24 kwietnia 2024

loader

Oligarcha się rodzi, pracownik truchleje

Nie dajmy się soldatesce wciągnąć w nową zimną wojnę. Ważniejsza jest walka z kryzysem planetarnym

Agresja militarna Rosji na Ukrainę zgromadziła przy wspólnym stole elitę przywódczą Zachodu. Powstała okazja przemyślenia i przedyskutowania, co robić dalej z integracją europejską i z regułami według, których funkcjonuje globalny kapitalizm. Powstają szanse ściślejszego współdziałania i korekty dotychczasowego kursu. Nie będzie to zadanie łatwe, ponieważ zastopowanie militaryzmu nie jest w interesie korporacji zbrojeniowych czy wydobywczych, ani polityków i soldateski żyjącej z rywalizacji mocarstw o potęgę. Jak w tę bogatą sieć polowania na zyski wpisać polityków i otaczającą ich soldateskę: menedżerów, udziałowców i akcjonariuszy korporacji zbrojeniowych, żyjących z pensji i żołdu wojskowych wszystkich barw i gwiazdek, funkcjonariuszy think tanków rysujących na mapach zagrożenia i najlepsze miejsca dla baz wojskowych? Oni teraz mają swój czas. Jak zwykle na czele polska soldateska:  handlarz wędrowny patriotycznym frazesem z Pałacu Prezydenckiego, minister obrony Płaszczak, ściągający złom zza Atlantyku, błędny rycerz z kilkoma tarczami, grający w spektaklu rolę premiera, mąż stanu (wolnego), a także niedoszły sprawca III wojny światowej i prawdopodobnie zagłady ludzkości. Stanęli na czele wojny sankcjami z Rosją, nie oglądając się na koszty ekologiczne i wzrost cen, chcą np. węgiel sprowadzać  z Kolumbii czy skroplony gaz łupkowy z USA. Nieobecną w spotkaniach na szczycie sprawą jest największa stawka – kryzys planetarny.

Ale skutkiem, planowanym bądź nie, tragedii narodu ukraińskiego i militarnej oraz wizerunkowej klęski Rosji, będzie utrwalenie na dłużej neoliberalnego kapitalizmu. Utrwalenie pozycji jego amerykańskiego patrona i światowej oligarchii. Jest ona ostatnim ogniwem łańcucha pokarmowego: surowce i energia wprzęgnięte w maszynerię zysków rodzą głównego przeciwnika dla żyjących z pracy głów i rąk. To coraz potężniejsza oligarchia: W USA, w Europie, w Azji, w Rosji czy na Ukrainie. To nieodłączny od kapitalizmu imperializm, rozumiany jako mechanizm przechwytywania nadwyżki w systemie światowym. Z imperializmem sprzężony jest jego cień – militaryzm.

Jednak są istotne różnice między nowoczesnym imperializmem amerykańskim (i szerzej Triady: USA z Kanadą, UE i Japonii), peryferyjnym imperializmem rosyjskim i chińskim modelem symbiozy państwa z rynkiem, na którym operują różne typy kapitałów. Dla telewizyjnego i internetowego komentariatu imperializm sprowadza się do ekspansji terytorialnej, tworzenia coraz większych organizmów państwowych kosztem słabszych sąsiadów. Tak się przedstawia ekspansję Rosji wobec europejskich i azjatyckich sąsiadów. Ponosi ona ogromne koszty likwidacji potencjalnego zagrożenia bezpieczeństwa kraju, gdyby stawał się on coraz większym bastionem militarnym Zachodu na skraju Niziny Wschodnioeuropejskiej.

Tymczasem główna postać imperializmu jest przezroczysta dla polityków i mediów. Nie chcą oni widzieć, że system kapitalistyczny dzieli się na bogate centrum i peryferia. Do centrum płyną monopolistyczne zyski dodatkowe. Pochodzą one z eksploatacji taniej pracy na peryferiach i ich surowców. To również akumulacja przez wywłaszczanie: grabieży emerytur (świetne książki Leokadii Oręziak), prywatyzacja sektora edukacyjnego i ochrony zdrowia, komercjalizacja mediów, agrobiznes niszczący lasy wilgotne. Itd., itp.

Tylko oligarchów jest wszędzie pod dostatkiem. Największych mają obecnie Stany Zjednoczone. Spośród 68 tys. milionerów posiadających 100 milionowe majątki (z czego 5,3 tys. ma większe niż pół miliarda) 53 proc. to Amerykanie, 18% Europejczycy, 13% Azjaci (wg Global Wealth Report 2021 Credit Suisse). Nie brak ich w Rosji i na Ukrainie. Stachanowcem kapitalizmu jest teraz posiadacz ponad dwustu miliardowego majątku w aktywach finansowych i nieruchomościach Jeff Bezos. W jego Amazonie algorytm zwalnia pracownika, jeśli znajdzie się w gronie 10% trochę mniej wydajnych kolegów, choć przecież jego wydajność pracy może być wysoka. Co więcej, jego praca może być  i staranna, i sumienna. To rezultat neoliberalnego wariantu kapitalizmu, który wdrożyło amerykańskie państwo w latach 80. Tworzy go dolar jako rezerwowa waluta świata,  regulacyjna rola wielostronnych organizacji jednostronnych jak MFW czy WHO, a także gęsta sieć amerykańskich baz wojskowych.

