28 marca 2024

loader

Pokonać PiS programem Lewicy

Nawet ci lewicowcy, którzy nie utożsamiają się z żadną z trzech partii z koalicji Lewicy, muszą przyznać, że sytuacja, w której w parlamencie brakuje choćby tej umiarkowanej lewicy i najbardziej podstawowych elementów dyskursu lewicowego, jest szkodliwa. Taka sytuacja utrwala nieznośną, toksyczną dominację prawicy która promieniuje na wszystkie dziedziny życia w kraju. Potrzebujemy w parlamencie lewicy jak świeżego powietrza. Gratulujemy nowym posłankom i posłom lewicy, ale śpieszymy przypomnieć, że obecnie przed lewicą stoją zadania znacznie trudniejsze niż zdobycie miejsc w parlamencie.

Piotr Szumlewicz w swoim bardzo trafnie zatytułowanym artykule „Jak odbić PiS-owi klasę robotniczą?” zwraca uwagę na szalenie niebezpieczne zjawisko. Otóż z badań przeprowadzonych przez pracownię IBRIS wynika, że spośród wszystkich partii jakie weszły do parlamentu, Lewicy przypadł najmniejszy odsetek głosów robotników – 6,9 proc. Jest to nie tylko mniej niż w przypadku PiS-u – 57,9% ale także mniej niż w przypadku neoliberalnej Koalicji Obywatelskiej – 16,7%, wiejskiego PSL – 9,9% a nawet otwarcie antypracowniczej, korwinowskiej Konfederacji – 7,4%! Dane te obrazują historyczny kryzys polskiej lewicy w znacznie większym stopniu niż pozostawanie poza parlamentem przez cztery lata czy niezbyt wysoki wynik w ostatnich wyborach. Jeśli lewicy nie uda się przedostać do świadomości klasy robotniczej jako formacja robotnicza, to w dłuższej perspektywie czeka ją polityczna śmierć.

Wynik wyborów parlamentarnych w 2015 roku, cztery lata rządów PiS, doświadczenie parlamentu w którym brakowało partii choćby z nazwy lewicowej, potem ważne reformy socjalne PiS-u i ostatnio masowy zwrot warstw ludowych ku prawicy, postawiły polską lewicę w bardzo trudnej sytuacji. PiS-owi skutecznie udało się zastąpić lewicę w kwestiach społecznych i gospodarczych i przejąć tradycyjny elektorat lewicy, który wcześniej został zlekceważony i oszukany przez inne partie. W 2015 roku partia Kaczyńskiego była jedyną spośród głównych partii, która w kampanii podnosiła problem nędzy, niesprawiedliwości społecznej, wyzysku, patologii na rynku pracy, arogancji banków i korporacji i tego wszystkiego co sprawia, że dla wielu Polaków hasło „Polska w ruinie” było odzwierciedleniem ich osobistych doświadczeń.

Prawo i Sprawiedliwość swój sukces wyborczy zawdzięcza nie tylko religijnym fanatykom, tak zwanym „moherom” i „prawicowym oszołomom” z „sekty smoleńskiej”. PiS wygrywa dzięki nagromadzonej frustracji tysięcy Polaków, którzy nie odczuwają dobrodziejstw sukcesu gospodarczego Polski ostatnich trzydziestu lat. I choć wiemy, że w dużym stopniu był to element kampanii wyborczej, to musimy zauważyć, że po wyborach dotrzymali słowa w najważniejszych kwestiach: cofnęli haniebną ustawę PO wydłużającą wiek emerytalny i wprowadzili system zasiłków, który ułatwił milionom Polaków codzienne życie. PiS trwale zapisał się w świadomości klasy robotniczej jako ta partia, która – nawet jeśli też kradnie i oszukuje – to przynajmniej pamięta o najbiedniejszych. I co najważniejsze, jako partia, która spełnia swoje socjalne obietnice.

