⛅ Ładowanie pogody...

Ustawka dwóch populizmów: liberalnego i reakcyjnego szansą dla socjalliberalnej lewicy

Polskie społeczeństwo znalazło się po wyborach prezydenckich jakby na krze lodowej. Gdzie ją niesie dziejowy prąd, kiedy sam sternik nie rozumie tego, co się wokół dzieje? Czas szybko upływa, a stałego lądu nie widać na horyzoncie. Jaki kierunek obrać? I kto może zaradzić zderzeniu z brutalną rzeczywistością peryferyjnego kapitalizmu?

Uwaga komentatorów i analityków koncentruje się na scenie politycznej. To stąd rozlega się wyborczy słowotok. Ale na jakim gruncie, na jakich filarach wznosi się ta scena? Tego nigdy się dowiesz ani od polityków, ani od ich medialnych sekundantów. Analitycy i komentatorzy koncentrują się na błędach strategii marketingowej. To subtelni znawcy min, póz i sloganów. To silnie zideologizowany komentariat. Obsługuje on propagandowo własne obozy polityczne. Czy tego chcą czy nie, ich systemową funkcją jest kolonizowanie świadomości społecznej Polaków. Kolonizowanie po to, by pełnili bez buntu swoją rolę taniej siły roboczej i byli wiernymi konsumentami darów Rynkowego Pana.

Do poznawczego muru takich analiz doszli analitycy przekazów w przestrzeni cyfrowej. Kampania pisowskich speców od wyłudzania głosów wyborczych miałaby „dokonać transferu własnych kompletnych technologii i procedur z domieszką importowanego modelu z amerykańskich kampanii republikańskich, wykorzystujących algorytmy, dane i mikronarracje jako narzędzia dominacji informacyjnej” (03.06.25, Data House Res Futura). I tyle? Ciekawe, że tylko połowa głosujących uległa tej strategii „narracyjnej”. I tak się składa, że to mieszkańcy miasteczek i wsi. A PiS i bez tej wyrafinowanej strategii zapewnił wcześniej zwycięstwa Lechowi Kaczyńskiemu i Andrzejowi Dudzie. Do tego kilkakrotnie pokonywał nadwiślańskich liberałów PO w wyborach do polskiego i europejskiego parlamentu.

Bliższa objaśnienia przyczyn fenomenu podziału poglądów i postaw polskiego masowego wyborcy jest analiza socjologiczna. Np. prof. Lech Szczegóła wskazuje kilka uwarunkowań socjo-kulturowych. W pisowskiej opowieści czy bajce o Polsce, Polkach i Polakach ważny i wdrukowany w świadomość jednostkową stał się podział na prowincję, gdzie mieszkają prawdziwi Polacy („tu jest Polska”) i duże miasta. Te zamieszkują kosmopolici, lemingi, bywalcy stołecznych i brukselskich salonów czy paryskich kawiarni. Tę polaryzację i towarzyszące jej emocje umacniały przekazy medialne, szczególnie w mediach byle jakich, tworzonych przez byle kogo. W efekcie nieprzejrzyste dla publiki stały się przyczyny tych podziałów. A stoją za nimi różnice w sytuacji socjo-ekonomicznej między miastem a wsią. One zaś są wytworem rodzimego peryferyjnego kapitalizmu. Ten powstał w wyniku ”szoku bez terapii”, który z wielkim poświęceniem był wdrażany w „wolnej Polsce” przez cały POPiSowski obóz. Zniknęło wtedy 36% miejsc pracy (1740 tys.) w przemyśle i 1/3 potencjału przemysłowego. Przy czym przedsiębiorstwa przemysłowe, w tym 1630 zbudowanych w okresie Polski Ludowej, dawały pracę setkom, bywało i tysiącom, mieszkańców mniejszych miast i miasteczek. W tym także w Polsce „B”, w województwach: podlaskim, podkarpackim czy lubelskim. Teraz są tu strefy specjalne, w których prekariusze montują gotowe wyroby z części importowanych. Polskie bywają zazwyczaj tylko niskoprzetworzone komponenty (Rzeszów, Mielec, Kraśnik, Dębica…). W krainie poddostawców dla zagranicznych firm królem biznesu jest teraz dostarczyciel paczek. Reszta znajduje zatrudnienie w lokalnej administracji, w szkołach i przedszkolach, w szarej strefie usług, w wypieranej przez Biedronkę resztówce sklepów. Pozostało trochę gospodarstw rolnych, trochę warsztatów rzemieślniczych… Reszta emigruje za pracą jak w II RP do Niemiec, Holandii… Tu kiedyś zbierał wyborcze głosy ludowy PSL. Odkąd stał się grupą interesu farmerów i agencji pracujących na ich rzecz- zastąpił go PiS. To nie jest gorsza Polska, tylko inna. Żyje się tu we względnym dostatku, w harmonii z przyrodą i tradycją pod przewodem wójta i plebana. Panem stał się Prezes.