Imperialny charakter systemu światowego

Oligarchowie amerykańscy, europejscy, rosyjscy i chińscy, oprócz wielkości fortun różnią się  źródłami ich pochodzenia.  Bogactwo oligarchów rosyjskich pochodzi z eksploatacji bogactw mineralnych swego kraju, amerykańskich (i całej Triady)   z imperialistycznego systemu globalnego kapitalizmu. W innej sytuacji są ich chińscy koledzy. Mają oni na miejscu wielki rynek wewnętrzny, taniego pracownika, a także szeroki dostęp do postępu naukowo-technicznego. Państwo chińskie wydaje na badania rozwojowe 2,3% PKB. Nie tworzą oni firm wydmuszek jak amerykańscy koledzy. Ci mają na miejscu tylko centra zarządzania, czasami też działy prac badawczo- rozwojowych. Ale głównie dzięki ogromnym zasobom kapitału mogą wykupywać innowacyjne małe firmy. To są prawdziwe kolosy na glinianych nogach –nie mają własnych mocy wytwórczych, przerzucają ryzyko biznesowe na lilipucich podwykonawców i poddostawców peryferii.

Czy to państwa żyjące w stanie anarchii doprowadzają do zwiększania potęgi poprzez rozbudowę armii, wojny i regionalną hegemonię? Spójrzmy na fakty. Po pierwsze, powrotny napływ środków z bezpośrednich inwestycji zagranicznych amerykańskich korporacji był po drugiej wojnie światowej  trzykrotnie większy od poniesionych nakładów (według obliczeń ekonomisty H. Magdoffa). Mówi się o ponadnarodowej klasie kapitalistów – udziałowców i akcjonariuszy wielkich korporacji. Jednak ”ich zasięg jest globalny, ale ich struktura właścicielska charakteryzuje się wyraźną przynależnością narodową”, pisze argentyński politolog Atilio Boron. Ich dochody i majątki stały się możliwe dzięki fuzjom i przejęciom,  dochodom z hipotek i kredytów konsumenckich, nowym emisjom długów i akcji kapitalizujących przyszłe dochody,  z monopoli patentowych, z praw autorskich. Królami rent stali się właściciele i udziałowcy platform cyfrowych.  Duża część ich zysków ma źródło w globalnym arbitrażu pracy. Wykorzystują  niskie koszty pracy  montażowej w Chinach czy Europie Centralnej, a montaż jest najbardziej pracochłonny. Np. w Chinach koszty prac przy produkcji iPhona wynoszą 1,8% ostatecznej ceny sprzedaży. Kiedy zaś przyciśnie kryzys na rynkach finansowych,  pozostaje keynesizm na opak – plany ratunkowe ze wspólnej kasy całego społeczeństwa zarządzą polityczne marionetki, chwilowo na urzędowych posadach. Do tego dochodzi możliwość leżakowania zysków w rajach podatkowych. Według raportu OXFAM, w rajach podatkowych księgowanych jest 26% dochodów banków europejskich, tj. 25 mld euro rocznie i 12% ich obrotów. To mechanizm unikania rozliczeń z krajowym fiskusem. Dużą rolę w utrwalaniu podrzędnej pozycji peryferii odgrywają świetnie wynagradzana kompradorska elita, w Polsce nazywana klasą średnią. To świta każdej filii zagranicznej korporacji – specjaliści zarządzania, finansów, prawnicy, bankowi ekonomiści zasiadający w zarządach.

Ale najważniejszy obecnie jest nowy ekstraktywizm: rozdrapywanie resztek zasobów paliw kopalnych. Zaostrza ją teraz „zielony” kapitalizm, których ugania się po całej planecie w poszukiwaniu metali ziem rzadkich, zwłaszcza litu.

Tak więc imperializm Triady zasadza się na kilku monopolach: technologicznym, militarnym, dostępie  do zasobów naturalnych planety,  kontroli światowego rynku finansowego oraz kontroli myśli, nie tylko akademickiej.

