18 kwietnia 2024

loader

Autentyczne emocje są po stronie Lewicy

Lewica jest jedynym komitetem budującym swoją opowieść w oparciu o zapowiedź stworzenia państwa dobrobytu, kraju, który stawia na wyrównanie szans i odbudowę demolowanego przez lata sektora usług publicznych- uważa Jolanta Banach, kandydatka Lewicy w zbliżających się wyborach parlamentarnych. Zdaniem liderki listy Lewicy w Gdańsku na korzyść trzeciej siły w polskiej polityce grają autentyczne emocje i przeświadczenie większości Polaków o potrzebie podniesienia standardów życia w rozmowie z Maciejem Ostrowskim.

Obserwując kampanię wyborczą można dostrzec, że wszystkie komitety wyborcze wiele mówią o sektorze usług publicznych. Wydaje się, że przyszłość będzie należała do komitetu, który zaproponuje najbardziej przekonywującą wizję państwa dobrobytu. Czym na poszczególnych obszarach sektora publicznego różni się propozycja Lewicy od propozycji jej głównych konkurentów- Koalicji Obywatelskiej i Prawa i Sprawiedliwości?

To prawda, do świadomości wyborców przebije się partia, która przekona Polaków, że żyją nie tylko w kraju dalekim od swoich aspiracji jeśli chodzi o jakość życia, ale któremu zagraża całkowita zapaść usług publicznych. Państwem dobrobytu nie jest państwo, gdzie pacjenci czekają po kilka lat na zabieg wymiany stawu biodrowego czy kolanowego, a ponad rok oczekuje się w kolejce do kardiologa. Jeśli po wielu perypetiach dostaniemy się do specjalisty, to i tak na rehabilitację po zabiegu poczekamy 8 miesięcy. Taki stan rzeczy zagraża zdrowiu pacjentów, prowadząc do nieodwracalnych zmian i zwyrodnień. Służba zdrowia to tylko jeden z obszarów, gdzie nasze państwo poniosło porażkę. Polska nie gwarantuje też swoim obywatelom równego dostępu do edukacji. Dzieci z rodzin niezamożnych, wychowujące się w małych miejscowościach mogą pożegnać się z nadziejami na znalezienie dobrej szkoły. Do dobrego liceum w Trójmieście nie dostaną się ci, których rodziców nie stać na opłacenie dziecku pobytu w dużym mieście. Noclegi w internatach nie wchodzą w grę, bo je zlikwidowano. W XXI wieku nikomu nie wystarcza 500 zł na prywatne leczenie, prywatną edukację i opiekę nad dzieckiem. Samo umieszczenie dziecka w żłobku kosztuje połowę najniższego wynagrodzenia ( od 1000 do 1700 zł). Wszystko zmierza do prywatyzacji. Program Maluch + autorstwa partii rządzącej jest oczywistą kpiną i parodią publicznego programu. Program ma budżet rzędu 450 mln, zaś gmin jest w całym kraju 2400. Oznacza to, że na każdą gminę będzie przypadać 180 tys zł. Nie wiadomo na jaki cel w ogóle przeznaczyć środki tak nieadekwatne do rozmiaru zadania. W narracji Lewicy, państwo wykonując swoje konstytucyjne obowiązki wyrównuje szanse społeczne. Jak dotychczas nasze państwo nie pełniło tej funkcji. Powiem więcej, trzeba mieć duże pieniądze, by móc skorzystać z oferty placówek sektora publicznego, by wykupić lekarstwa przepisane przez lekarza w publicznej przychodni czy szpitalu. Pieniądze są też niezbędne jeśli chcemy dostać się do najlepszych publicznych szkół średnich czy studiować na najlepszych uczelniach. Co zrobiliśmy z naszym państwem? Sektor usług publicznych ma wiele do zaoferowania tym, którzy mają pieniądze, zaprojektowano go tak, by podkreślać nierówności społeczne.
Od Koalicji Obywatelskiej wyraźnie odróżnia nas zdecydowany sprzeciw wobec prywatyzacji i komercjalizacji sektora publicznego. Konsekwencje prywatyzacji obserwujemy na każdym kroku.
Coraz więcej placówek edukacyjnych jest prywatnych. Liczne prywatne szpitale rezerwują sobie przeprowadzanie najwyżej opłacanych procedur medycznych. Koniec z prywatyzacją sektora publicznego. Zerwiemy z błędnym przeświadczeniem, jakoby prywatyzacja miała zwiększyć dostępność usług sektora publicznego. Jest dokładnie odwrotnie. Komercjalizacja i prywatyzacja tworzy przepaść między poszczególnymi odbiorcami usług, sprzyja podziałom i nierównościom społecznym. Dobre prywatne przedszkola otrzymują dziś dotacje na poziomie 75 proc. kwot przeznaczanych dla placówek publicznych i jeszcze korzystają z opłat wnoszonych przez rodziców.
Rząd PO musiał potem hamować gwałtowną komercjalizację przedszkoli, która przekładała się na pierwszeństwo dzieci z rodzin zamożnych w dostępie do placówek prowadzonych za publiczne pieniądze przy pomocy programu Przedszkole za złotówkę. Stanowczość w rozgraniczaniu sfery publicznej i niepublicznej różni nas od Koalicji Obywatelskiej, która stawia na talony edukacyjne i bony na opiekę. Oznacza to, że człowiek zamożny może dołożyć z własnej kieszeni do bonu i zapewnić sobie świetną opiekę. Gorzej uposażonemu pozostają usługi na złym poziomie. Od PIS różni nas wszystko. Ta partia całkowicie ignoruje sektor usług publicznych. Połowa liczącego 230 stron programu tej partii, to odwoływanie się do tzw. „wartości”. Resztę poświęcono programowi społeczno-gospodarczemu. Tam, gdzie jest mowa o jednorazowych transferach socjalnych szczegółowo opisano sposób ich przyznawania. I tak czternasta emerytura będzie przyznawana ściśle określonej grupie uprawnionych i to na podstawie restrykcyjnego kryterium dochodowego. Akapity tekstu poświęconego np. naprawie służby zdrowia, edukacji czy transportu publicznego są zredagowane nadzwyczaj ogólnikowo. Precyzyjnie określone kwoty pieniężne mają za zadanie pozyskać nowe grupy wyborców. W sytuacji, gdy należy podjąć zagadnienia wynagrodzeń w sektorze usług publicznych, uporządkowania płac w opiece zdrowotnej, czy połączenia wzrostu minimalnej emerytury z najniższą płacą, partia rządząca nabiera wody w usta. W przeciwieństwie do PIS, Lewica przewiduje nie tylko naprawę usług publicznych, ale też mechanizm podwyżek płac nawiązujący do tempa wzrostu średniego wynagrodzenia. W służbie zdrowia i oświacie planujemy wprowadzenie obligatoryjnych układów zbiorowych pracy, których stroną będzie odpowiednie ministerstwo.
Młodzi lekarze muszą być dobrze wynagradzani i pracować w oparciu o umowy o pracę, a nie kontrakty. Na czele hierarchii polityki społecznej stawiamy pracę. Należy stworzyć wszelkie warunki ku temu, by to właśnie praca była podstawą bytu rodziny. Świadczenia mają stanowić uzupełnienie tam, gdzie rodzina rezygnuje z pracy, starsi z uwagi na ograniczone możliwości zarobkowania przechodzą na emeryturę i nie mają innych dochodów. W Polsce wiele grup społecznych żyje w barbarzyńskich warunkach, zaś seniorzy pozbawieni opieki wegetują w okropnym upokorzeniu. Na przydzielenie całodobowej opieki trzeba czekać kilka lat, a domy pomocy społecznej oferują usługi bardzo niskiej jakości. Ludzie oczekują sprawdzonych rozwiązań, które są w europejskich krajach ( np. w zakresie budowy tanich mieszkań), a nie wizerunkowych programów w wykonaniu PIS.