Opozycja, której główną twarzą jest Platforma Obywatelska, postrzegana jest wśród mniej zamożnych Polaków jako ta siła, która chce cofnąć te ważne reformy. Wizerunek ten utrwalają chętnie media publiczne, wulgarnie upartyjnione przez PiS. Ale także sami politycy PO wzmacniają to wrażenie swoimi wypowiedziami. Do tego swoją rolę odgrywa tu sympatyzująca z PO społeczność internetowa, która w swojej twórczości satyrycznej nierzadko przedstawia wszystkich wyborców PiS jako roszczeniowych, rozpitych i leniwych dzieciorobów. Problem właśnie w tym, że elity polityczne RP od trzydziestu lat w taki właśnie sposób mówią o mniej zamożnych. Głosy oddane na PiS były protestem przeciwko takiemu traktowaniu ludzi – zarówno w 2015 roku jak i teraz.
PiS potrafi mówić o ludziach pracy, o mniej zamożnych i gorzej wykształconych z szacunkiem a nie z pogardą i to zostało dostrzeżone. Te warstwy traktują PiS jako „swoją” partię, partię najbliższą im samym. Od dziesięcioleci na całym świecie taka rola przypadała partiom lewicy. Ale już nie w dzisiejszej Polsce. W Polsce klasa robotnicza, czyli większość społeczeństwa, przestała potrzebować lewicy – bo ma PiS.

Co gorsza, polska klasa robotnicza nie widzi różnicy między PO a lewicą. Lewica (zarówno przez małe jak i duże „L”) w świadomości ludowej funkcjonuje dziś jako jedna z frakcji związanych z PO. Często słowo „lewica” jest po prostu określeniem na PO i jej satelity, na zamożnych hipsterów z Warszawy i tych, którzy organizują parady gejów ale nie interesują się życiem prostych ludzi z prowincji. Lewica nie oznacza już tej siły, która reprezentuje warstwy społecznie wykluczone.

Na Lewicę w ostatnich wyborach głosowali ludzie, którzy są zwolennikami swobód obyczajowych i obrony praw mniejszości. Oczywiście to bardzo dobrze, że lewica jest szermierzem praw gejów i lesbijek. Wybitna polska socjalistka Róża Luksemburg pisała, że obowiązkiem socjaldemokraty jest bronić Żydów. Nie ma wątpliwości, że we współczesnej Polsce tymi „Żydami” są mniejszości seksualne, imigranci i uchodźcy. Wszystkie polskie partie poza lewicą albo ich zwalczają, albo traktują instrumentalnie przed wyborami. To bardzo ważne, by lewica nadal broniła wszystkich prześladowanych, poniżanych, atakowanych za preferencje seksualne, kolor skóry, płeć czy wyznanie. Lewica nigdy nie może porzucić obowiązku bycia trybunem ludowym i przewodzenia oporowi wobec wszelkiej opresji i dyskryminacji.

Ale zadanie to będzie łatwiejsze gdy uda nam się przekonać masy robotnicze do tej samej postawy. Tak samo jak partii Kaczyńskiego udało się zaszczepić wśród swoich wyborców niechęć do LGBT, uchodźców, imigrantów, muzułmanów, Ukraińców, feministek a nawet Żydów mających czelność przypominać o polskich pogromach antysemickich. Większość Polaków prawdopodobnie nie ma nic przeciwko gejom i imigrantom i nawet ich nigdy w życiu nie widzieli. Ale bez oporu przyjęli te fobie gdy zostały wyartykułowane przez „ich własną” partię. Gdyby kilkanaście lat temu rządząca lewica dała ludziom te same reformy, które ostatnio dał PiS, to dzisiaj nie mielibyśmy w polityce tej szowinistycznej, autorytarnej, nacjonalistycznej i antydemokratycznej patologii jaką prawica przywlekła w pakiecie z ważnymi reformami socjalnymi. I lewica nadal by się cieszyła poparciem swoich naturalnych wyborców.