Niech nikogo nie zmyli pojawiający się w standapingu Rafała Trzaskowskiego wątek „złotego wieku Polski”. Tę propagandową narrację zapoczątkował organ globalnego kapitalizmu – angielski The Economist („The Second Jagiellonian Age, 28.06.2014). Można zrozumieć tę pochwałę ideologicznych ochroniarzy wolnorynkowego kapitalizmu. Chwalą bowiem przejęcie prawie 40-milionowego rynku przez zagraniczne korporacje. To one znalazły tu raj dla własnych wyrobów, zaspokajając prawie połowę popytu. A 40% ”polskiego” eksportu to w istocie obrót wewnętrzny między filiami zagranicznych korporacji. Polityczne skutki tego ustrojowego eksperymentu, który miał być końcem historii, widzimy w decyzjach wyborczych. Regres dobrych miejsc pracy, szara strefa zatrudnienia w bieda-firmach usługowych, odcięcie od połączeń komunikacyjnych, brak perspektyw na dobrze płatną pracę – wypędziło tysiące młodych do miast, a dwa miliony wyemigrowało na stałe za granicę.

Tak powstało społeczne podglebie dla prawicowego populizmu. Pisowską odmianę tego narracyjnego wariantu ogłupiania ludzi nazywa celnie Szczegóła ”populizmem cynicznym”. Pisowski strateg, prezes Kaczyński, wyciągnął wnioski ze wcześniejszych porażek z partią wielkomiejskich lemingów. Znalazł brakujące głosy do wygranej w rozgrywce o opanowanie państwa: jego finansów i instrumentów prawnych. W tym celu „przejął frazeologię ludowo-narodową i reanimował endeckie kody kulturowe. Ideologia, którą się posługuje jego obóz jest wyłącznie instrumentem. Oni sami w nią nie wierzą” (Polskie wojny plemion. Z prof. Lechem Szczegółą rozmawia R. Walenciak, Przegląd, 2-8.06.25). Skrajny wariant reakcyjnego populizmu tworzy Konfederacja. Tu dominuje wręcz darwinizm społeczny, umiejętnie spleciony z tradycjonalizmem. Ten zaś podszyty jest kruchą: w stosunku do praw kobiet, do obcych, do polskości utożsamianej z katolicyzmem i narodem jako wielką rodziną.

Pierwszym i najważniejszym instrumentem jest kolonizacja świadomości społecznej. Obróbkę umysłów rozpoczyna rodzina i ambona. Kontynuuje szkoła, z jej lekcjami zmitologizowanej historii i błogosławionej przedsiębiorczości. Natomiast dostęp do wiedzy krytycznej stał się elitarny. Zamiast tego, jak przewidywał niemiecki filozof Gȕnter Anders „będziemy transmitować masowo za pośrednictwem telewizji rozrywkę, która zawsze pochlebia emocjom i instynktowi. Zajmiemy umysły tym, co jest daremne i zabawne – nieustanną gadką i muzyką, aby nie zadawać sobie pytań, nie uruchamiać myślenia. Do tego należy „utrzymywać ciągłe apologię lekkości, tak aby euforia reklamy i konsumpcji stała się cenną składową standardu ludzkiego szczęścia i wzorem wolności.” (tegoż, Ludzka przestarzałość, 1956).