Kolejnym elementem podnoszenia jakości usług publicznych jest transport zbiorowy. W Polsce połączenia kolejowe stały się przywilejem mieszkańców największych miast. Sieć odpowiedniej jakości szybkich połączeń kolejowych łączy tylko główne ośrodki w centrum kraju. W Województwie Pomorskim, poza obszarem przylegającym do aglomeracji trójmiejskiej nie ma już transportu publicznego. To modelowy przykład rozmyślnego zdemolowania transportu publicznego w państwie neoliberalnym.

Pomorskie przoduje w „dziele” likwidacji połączeń lokalnych. W Nowym Dworze Gdańskim, mieście położonym 30 km od Gdańska mamy 10 proc. bezrobocie, podczas gdy w Trójmieście brakuje rąk do pracy. Miasto powiatowe łączy ze stolicą województwa tylko autostrada. Kolejnym miastem powiatowym, do którego bardzo trudno jest dojechać jest Bytów. Te przykłady ilustrują, w jaki sposób wykluczenie komunikacyjne wpływa na codzienne życie mieszkańców mniejszych miejscowości, np. możliwość znalezienia zatrudnienia. Dlatego programy Kolej +, a także Krajowy Program Kolejowy muszą stawiać sobie za cel przynajmniej rewitalizację kolei. Za pieniądze Unii Europejskiej trzeba odtworzyć sieć starych połączeń kolejowych. Unijna strategia transportowa kładzie nacisk na elektryfikację połączeń kolejowych. Taka strategia jest podyktowana koniecznością ochrony klimatu i unijną polityką spójności. W naszym przekonaniu unijne fundusze nie są właściwie wydatkowane. Pierwszeństwo finansowania mają połączenia drogowe. Należy przywrócić równowagę i sięgnąć szerzej po unijne pieniądze i postawić na rozbudowę połączeń lokalnych.
Lewica przedstawiła ambitny plan elektryfikacji nowych połączeń w województwie pomorskim.
Koszt jest obliczany na sumę 6 mld zł. Program jest rozłożony na wiele etapów, tak więc jego koszty nie obciążą nadmiernie budżetu. Za rządowymi deklaracjami o przywróceniu Polski lokalnej do komunikacyjnego krwiobiegu kraju, nie stoją żadne działania. Cynicznie wykalkulowano, że bezpośrednie transfery pieniężne są najszybciej zwracającą się inwestycją jeśli chodzi o pozyskiwanie wyborców.

