19 kwietnia 2024

loader

Przeoczony konflikt klasowy

Rolnicze protesty pod kierunkiem AgroUnii, zanim ta przeobraziła się w partię Prawda, nie zostały docenione tak jakby na to zasługiwały.

Środowiska lewicowe raczej były zdystansowane, rzadko kiedy wyrażały poparcie rolniczym wystąpieniom. Niekiedy wręcz wrogo się do nich odnosiły, wyłapując jakieś mało poprawne skróty myślowe uczestników manifestacji. Pojawiały się nawet oskarżenia o faszyzm, antysemityzm itd. A przecież mamy tu do czynienia z doniosłym procesem socjologicznym, którego żaden szanujący się marksista nie powinien zignorować: konflikt klasowy. Konflikt między chłopstwem o różnej zamożności a wielką burżuazją.
Polskim rolnikom dyktuje się niskie ceny skupu ich produktów żywnościowych, sprzedawanych po proporcjonalnie niskich cenach w dużych, międzynarodowych marketach. Rolnicy są zmuszeni sprzedawać produkty swojej pracy międzynarodowym korporacjom m.in. z racji embarga między Polską a Rosją. Działalność ekonomiczna międzynarodowej burżuazji przyczynia się tym samym do ruiny ekonomicznej chłopstwa.
Więcej uwagi protestom rolniczym poświęciły rożne środowiska „narodowe”. Te nie-PIS-owskie, często nawet wyraziły dla nich poparcie. W tych wystąpieniach dostrzegły ochronę interesu narodowego. Tak też lider AgroUnii, obecnie Prawdy, Michał Kołodziejczak widzi etos rolnictwa: „Jesteśmy ostatnią ostoją polskości”.
Oswald Spengler, popularny na początku XX wieku niemiecki historiozof z kręgu „konserwatywnej rewolucji” widział w chłopstwie główną ostoję tradycji. Aktywność chłopstwa miała niekiedy charakter reakcyjny, co pokazało m. in. powstanie w Wandei w okresie Rewolucji Francuskiej. Jest to klasa często bardzo konserwatywna, religijna, ekonomicznie bliska drobnomieszczaństwu i chwiejna.
Obok tego mamy jednak dużo bogatszą historię antyfeudalnych zrywów chłopskich. Karol Marks zaliczał chłopstwo do „klas średnich”, które uważał za reakcyjne jeśli „usiłują obrócić wstecz koło historii”, zaś postępowe jeśli popierają punkt widzenia proletariatu. Sojusz z chłopstwem był w takich krajach jak Rosja, Chiny czy Polska koniecznym warunkiem zwycięstwa socjalizmu. Należy o tym pamiętać nawet jeśli współcześni rolnicy, w tym ruch społeczny AgroUnia, miewa fizjokratyczne, wolnorynkowe słabości.
AgroUnia, jako jedna z niewielu organizacji poruszyła problem bezpieczeństwa żywnościowego, który powinien zająć priorytetowe miejsce w czasach triumfu globalnego kapitalizmu i wszechwładzy korporacji, także w związku z podpisaniem umowy o „wolnym handlu” – CETA. AgroUnia mimo fizjokratycznych słabości opowiada się za protekcjonistyczną polityką: ochroną polskiego rolnictwa i jego produktów. Tylko protekcjonistyczna polityka chroni rodzime rolnictwo i jest warunkiem przetrwania rolnictwa krajowego. I nie chodzi tu o jakieś opiewanie nacjonalizmu gospodarczego. Chodzi o jakość żywności, o zdrową żywność i unikanie zbędnego kapitalistycznego pośrednictwa. Po co też kupować z innych krajów, to co można wyprodukować lokalnie.
Globalny, kapitalistyczny rynek szkodzi lokalnemu rolnictwu, szczególnie w czasach triumfu neoliberalizmu, kiedy to w siłę urosły takie korporacje, jak Monsanto, czy PepsiCo. Najbardziej drastyczne niszczenie rdzennego rolnictwa przypada na lata 90, od kiedy takie umowy o wolnym handlu z USA, jak NAFTA, przyczyniają się szczególnie do zubożenia meksykańskiego chłopstwa.