Rezultat mogliśmy obserwować przez ostanie pół roku. Jedyny poważny lęk budzi pozbawienie darów Rynkowego Pana – oprócz oczywiście wykreowanego przez cały POPiS zagrożenia wojną z Rosją. Najboleśniejsze byłoby wykluczenie z Systemu masowej konsumpcji. I tym samym utrata dostępu do warunków materialnych niezbędnych do szczęścia, do życia jako użycia. W tej sytuacji obywatel nie powinien wiedzieć, skąd się biorą miliardowe fortuny oligarchów. I dlaczego ponad dwa miliardy ludzi na Globalnym Południu to ludzie zbędni – nie mają dochodów, ani nie są konsumentami. Niech grzebią w ciuchach, które w Świecie Bogatym wyszły już z mody, niech szperają w e-śmieciach. A na dodatek, można na strachu przed nimi uciułać sporo głosów wyborczych. W kalejdoskopie memów, podkastów, plwocinach opinii i emotikonach – kształtuje teraz się recepcja świata społecznego. Kształtuje się tak, by odbiorca nie mógł adekwatnie rozpoznać swojego miejsca w społecznym podziale pracy i własności. Tak rodzi się masowy wyborca. Rodzi się jako „zdziecinniały obywatel”: bez tożsamości i bez poglądów, nabuzowany przez różne media emocjami. W tej sytuacji poznawczej jego „indywidualność” to tylko kolaż obiegowych opinii, stereotypów, kalkomanii ocen i schematów wdrożonych przez aparat ideologiczny systemu, w tym różne collegia tumana. To co mogłoby wzbudzić jego refleksję nad ekologicznymi, społecznymi i kulturowymi skutkami kapitalizmu jaki znamy – jest zohydzone, wyparte, niepoprawne. Nie oburzy go więc regresywny system podatkowy, ucieczka od podatków korporacji, nie potępi lokat kapitału w mieszkania. Z wyrozumieniem za to przyjmie psucie warunków pracy, uwiąd uzwiązkowienia. Nie przeszkadza mu to, że rośnie liczba miliarderów (także w Polsce), a ich majątek osiąga kolejne rekordy. Jednocześnie miliony zmagają się z inflacją, z kryzysem mieszkaniowym, z coraz trudniejszym dostępem do usług publicznych.

Wszystko to, co mogłoby na nowo obudzić refleksję nad kryzysem planetarnym, nad rolą sektora finansowego, nad ucieczką kapitału do rajów podatkowych, nad gorączką zbrojeń – to wszystko musi być zwalczone i wyśmiane (rosyjska onuca, komunista). I tak, skrajnym lewactwem dla uśmiechniętego komentariatu jest postulat, by państwo stało się arbitrem między kapitałem, pracą i przyrodą. W erze kultu PKB ideologia dewzrostu to kaprys wnuków Marksa. Dlatego ruchy społeczne, które postulują gruntowne reformy pożerającego planetę potwora –„muszą być najpierw określone jako wywrotowe i terrorystyczne, a ci, którzy je popierają, traktowani jako wrogowie publiczni” (G. Anders).

Skąd my to znamy? Ekonomia skapywania okazała się kolejnym mitem gospodarki podporządkowanej logice zysku. Najpierw miały się bogacić elity, a potem te krasnoludki, które współtworzą ich bogactwo. Mit ten leży u podstaw polityki gospodarczej kolejnych rządów, a więc wszystkie one były populistyczne. W rzeczywistości mamy do czynienia z odwrotnym efektem: ekstremalna koncentracja majątku pogłębia nierówności i zagraża demokracji, nawet tak wąskiej społecznie jak wyborcza, a właściwie wybiórcza. Bo ta jest skoncentrowana tylko na równości głosów, z pominięciem pozycji społecznej wyborców, a więc ich adresu społecznego. A okazuje się on ważny – czy masz meldunek na prowincji, czy w dużym mieście. Tu możesz być korposzczurem, ale też drużynnikiem zagranicznej korporacji, sowicie wynagradzanym, na dodatek zwolnionym z większych „danin” na rzecz wspólnoty dzięki podatkowi liniowemu. Tzw. klasa polityczna jest tylko instrumentalnie i taktycznie podzielona. Wielki obóz populizmu dzieli się na populistów liberalnych PO, Trzeciej Drogi, oraz populistów narodowo-tradycjonalnych PiSu, Konfederacji czy Ziobrowców. Mądrość każdego etapu każe im służyć przedsiębiorczości. Państwo ma tylko stwarzać odpowiednie warunki: tanią pracę, niskie podatki, deregulację prospołecznych zobowiązań. Teraz zatroszczył się o nią premier Cienki Bolek. Wszystkie formacje są też równie liberalne w poglądach na rolę sektora usług publicznych. W języku wszystkich populistów słowo kapitalizm i wyzysk już nie zagości. Uprawiają kult wzrostu gospodarczego nie zważając na ekologiczne skutki. Dlatego obecnie to kryzys planetarny zastępuje kreta rewolucji. W tej sytuacji powstają szanse dla lewicy socjaldemokratycznej, która powinna obrać kurs na tworzenie socjalliberalnej IV RP. Cała Polska RAZEM nie przez atlantyckie mgły, tylko przez Bałtyk.

Tadeusz Klementewicz

(ur. 1949) – polski politolog, profesor nauk społecznych, wykładowca na Wydziale Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego. Specjalista w zakresie teorii polityki i metodologii nauk społecznych. https://pl.wikipedia.org/wiki/Tadeusz_Klementewicz

Poprzedni

Nikt nie lubi Kasandry