Zbierali Państwo podpisy pod projektem ustawy zakładającej powołanie komisji rozliczającej pedofilię w kościele katolickim. Jakie są szanse na wprowadzenie projektu w życie? W Polsce nie brakuje ludzi, którzy życzyliby sobie wyciszenia tematu.

To przerażające. Po publikacjach Justyny Kopińskiej, Bożeny Aksamit i Piotra Głowackiego oraz filmie dokumentalnym braci Sekielskich wydawało się, że ludzie są przygotowani na zmianę cywilizacyjno-mentalną. Jednak pewna część społeczeństwa niczym dziecko po traumie, wypiera odpowiedzialność kościoła za tworzenie szczególnej niszy dla bezkarności duchownych dopuszczających się nadużyć. W pewnym sensie nasza inicjatywa już spełniła swoją rolę. Gdy rok temu zaczęliśmy pracę nad projektem ustawy, rząd szybko przygotował własne rozwiązanie. Wiemy już, że nie da się pójść drogą Irlandii i Belgii- katolickich społeczeństw zmagających się z problemami nadużyć seksualnych duchownych. W cywilizowanych krajach nie można unikać rozliczania przypadków ukrywania pedofilii. Projekt Prawa i Sprawiedliwości całkowicie uzależnia działanie komisji od rządu, udaje, że nie istnieje problem systemowego ukrywania nadużyć, tworzenia wrażenia bezkarności. Naszym zadaniem jest przypominać o problemie, który musi być rozwiązany osobnym trybem. W Polsce ukrywanie przypadków pedofilii przez wymiar sprawiedliwości nie stanowi problemu. W przeciwieństwie do sądów, władze zwierzchnie kościoła mają niemało pomysłów na tuszowanie spraw, uchylanie się od wyroków i wywieranie presji na rodziny ofiar. Jeśli w Sejmie przyszłej kadencji proporcje podziału mandatów ułożą się tak, że opozycja będzie stanowiła dużą siłę i będzie mogła utworzyć rząd, trzeba będzie uzupełnić dotychczasowe przepisy o rozwiązania wyszczególnione w projekcie obywatelskim tak, by zmusić władze kościelne do wydania stosownych dokumentów oraz powiadamiania Policji i prokuratury o przestępstwach pod groźbą dużych sankcji w razie zaniechania tego obowiązku.

Państwa główni konkurenci – PIS i Koalicja Obywatelska opierają kampanię na silnych emocjach. Podstawą narracji jest wzajemne straszenie sobą. Wydaje się, że w Polsce polityką rządzą emocje. Czy Lewica potrafi je wzbudzać?

Obawiam się, że oglądanie zmagań dwóch głównych stronnictw politycznych nie wywołują już u widza wypieków na twarzy. Koalicji Obywatelskiej brakuje emocji i żarliwości, a także wiary w własne przesłanie i misję. Z kolei PIS koncentruje się na agresywnych atakach. To właśnie Lewica snuje opowieść, w której jest miejsce na autentyczne emocje. Autentyczne emocje są w publicznych wystąpieniach Adriana Zandberga, w zapowiedzi Włodzimierza Czarzastego, odnośnie rozliczenia niekonstytucyjnych działań PIS. W wystąpieniach lewicowych polityków jest szczerość, ideowość i autentyczne zaangażowanie. Jak dotychczas demokratyczne media słabo eksponują te cechy.
Dominują drętwe debaty. Dyskusje są mało przekonujące. Uważam, że wynika to z braku pomysłu na prowadzenie debat albo zapraszania wciąż tych samych osób do studia telewizyjnego. Rzucamy wyzwanie takiemu stanowi rzeczy, bo żarliwość i szczerość to właśnie atut Lewicy.

Tadeusz Jasiński

Poprzedni

Silne podstawy

Następny

Będę patrzył władzy na ręce

Zostaw komentarz