Post-thatcherowsko-reaganowski neoliberalizm, a właściwie sprowadzenie roli państwa do tuczenia prywatnych monopoli kapitalistycznych, przyczynił się do poważnego zaburzenia ochrony bezpieczeństwa żywnościowego. Uzależniono rolników zarówno Indii czy USA od międzynarodowych korporacji. O szkodach, jakie przyniosły umowy o wolnym handlu mówił nie kto inny, jak Donald Trump, przed objęciem prezydentury. Oczywiście, krytyka wolnego rynku uprawiana przez Donalda Trumpa nie wyszła poza narodowy egoizm. Jednak fakt, że umowy o wolnym handlu mające na celu globalną dominację Stanów Zjednoczonych przyczyniły się do zubożenia Amerykanów warto podkreślać. Zaszkodziło to znacznie amerykańskim farmerom. Zyskały głównie wielkie korporacje.
Producenci żywności zmuszeni są sprzedawać swoje produkty żywnościowe po niskich cenach w wielkich sieciach handlowych. Zdecydowanie drastyczniejszą formą zależności jest jednak zależność od korporacji Monsanto, która kontroluje około 90% upraw GMO. Korporacja ta w bardzo dużym stopniu przyczyniła się do niszczenia tradycyjnego rolnictwa. Osoby które zakupiły i zasiały nasiona tej firmy chcąc dalej uprawiać rolę są od tej firmy uzależnione. Ziemia nie zaakceptuje innego gatunku nasion. Ten proces powoduje nieodwracalne zmiany w ekosystemie, w tym ginięcie gatunków. Wchodzi w to sprawa patentów, co prowadzi do monopolu na żywność, szczególnie niebezpiecznego i dla chłopów, i dla konsumentów.
Niezależnie co sądzimy o produkcji żywności genetycznie modyfikowanej, każda osoba o lewicowych poglądach powinna zdawać sobie sprawę z zagrożeń jakie mogą płynąć ze strony takich korporacji, jak Monsanto i monopolizacji żywności przez te korporacje. Zysk ma wówczas pierwszeństwo nad bezpieczeństwem żywnościowym. Technologia być może odpowiednia w warunkach uspołecznionej gospodarki w warunkach kapitalistycznych będzie mijać się ze swym społecznym przeznaczeniem. Porównajmy chociażby zastosowanie biotechnologii na Kubie, a w Stanach Zjednoczonych.
Po raz kolejny wrócę do fragmentu „Manifestu Komunistycznego” o klasach średnich: „Stany średnie: drobny przemysłowiec, drobny kupiec, rzemieślnik, chłop – wszystkie one zwalczają burżuazję po to, by uchronić od zagłady swoje istnienie, jako stanów średnich. Są one zatem nie rewolucyjne, lecz konserwatywne. Więcej nawet, są reakcyjne, usiłują obrócić wstecz koło historii. O ile są rewolucyjne, to tylko w obliczu oczekującego je przejścia do szeregów proletariatu, to bronią nie swych obecnych, lecz przyszłych interesów, to porzucą własny punkt widzenia, aby przyjąć punkt widzenia proletariatu”. W tym wypadku nie mamy do czynienia z jakimiś postępowymi zmianami, których dokonuje wielka burżuazja, a „reakcyjne chłopstwo” się im przeciwstawia. Wielka kosmopolityczna burżuazja niszczy wspólnoty lokalne i narodowe, a także bioróżnorodność.
Fryderyk Engels podkreślał, że trzeba utrzymać Ziemię w takim stanie by zostawić ją potomnym. Globalnym korporacjom kierowanym żądzą zysku obca jest taka długofalowa perspektywa. W niszczeniu barier narodowych też nie ma niczego postępowego. Niszczenie państw narodowych ma na celu zwiększenie władzy korporacji. Globalne koncerny dążą zaś do swego rodzaju nowego, globalnego systemu kastowego. W porównaniu do klasycznego społeczeństwa kastowego korporacje tworzą pewne iluzje postępowości i egalitaryzmu.
