25 kwietnia 2024

loader

Socjalliberalna stara panna

fot. archiwum

Po wzmożonym „wokistanie” i farbowanej „pisolewicy” jest jeszcze i kolejna grupa „lewicowców” warta omówienia. Jest to bowiem grupa solidna liczebnie, a zarazem ideologicznie zbiór zupełnie pusty, co daje nam trochę fascynujący efekt politycznego kota Schrödingera. Ów kot lubi kiedy wołają go lewicą, ale w rzeczywistości jest czystym liberalianem peowizmu. A realnie, to politycznie
go nie ma.

Niby ma lewicowe emblematy i rodowód, czasem nawet tak nobliwy, jak tylko się da, sięgnąć mianem XIX w. Mówi sprawiedliwość społeczna, pisze równość, odziewa się cała w czerwony sztandar. Ten zaczynał partii „robotniczej”, tamten w „socjalistycznej” młodzieży, inny z antyklerykalizmu zbudował sobie twierdzę. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie te okropne, męczące i jakże nudne fakty. 

Kiedy tylko lekko zdrapać lakier tej wspaniałej wyborczej karocy, momentalnie wychodzi spod niego prawdziwa natura owego środowiska. Pas transmisyjny bowiem z postkomunistycznej lewicy już niejednego socjalistę przetransferował gładko w szeregi liberałów. Lata realpolitik, kompromisów, targów, układów i zwarć w sejmowej stołówce przy lornecie i galarecie, a z czasem i przy pinot grigio i kalmarach, wytworzyły niezwykle ciepłe relacje między dawnym aparatem i opozycją. Do tego stopnia szampan pity był przez lud pracujący ustami swoich najznamienitszych przedstawicieli, że aż zupełnie wypłukał ów z nich jakiekolwiek ślady lewicowej ideologii. Jako że jak powiada klasyk byt kształtuje świadomość, okazała się ona być w efekcie tego nasączania ciała politycznego ostrygami, jedwabiem i lexusem, niezwykle liberalna. Nazwiesz to korupcją, syndromem sztokholmskim, zwykłym nagim życie, nieważne. Efekt jest tutaj jeden i ten sam. „Zwierzęta w ogrodzie patrzyły to na liberała, to na socjaldemokratę, potem znów na liberała i na socjaldemokratę, ale nikt już nie mógł się połapać, kto jest kim”, jak pisał inny klasyk. Temu komisja, tamtemu mandat, innemu miejsce w zarządzie. 

Dziwnym więc nie jest, że trend ów trwa, przesuwając koralik za koralikiem, z części lewej, do części fajnopolackiej. A ci, co zostali jeszcze na dawnym okręcie, i ci, którzy wokół niego pływają w swoich szalupkach zdają się być czasem, jak podstarzała stara panna, którą tak bardzo chce się wydać za liberalnego kawalera, że jej czyny i słowa, temu tylko celowi są podporządkowane. 

Zgasły blask

W życiu owej starej panny blask straciły już wszelki samorozwój, kariera czy przygody, a jedyne co się ostało w jej sferze marzeń to wygodne miejsce na listach wyborczych liberałów i spokojna emeryturka. Gotowi są w zamian czytać na głosy felietony Gadomskiego i Lisa, modlić się do portretu Miltona Friedmana i grzmieć na nierobów i zasysaczy socjalu i sypać kwiatki przed Balcerowiczem, nos zatykać w dzielnicach nędzy i bomby zrzucać od Gazy, przez Bagdad po Afganistan, choćby w młodości spiewali pieśni ku czci Lenina, Engelsa i Marksa. I owszem tylko krowa nie zmienia poglądów, ale jeżeli coś wygląda jak kaczka, chodzi jak kaczka, pływa jak kaczka i kwacze jak kaczka, to chyba można pokusić się o wysunięcie hipotezy, że prawdopodobnie jest to kaczka. Nawet jeśli kaczką jest tu akuratnie kaczor imieniem Donald. 

Anty-PiS

A wszystko to deklaratywnie w imię pokonania PiSu. I w efekcie by tylko uwieść owego podstarzałego kawalera gotowi są owi zacni ludzie położyć na ołtarzu owego mariażu i związki zawodowe i prawa narodów do samostanowienia, i wolność od tortur, i publiczną służbę zdrowia i edukację, jednocześnie fantazjując o byciu tym wrażliwszym skrzydłem przy postsolidarnościowym stole. Ich zdaniem to nie czas, to nie miejsce, żeby wnosić te jakże kłopotliwe, niewygodne kwestie, bo jeszcze światowy Donald zwieje im sprzed ołtarza i wróci do romansów z jakimi konserwatystami.

Co prawda desperacja tak wielce bije z oczu zainteresowanych tym matrymonium, że pozycja przetargowa jest słabiuteńka, a liberał zatyka nos kiedy ma ową oferującą się białogłowę ucałować, waha się, kryguje i ogólnie nie w smak mu takie mariaże, bo gdzieś tam się kołacze przykre dlań mu wspomnienie peerelowskiego dziedzictwa, internowań, pieści ormowca i pałki milicjanta, a i procentowy powab posagu tej panny, nie daje dobrego zwrotu z kapitału. A panna mizdrzy się i kokietuje, nie widząc zupełnie, że czas jej świetności minął i jeśli sama nie zdobędzie własnego majątku, żaden kawaler nie wyrwie jej z tego staropanieńskiego marazmu. 

Przemysław Witkowski

Poprzedni

Oby kolejny rok był lepszy

Następny

Uchylcie drzwi