Dla lewicy odzyskanie masowego zaufania i zdobycie poparcia robotników nie będzie teraz łatwe. Publiczne media robią co mogą by przedstawić lewicę jako tę siłę, która zajmuje się wyłącznie aborcją i paradami równości. Kandydaci Lewicy, szczególnie ci z Razem, wielokrotnie podnosili przed wyborami kwestie praw pracowniczych, umów śmieciowych, niskich płac i od dawna zajmują się tymi sprawami, na przykład uczestnicząc w protestach nauczycieli, pielęgniarek, pracowników służby zdrowia. Pisowskie media nigdy o tym nie wspominają, bo wolą kreować obraz lewicy, która lekceważy te problemy. Dopóki media publiczne są pod ich kontrolą, nie należy oczekiwać, że to się zmieni. Lewica jest potencjalnie jedyną siłą, która ma szansę odebrać PiS-owi poparcie robotników i tym samym odebrać władzę. Pod warunkiem, że głośno, jasno i odważnie wyartykułuje swój socjalny program. Miejmy nadzieję, że pomoże w tym trybuna sejmowa.
Nowo wybrani posłowie Lewicy zapowiadają, że jedną z pierwszych propozycji ustaw jakie przedstawią parlamentowi, będzie ustawa o związkach partnerskich. Należy stwierdzić, że ten wybór jest niefortunny. Oczywiście, jako lewica, jesteśmy głównymi orędownikami prawnego uregulowania statusu par jednopłciowych a konkretnie przyznania tym parom takich samych praw jakie mają pary heteroseksualne. Ale przy obecnym układzie sił w parlamencie, powodzenie przegłosowania takiej ustawy jest bardzo wątpliwe. Projekt natychmiast przepadnie w pisowskiej rutynie głosowania według klubowej dyscypliny. Wysunięcie takiej propozycji jako jednej z pierwszych pomoże natomiast pisowskiej machinie propagandowej w utrwalaniu obrazu lewicy jako siły zajmującej się wyłącznie kwestiami obyczajowymi. A nam chodzi przecież o odzyskanie klasy robotniczej.

Dużo lepszym rozwiązaniem może być przedstawienie i nagłośnienie pakietu postępowych reform socjalnych, w tym podniesienia płacy minimalnej, rozszerzenia zasiłków, rozszerzenia praw pracowniczych, skrócenia tygodniowego czasu pracy, zwiększenia nakładów na służbę zdrowia, itp. Tego typu projekt będzie bezpośrednim ciosem w rządową propagandę o tym, że tylko PiS dba o klasę robotniczą. Co więcej, będzie im dużo trudniej zlekceważyć i odrzucić taki projekt, bo dotyczy on bezpośrednio najszerszych grup elektoratu PiS. Nie znaczy to, że kwestię związków partnerskich należy porzucać. Chodzi jedynie o kolejność przedstawienia tych projektów.

Swój kryzys lewica przeżywa nie tylko w Polsce. Podobnie jest w innych krajach i także tam lewica musi się mierzyć z tym problemem. Ostatnio związane jest to z masowym wzrostem znaczenia ruchów i partii populistycznych. W wielu krajach popularnością cieszą się partie, które wabią socjalnymi postulatami a jednocześnie straszą imigrantami, uchodźcami lub zagranicznym centrum rzekomo kontrolującym ich kraj. Dla przykładu w Wielkiej Brytanii bieżącą politykę zdominował chaos związany z brexitem.

Kwestia wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej podzieliła cały kraj, w tym partie polityczne, na różne, sztuczne stronnictwa polityczne. Tradycyjny i wyraźny podział istniejący między klasą robotniczą a burżuazją (nazywaną w Wielkiej Brytanii „middle class”), którego najważniejszym odbiciem w życiu politycznym był podział na Partię Pracy i Partię Konserwatywną, w ostatnich latach się zatarł a znaczenia nabrał nowy podział: między zwolennikami „wyjścia” i „pozostania”. A do tego, w ramach tych obozów wytworzyły się dodatkowe frakcje. Doprowadziło to do historycznego kryzysu dwie główne partie brytyjskiej polityki.

Konserwatyści, którzy czuli się na tyle zagrożeni przez partię Ukip, że zgodzili się na referendum brexitowe, teraz na tyle obawiają się nowej partii Nigela Farage’a (Brexit Party), że nowe kierownictwo Konserwatystów w całości przeszło na pozycje prawicowego populizmu i twardego brexitu, a doły partyjne zdają się podzielać ten kierunek.

W przypadku Partii Pracy problem ten jest jeszcze bardziej toksyczny i niszczący. Za brexitem głosowały najważniejsze robotnicze centra kraju, tradycyjnie oddane Partii Pracy. Mowa tu między innymi o północy Anglii i walijskim okręgu post-górniczym Valleys w pobliżu Cardiff. Ludzie ci oczekują, że Partia Pracy ich nie oszuka i uszanuje wynik referendum. Z drugiej strony, większość członkiń i członków partii a także zwolennicy z Londynu i południowej Anglii, są przeciwko brexitowi, widzą w nim przejaw narastającego rasizmu i demagogii nacjonalistów i oczekują, że partia stanowczo opowie się przeciwko temu „brexitowemu szaleństwu”. Problem w tym, że jeśli partia się jasno opowie po jednej stronie, utraci poparcie tej drugiej. Na to czekają i liczą z jednej strony populiści z Brexit Party a z drugiej strony, stuprocentowo, otwarcie anty-brexitowi Liberalni Demokraci.