Lewica zrobiła duży błąd, że w niedostateczny sposób zajęła się problemem, który podjęła AgroUnia. Zbyt zraziła się „konserwatywną” aurą obecną wśród rolniku. Jeśli jednak bezpieczeństwo żywnościowe nie jest ważne, to co jest? Alterglobalizm, który w kręgach lewicowych zajmował wiodące miejsce w latach 90 i na początku XX wieku, chyba zatracił na popularności. Alterglobalistyczna narracja przenika do prawicy. Ta jednak jest wyjątkowo niekonsekwentna w krytyce globalnego kapitalizmu i zwykle ma charakter drobnomieszczańsko-narodowych resentymentów. Te resentymenty stoczyć się mogą do żałosnych form solidaryzmu narodowego.
Rozwiązania, które proponowała AgroUnia tj. znakowanie żywności barwami krajów z których one pochodzą to nawet jeśli słuszny postulat, to niewystarczający. Bardziej doniosły jest postulat współpracy gospodarczej z Rosją. Nie mamy więc do czynienia z ciasnym nacjonalizmem gospodarczym, ale afirmacją interesu narodowego nastawionego na kalkulację ekonomiczną. To swego rodzaju realpolitik afirmujące wolną wymianę handlową tyle, że bardziej w duchu protekcjonistycznej polityki Colberta. Jest to postulat postępowy o tyle, że sprzeciwia się całkowicie irracjonalnej, prowojennej polityce Prawa i Sprawiedliwości, jak i zresztą poprzednich ekip rządzących. Dodatkowo wypowiedzi Kołodziejczaka przeciwne obecności wojsk amerykańskich w Polsce podkreślają niemałą świadomość polityczną tego środowiska. Zniesienie embarga rosyjskiego to żaden socjalizm, ale zdroworozsądkowe podejście w obecnej sytuacji politycznej też w jakiś sposób łamie monopol korporacji międzynarodowych.
Lewica mogłaby zaproponować rolnikom adekwatne rozwiązania. Do takich należą autentyczna spółdzielczość rolnicza i konsumencka. Działają w Polsce różne kooperatywy współpracujące z rodzimymi rolnikami, ich zasięg jest jednak zbyt mały. Tylko szeroko zakrojona współpraca może uratować rodzime rolnictwo. Ciągle problemem będą wielkie supermarkety i ich dyktat. W tej sytuacji nie wystarczy jakieś opodatkowanie sklepów wielkopowierzchniowych, co jeszcze przed wyborami postulowało PIS. Za opodatkowaniem korporacji opowiada się także socjaldemokracja. Jednak dopiero ich uspołecznienie rozwiązałoby problem. Tu potrzebny jest „sojusz robotniczo-chłopski”, sojusz rolników, konsumentów i pracowników.
Obawiam się jednak, że środowisko AgroUnii po powstaniu partii Prawda może zatracić swój organiczny, klasowy charakter na rzecz wyścigu parlamentarnego, w którym interes klasy liczy się mniej niż elektorat. Może w społeczeństwie tak rozpolitykowanym na modłę parlamentarną to jedyny sposób zwrócenia uwagi na ważne problemy… Już pewne postulaty pokazują jak niektóre aspiracje ekonomiczne chłopstwa nie są adekwatne w szerszym kontekście. Takim drobnowłaścicielskim skrzywieniem jest chociażby likwidacja podatku dochodowego. Postulat może słuszny, ale dla zubożałego rolnika. To jednak jeszcze nie powód by obrazić się na środowisko Kołodziejczaka i Prawdę.
Ważnym zadaniem ugrupowań lewicowych ugrupowań jest zaproponowanie programu dla polskiej wsi, chociażby po to by ta nie dryfowała w kierunku sił prawicowych. Środowisko AgroUnii mogłoby pójść bardziej na lewo gdyby się nim bardziej zainteresowano. Oczywiście bez popadania w ślepą chłopomanię: stanąć po stronie rolnictwa biorąc pod uwagi problemy ekologiczne i zaproponować jego uspołecznioną formę.

Tadeusz Jasiński

Poprzedni

Jest wesoło w Italii

Następny

O potędze słowa

Zostaw komentarz