6 listopada 2024

loader

Przyłębska w dolinie nicości

Media obiegła informacja, potwierdzona skądinąd przez oboje zainteresowanych, że pisowska „prezes” Trybunału Konstytucyjnego Przyłębska Julia, żona „Wolfganga”, posłała podarunek odchodzącemu sędziemu Stanisławowi Biernatowi. Był to podarunek skromny, ale wymowny – powieść Bronisława Wildsteina „Dolina nicości”.

Obawiam się, że słaby stan czytelnictwa w naszym narodzie sprawił, że niewiele osób, strony pisowskiej nie wyłączając, wie o co biega z tą „Doliną nicości”.
Jest to powieść polityczna stanowiąca miażdżącą diagnozę stanu moralnego III RP. Cytuję z internetu anonimowego recenzenta: „Fabuła – Adam Wilczycki, naczelny gazety „Kurier” (i alter ego Wildsteina) decyduje się na publikację materiałów wskazujących na to, iż powszechnie szanowany profesor Marian Lew (aż strach dziś pisać: Geremek?) był agentem SB. W odpowiedzi Michał Bogatyrowicz rozpętuje nagonkę na Bogu ducha winnego Wilczyckiego. Fakty zostają zakrzyczane, Wilczycki traci pracę, reputację i kochankę. Jednym z zauszników Bogatyrowicza jest niejaki Jan Return („Return” – tak brzmiał jeden z pseudonimów używanych przez Lesława Maleszkę) bierze czynny udział w dziele zniszczenia Wilczyckiego. I to właśnie opisując koleje losu Returna-Maleszki, krakowskiego studenta filologii, uwikłanego w kontakty z bezpieką, w wolnej Polsce zaś czołowego dziennikarza, Wildstein wzbija się ponad literacką przeciętność (by nie rzec: pośledniość) przeważającej części „Doliny nicości”. Nic dziwnego: doświadczenie zdrady ze strony Returna-Ketmana-Maleszki dla Bronisława Wildsteina musiało stać się przeżyciem niezwykle traumatycznym. Stąd też końcowe partie „Doliny”, opisujące kolejne etapy pogrążania się dawnego przyjaciela we współpracę z SB, są wielokrotnie bardziej wiarygodne niż czarno-białe i do bólu naiwne przedstawienie machinacji rządzącego Polską „układu”.
Od siebie dodam, że pojawia się też postać Daniela Struny, szlachetnego, oszukanego solidarnościowca i wiele innych pomniejszych postaci.
I dalej: „Wildstein, zrehabilitowany ostatnio w oczach wielu filmem „Trzech kumpli”, należy do zwolenników szeroko pojętego „obozu IV RP”, a przynajmniej do przeciwników III RP i jej „nadprezydenta” – Adama Michnika, występującego w „Dolinie nicości” pod nazwiskiem Michała Bogatyrowicza. I na podstawie wyrobionego poglądu rekonstruuje rzeczywistość (III RP – tytułową dolinę nicości) rządzoną przez redaktora naczelnego „Słowa” (czyli „Gazety Wyborczej”), dawnych ubeków i komuchów, prezia, ale przede wszystkim może przez konformizm i oportunizm medialnej klaki”.
W 2008 roku w Teatrze Telewizji pokazano adaptację „Doliny nicości” w reżyserii Wojciecha Tomczyka. Niestety, ograniczoną do jednego tylko wątku, więc żaden aktor nie miał szansy zagrania ani Wilczyckiego czyli niby-Wildsteina ani Bogatyrowicza czyli niby-Michnika, ani Pasikonika czyli niby-Sierakowskiego. Żal mi zwłaszcza utraconej możliwości zobaczenia, czy wystarczająco wiarygodnie jąka się aktor grający Bogatyrowicza.
Co do artystycznej, literackiej oceny powieści Wildsteina, to sam autor porównywał w TVN 24 swoje dzieło do „Wesela” Wyspiańskiego. Krytycy zaprezentowali oceny krańcowo przeciwstawne – od odbierających „Dolinie nicości” jakiekolwiek walory literackie, obwołujące ją koszmarnym kiczem do Tomasza Burka, pasującego powieść arcydziełem na miarę „Płomieni” Stanisława Brzozowskiego czy „Generała Barcza” Juliusza Kadena-Bandrowskiego. I ja recenzowałem tę powieść. Moja ocena sytuuje się pośrodku. Ani arcydzieło ani kicz. Niezła powieść polityczna, moim zdaniem najlepsza powieść Wildsteina do tej pory. Znacznie lepsza niż te, które napisał wcześniej i później.
A co do podarunku Przyłębskiej dla odchodzącego wiceprezesa TK, profesora Stanisława Biernata. Co miała na myśli „Wolfgangowa”? Czy w tej powieści z kluczem odkryła jego alter ego w jakiejś postaci? A może po prostu chciała profesorowi dać do zrozumienia, że odchodząc z TK opuszcza dolinę nicości? A może chciała wzbudzić w nim moralny niepokój? A może wszystko razem? Trudno orzec. Ja natomiast zauważyłem, że w powieści Wildsteina aż roi się od „Wolfgangów”. I trudno się dziwić. Toż to specjalność Wildsteina.

trybuna.info

Poprzedni

Worek pieniędzy za Neymara

Następny

Patriotyczne sadomaso