Media obiegła informacja, potwierdzona skądinąd przez oboje zainteresowanych, że pisowska „prezes” Trybunału Konstytucyjnego Przyłębska Julia, żona „Wolfganga”, posłała podarunek odchodzącemu sędziemu Stanisławowi Biernatowi. Był to podarunek skromny, ale wymowny – powieść Bronisława Wildsteina „Dolina nicości”.
Obawiam się, że słaby stan czytelnictwa w naszym narodzie sprawił, że niewiele osób, strony pisowskiej nie wyłączając, wie o co biega z tą „Doliną nicości”.
Jest to powieść polityczna stanowiąca miażdżącą diagnozę stanu moralnego III RP. Cytuję z internetu anonimowego recenzenta: „Fabuła – Adam Wilczycki, naczelny gazety „Kurier” (i alter ego Wildsteina) decyduje się na publikację materiałów wskazujących na to, iż powszechnie szanowany profesor Marian Lew (aż strach dziś pisać: Geremek?) był agentem SB. W odpowiedzi Michał Bogatyrowicz rozpętuje nagonkę na Bogu ducha winnego Wilczyckiego. Fakty zostają zakrzyczane, Wilczycki traci pracę, reputację i kochankę. Jednym z zauszników Bogatyrowicza jest niejaki Jan Return („Return” – tak brzmiał jeden z pseudonimów używanych przez Lesława Maleszkę) bierze czynny udział w dziele zniszczenia Wilczyckiego. I to właśnie opisując koleje losu Returna-Maleszki, krakowskiego studenta filologii, uwikłanego w kontakty z bezpieką, w wolnej Polsce zaś czołowego dziennikarza, Wildstein wzbija się ponad literacką przeciętność (by nie rzec: pośledniość) przeważającej części „Doliny nicości”. Nic dziwnego: doświadczenie zdrady ze strony Returna-Ketmana-Maleszki dla Bronisława Wildsteina musiało stać się przeżyciem niezwykle traumatycznym. Stąd też końcowe partie „Doliny”, opisujące kolejne etapy pogrążania się dawnego przyjaciela we współpracę z SB, są wielokrotnie bardziej wiarygodne niż czarno-białe i do bólu naiwne przedstawienie machinacji rządzącego Polską „układu”.
Od siebie dodam, że pojawia się też postać Daniela Struny, szlachetnego, oszukanego solidarnościowca i wiele innych pomniejszych postaci.
I dalej: „Wildstein, zrehabilitowany ostatnio w oczach wielu filmem „Trzech kumpli”, należy do zwolenników szeroko pojętego „obozu IV RP”, a przynajmniej do przeciwników III RP i jej „nadprezydenta” – Adama Michnika, występującego w „Dolinie nicości” pod nazwiskiem Michała Bogatyrowicza. I na podstawie wyrobionego poglądu rekonstruuje rzeczywistość (III RP – tytułową dolinę nicości) rządzoną przez redaktora naczelnego „Słowa” (czyli „Gazety Wyborczej”), dawnych ubeków i komuchów, prezia, ale przede wszystkim może przez konformizm i oportunizm medialnej klaki”.
W 2008 roku w Teatrze Telewizji pokazano adaptację „Doliny nicości” w reżyserii Wojciecha Tomczyka. Niestety, ograniczoną do jednego tylko wątku, więc żaden aktor nie miał szansy zagrania ani Wilczyckiego czyli niby-Wildsteina ani Bogatyrowicza czyli niby-Michnika, ani Pasikonika czyli niby-Sierakowskiego. Żal mi zwłaszcza utraconej możliwości zobaczenia, czy wystarczająco wiarygodnie jąka się aktor grający Bogatyrowicza.
Co do artystycznej, literackiej oceny powieści Wildsteina, to sam autor porównywał w TVN 24 swoje dzieło do „Wesela” Wyspiańskiego. Krytycy zaprezentowali oceny krańcowo przeciwstawne – od odbierających „Dolinie nicości” jakiekolwiek walory literackie, obwołujące ją koszmarnym kiczem do Tomasza Burka, pasującego powieść arcydziełem na miarę „Płomieni” Stanisława Brzozowskiego czy „Generała Barcza” Juliusza Kadena-Bandrowskiego. I ja recenzowałem tę powieść. Moja ocena sytuuje się pośrodku. Ani arcydzieło ani kicz. Niezła powieść polityczna, moim zdaniem najlepsza powieść Wildsteina do tej pory. Znacznie lepsza niż te, które napisał wcześniej i później.
A co do podarunku Przyłębskiej dla odchodzącego wiceprezesa TK, profesora Stanisława Biernata. Co miała na myśli „Wolfgangowa”? Czy w tej powieści z kluczem odkryła jego alter ego w jakiejś postaci? A może po prostu chciała profesorowi dać do zrozumienia, że odchodząc z TK opuszcza dolinę nicości? A może chciała wzbudzić w nim moralny niepokój? A może wszystko razem? Trudno orzec. Ja natomiast zauważyłem, że w powieści Wildsteina aż roi się od „Wolfgangów”. I trudno się dziwić. Toż to specjalność Wildsteina.