Na szczęście rozumie to kierownictwo Partii Pracy, które na pierwszym miejscu stawia program w interesie klasy robotniczej, wkraczając na ten teren, na którym ani Konserwatyści ani nacjonaliści Farage’a nie mogą się czuć pewnie. Innymi słowy, pokonują prawicę klasowym programem lewicowym, który jest najlepszym klinem jaki można podłożyć pod koła prawicowo-populistycznej lokomotywy, której udało się w ostatnim czasie zjednać miliony robotników nacjonalistycznymi i rasistowskimi fake newsami.

Partia Pracy, zamiast się angażować w dyskusje nad brexitem, stawiać tę sprawę na pierwszym miejscu i potencjalnie brnąć w wyniszczające wewnętrzne kłótnie na tym polu, wysuwa program, który musi przypaść do gustu wszystkim robotnikom, program biegnący w poprzek nowego, sztucznego podziału na brexitowców i zwolenników pozostania.

Rozpoczętą właśnie kampanię wyborczą, Partia Pracy przywitała programem jak z najlepszych lat swojej historii: podniesienie krajowej płacy minimalnej do przyzwoitego poziomu, renacjonalizację brytyjskich kolei, zniesienie opłat za studia i zwiększenie poziomu stypendiów, likwidację prowadzonej przez Konserwatystów anty-reformy systemu zasiłków socjalnych, zwiększenie nakładów na budownictwo socjalne i na służbę zdrowia, uszczelnienie systemu podatkowego i powstrzymanie procederu unikania płacenia podatków przez korporacje czy wreszcie wynegocjowanie takiej umowy brexitowej, na której nie stracą ci „na dole”. Są to takie postulaty na temat których na co dzień pewni siebie Farage i Johnson wolą milczeć ale jednocześnie są to kwestie uznawane przez klasę robotniczą za ważniejsze nawet niż brexit. To jedyny grunt na jakim Partia Pracy może trwale pokonać prawicę. Innymi słowy, Partia Pracy wierzy, że lewica ma szansę na przetrwanie tylko dzięki pozostawaniu na pozycjach lewicowych. Polska lewica powinna przyjąć tę samą wizję, bo jedyny grunt na jakim polska lewica może pokonać PiS to grunt socjalny.

Odbudowa lewicy w Polsce jest oczywiście bardzo trudnym zadaniem. Trudności te mają wiele przyczyn – od historycznej kompromitacji słowa lewica na salonach władzy III RP, poprzez duże wpływy Kościoła w Polsce i popularność reakcyjnych ideologii burżuazyjnych, po sytuację międzynarodową, która w pewnym sensie sprzyja prawicowym demagogom. Z całą pewnością jednak główna energia lewicy skierowana powinna być na odzyskanie poparcia ludzi, którzy w nadziei na reformy socjalne głosowali na PiS.

Trwale odbudować Lewicę można nie tylko z trybuny sejmowej lecz przede wszystkim w toku zaangażowania w codzienne walki pracownicze i społeczne. Lewica powinna stać w pierwszym szeregu walk o poprawę warunków pracy, wyższe płace, poprawę systemu opieki społecznej i oczywiście podczas działań w obronie dyskryminowanych. Prawdziwa polityka jest w zakładach pracy, w zakładowych komisjach związkowych, w stowarzyszeniach walczących o prawa lokatorów, w grupach ekologicznych, feministycznych czy antyrasistowskich.

Na szczęście część działaczek i działaczy, którzy właśnie weszli do Sejmu z list Lewicy ma na tym polu doświadczenie. Jest więc nadzieja, że mandaty poselskie będą dla nich sposobem na rozszerzenie tej polityki i nadanie jej rozgłosu. Gdy mówimy o pokonaniu PiS-u, mamy na myśli znacznie więcej niż pokonanie tej partii w wyborach. Chodzi o trwałe, historyczne zdobycie serc mas ludowych dla idei lewicowych. Lewica może tego dokonać wyłącznie za pomocą programu lewicowego.

Bartłomiej Zindulski

Poprzedni

Czego oczekuję od prezydenta?

Następny

Tęczowa Maryja obraża?

Zostaw komentarz