Imperium peryferii – Rosja

Tak określił miejsce Rosji w światowym systemie kapitalizmu Borys Kagarlicki, ceniony rosyjski socjolog i historyk. Rosja powróciła (zresztą jak Polska) na swoje historyczne miejsce. Po przekształceniach systemu gospodarczego i politycznego dostarcza surowców oraz kapitału, ba taka jest rola w systemie peryferii.  Jest tylko mocarstwem energetycznym. Sportem  nowych właścicieli narodowego majątku, nowych Ruskich, oligarchów, stał się wywóz kapitału.

Aktywa zostały prywatyzowane za 1,5% wartości według cen światowych. Stosunki pracy wróciły niemal do XIX w. realiów. Specjalnością kraju stała się korupcja i silne powiązanie elit biurokratycznych z nową klasą lumpenkapitalistów, a w nawet ze światową klasą rządzącą. Sektor naftowo-gazowy tworzy około 20% PKB, ma 45% udział w eksporcie i 60 proc. w dochodach w walutach zagranicznych (B. Kagarlicki, Imperium peryferii. Rosja a system światowy, s. 437). W l. 90 stanowiło to około 30% wartości eksportu, około 20-25 mld dolarów rocznie. Brama wolności dla kapitału znajduje się na Cyprze. Ta mała  wyspa należąca do UE stała się wielką pralnią rosyjskich dochodów. 80% ostatecznie trafia do USA – mekki finansowej spekulacji. Podobnie jak w Polsce doszło też do deindustrializacji. Na próżno szukać odpowiedników wielkich inwestycji przemysłowych pierwszych pięciolatek. Dzięki wsparciu i kapitału, i kadr technicznych USA powstały wówczas nowoczesne zakłady produkujące traktory, ciężarówki. Łatwo można było je przestawić na produkcję sprzętu wojskowego, bez którego nie udałby się pokonać na froncie wschodnim Wehrmachtu. Obecnie, podobnie jak u nas, powstały filie zachodnich koncernów, produkujące podstawowe dobra dla miejscowego konsumenta. W sumie, to  oligarchiczny typ kapitalizmu, w którym dominuje pasożytnicza eksploatacja bogactw naturalnych. Jej miejsce w światowym systemie kapitalizmu to baza surowcowa Europy, głownie Niemiec, zwłaszcza od kiedy USA zawładnęły bliskowschodnią ropą.

Coś drgnęło za rządów W. Putina. Rosja stała się  niezależnym graczem na scenie światowej. I od tego momentu pojawiły się antyrosyjskie nastroje świata zachodniego. W odpowiedzi powstało BRICS jako kontestacja neoliberalnego kapitalizmu i roli Stanów Zjednoczonych jako jego gwaranta.

Ale, jak wskazuje Kagarlicki, Rosjanie „odziedziczyli imperialną świadomość bez imperium”. Stąd zwiększona potrzeba narodowej autoafirmacji. Jako że powodów już nie ma, pociecha płynie z klerykalizmu,  z nostalgii za wielkim imperium.  Dominuje etniczny nacjonalizm, ze stałym cieniem – antysemityzmem  czy obecnie islamofobią. Efekt łatwy do przewidzenia: powstała „demokracja sterowana”, z rosnącą rolą państwa w gospodarce, głównie jako posiadacza pakietu kontrolnego akcji, zwłaszcza w sektorze gazowym. Dlatego spółki w tym sektorze przyciągnęły też znanych graczy ze świata. Do tego doszła produkcja rolnicza wielkich farm, przypominających latyfundia magnackie bądź współczesne latynoamerykańskie. Specjalizują się one w eksporcie pszenicy z południowych regionów kraju.

W nowej sytuacji można się spodziewać demokratycznego poruszenia rosyjskiego społeczeństwa. To może być prawdopodobny skutek sankcji i pogorszenia warunków życia. Chodzi już nie tylko o podnoszenie poziomu życia zwykłych Rosjan, co o stworzenie nowych mechanizmów społecznej i ekonomicznej reprodukcji, pod społecznym nadzorem, o przejście od „demokracji biernej” odbiorców dóbr społecznych do „demokracji aktywnej” świadomie organizowanego rozwoju w interesie większości. A więc to praktycznie walka z oligarchicznym kapitalizmem. Ta zaś wymaga, zgodnie z analizą A. Gramsciego, formowania szerokich bloków społecznych i walki o ideowo-polityczną hegemonię w skali całego społeczeństwa narodowego, wspólnoty Europejczyków, nawet w skali globalnej.

Chińska synteza

Państwo chińskie zachowuje względną autonomię wobec krajowego biznesu. Jest też poza zasięgiem global governance pod egidą USA: nie krępują je ani mechanizm zadłużenia, ani gwarancje bezpieczeństwa militarnego ze strony amerykańskiego patrona. Do wysokiej akumulacji dodało odpowiednią politykę makroekonomiczną: brak wymienialności juana, kontrolę inwestycji zagranicznego kapitału przez tworzenie stref specjalnych i spółek z udziałem kapitału chińskiego. To skutecznie ogranicza napływ kapitału portfelowego. Chiny zatem poszły inną drogą niż dawne społeczeństwa realnego socjalizmu w Europie. Te się wpisały w realia ukształtowane w interesie wielkich korporacji, oddały im sektor bankowy, rynek wewnętrzny, pozbawiły się przemysłu, zbudowanego wysiłkiem wielu pokoleń.

