiała wdychać mojego – który sąsiedzi zdiagnozowali, jako śledziowy zapach Żyda. Fakt zapach śledzia inny niż zapach czekolady, ale śledzie uszczęśliwiają mnie od niej – bardziej. Lokalna społeczność zapewne się nie zdziwi. Lokalna społeczność jest oburzona, że się z nimi nie fraternizowałam, choć nazywają to jakoś prościej. Może: roznoszeniem plot? W końcu trzeba życie na czymś spędzić – dlaczego by nie na plotach? Moja koleżanka twierdzi, że jestem coraz bliższa brania pod lupę kolejnych członków tzw. lokalnej i tłumaczenia ich, a później rozgrzeszania. Nic z tego! Od rozgrzeszania jest tzw. Bóg. A ze mnie żadna Bogini, ot zwyczajna kobieta… Popełniająca grzechy potoczne, jeden za drugim i od nowa. Bardzo proszę, żeby nikt mnie z nich nie rozgrzeszał! Wymienię dziesięć swoich grzechów potocznych:
- Nie pożądam żony bliźniego swego ani żadnej rzeczy, która jego jest. Zdarzyło mi się pożądać cudzych mężów.
- Nie konsumuję, a nawet do konsumpcji należy mnie przymuszać. Dotyczy to rzeczy zjadliwych i niezjadliwych, a nawet plastikowych.
- Nie podróżuję. Zostało to ukarane – świat wdarł się do mnie i gawrę zrujnował. Po czym z obcą mi logiką prokuratura zakazała mi opuszczać kraj nad Wisłą i nakazała stawiać się na dozór policyjny. Prokuratura najwyraźniej sądzi, że uprowadzę swojego bernardyna Amosa ze schroniska i prysnę z nim w objęcia Łukaszenki. Wszakże Łukaszenko pieski lubi, a nawet ma. Uspokajam – na takie eskapady jestem równocześnie za stara i za leniwa.
- Odkryłam, że tak samo sra się w kiblu zakamieniałym, jak i wypucowanym na błysk. Błysk mogę wreszcie zobaczyć, bo w końcu przełamałam swój lęk wysokości, wlazłam na drabinę i wkręciłam żarówkę. Mogę teraz w czasie czynności defekacyjnych czytać socjalistyczną bibułę!
- Odkryłam również, że Chomsky’ego czyta się tak samo dobrze, a może nawet lepiej na chińskim łóżku turystycznym, co kanapie nadgryzionej przez ząbkującego bernardyna. Najwyraźniej policjanci w czasie przeszukania prokuratorskiego też ząbkowali, bo po ich interwencji kanapa nie nadawała się już do niczego. Tak samo jak kanapa mamy, której wszakże bernardyn Amos nigdy nie obrabiał kłami.
- Wyrzuciłam archiwalne numery Playboya, po tym jak nakryłam na ich przeglądaniu policjantów. Piersi młodej Reni Dancewicz straciły dla mnie na atrakcyjności pod paluchami Władzy. Wielki mój grzech!
- Nikogo nie zabiłam, a mogłam. Zabijano za mniejsze rzeczy, niż to, co mnie spotkało. Takie tyci, tyci…
- Z radością przyjęłam od darczyńcy nową lodówkę i mogę w niej trzymać tzw. legalną padlinę np. ujebanego kuraka. Czyli podziałałam na żywego sępa. Sąsiedzi oskarżyli mnie, że trzymam martwego, a zamrożonego kota w nieczynnej lodówce. Cóż, Sztukmistrz z Lublina mógłby się ode mnie uczyć. Produkuję lód na życzenie – płynie on z mojego kaprawego serca. A powinnam być słodką niunią, która kompulsywnie zmienia firanki.
- Od liceum noszę rozmiar 36, co jest obrazą moralności. Szczególnie dla rozległych osiedlowych sekutnic. To, że ubieram się w workowate spodnie i bluzy, tymczasem jest obrazą dla ich mężów, którym od życia też się coś należy. W dodatku charakteryzuję się bystrością, co w połączeniu z wąskością zadka jest już kompletnym upadkiem dobrych obyczajów! Na pocieszenie – lewy but 38, prawy 39. Na kupowanie dwóch par mnie nie stać – zawsze więc albo łażę jak Chaplin, albo mam obtarte pięty. Zasłużona pokuta potencjalnej ladacznicy!
- Jaram szlugi. Znowu! W dodatku sklepowe, czym nie dorabiam prywatnej inicjatywy na Rynku Bałuckim, gdzie kwitnie przemyt fajek – pod nosem komendy i prokuratury. Jako, że ostatnio przeczytałam, że pali również piłkarz Wojciech Szczęsny, czuję się rozgrzeszona – poprzez cudzy sport na świeżym powietrzu. Piłkarzem być już nie zamierzam. Dobrze mi być tym, kim jestem. Próby poddawania mnie resocjalizacji uznaję za jałowy trud.