Ponadto,  publiczne to nie bezpańskie. Chińskie państwo postawiło pod znakiem zapytania konwencjonalne mądrości fundamentalistów rynkowych o związkach własności i przedsiębiorczości. We współczesnym korporacyjnym kapitalizmie nie działają samotne wilki biznesu i minifirmy,  jak sobie wyobrażają Konfederaci. Działają natomiast wielkie organizacyjne kolosy, o złożonej strukturze własności, stosunkach pracy i piętrowym zarządzaniu. To wielka machina obracania kapitałem pieniężnym, produktami finansowymi, kredytami, długami. Operatorami tej maszynerii są profesjonaliści, tacy sami jak ci, którzy zarządzają publicznymi firmami czy bankami. Nie operują oni własnymi aktywami, np. na rynku amerykańskim stanowią oni około 80% funkcjonariuszy tych instytucji. Co więcej, informacji, które kształtują ich decyzje dostarczają rynki towarowe. A one są niekompletne. Nie wyceniają ani dóbr przyrody (woda, utrata ziemi ornej, zanieczyszczone oceany), a także ignorują potrzeby przyszłych pokoleń. Rodzaj własności ma tu niewielkie znaczenie.

Mając duże nadwyżki, państwo chińskie buduje infrastrukturę odtwarzającą dawne Jedwabne Szlaki, by znów połączyć krańce Euroazji. To samo robi w Afryce, częściowo w Ameryce Południowej – wszędzie szuka minerałów, ropy naftowej, ziemi ornej, przy okazji zastępuje firmy europejskie i amerykańskie. Przypomina  krajom centrum czasy eksportu ich kapitałów w okresie wychodzenia europejskich liderów przedsiębiorczości z wielkiej depresji lat 1873-1886, a po II wojnie światowej ekspansję USA. Stąd łatwe skojarzenie z imperializmem, a następnie strach przed pułapką Tukidydesa, czyli wojny o  ład światowy, dostosowany do potrzeb rodzimego kapitału i pozycji regionalnego hegemona. Tymczasem to nie narody, lecz korporacje tworzą ład światowy z wykorzystaniem elit politycznych, kierujących państwami. Dotychczasowy ład służył korporacjom zachodnim, by mogły się tanio zaopatrywać w potrzebne surowce oraz siłę roboczą, i na dodatek mieć dostęp do chłonnych  rynków zbytu.

Przedwczesny tryumf Zachodu

Wojna toczy się też w każdym z nas. To wojna żarłocznego konsumenta darów Rynkowego Pana ze zwolennikiem egzystencji zrównoważonej ekologicznie, z godną pozycją w społecznym podziale pracy, wypełnioną konsumpcją kulturowego dorobku ludzkości, otwartą na głębokie relacje z bliskimi, ze wspólnotą narodową oraz Innymi. Ofiarą tej wojny jest przyroda. Dlatego najważniejszym zadaniem pozostaje strategia umiarkowanego dobrobytu bez wzrostu. Gospodarka i polityka gospodarcza podporządkowane będą wówczas innym priorytetom: potrzebom edukacji i nauki, opieki zdrowotnej, humanizacji otoczenia, rozwiązywaniu problemów ekologicznych w interesie społeczeństwa, a nie korporacji. Inspiracje dla takiej strategii znajdują się w dorobku myślicieli Oświecenia, ideologów ruchu wyzwoleńczego globalnego Południa, i oczywiście u największego dekonstruktora zalet i wad gospodarki podporządkowanej logice zysku czyli u Karola Marksa. Jeśli życie w podporządkowanej potrzebom społecznym cywilizacji nie dla wszystkich okaże się  dobre, to przynajmniej będzie lepsze niż w świecie, w którym towarem jest zdrowie, większość ludności świata żyje na granicy fizycznego przetrwania, uciskana jest biomasa, produkcja zaś podporządkowana jest spekulacji i zbrojeniom, na której zyskują oligarchowie. Co najgorsze, ich promotorzy zza Atlantyku i w Europie nie kryją swego samozadowolenia. Klasyczna dialektyka dekadencji: przed całkowitym upadkiem jeszcze jeden rejs jachtem z własną plażą, jeszcze jedna wycieczka w kosmos, jeszcze lepiej wypasiony elektromobilny SUV.

Tadeusz Klementewicz

Poprzedni

Raków i Lech w finale PP

Następny

Czkawka patriotyczna