19 kwietnia 2024

loader

Rujnujecie nam życie!

Jest jeden poważny problem: lokalsi z Baranowa nie życzą sobie w swojej gminie żadnego lotniska.

 

„Port Solidarność” – tak ma się nazywać centralny port komunikacyjny, który, według planu PiS, ma powstać w drugiej połowie następnej dekady. Projekt jest jest jedną z flagowych inwestycji infrastrukturalnych Prawa i Sprawiedliwości. Już teraz wiadomo jednak, że jego realizacja napotka spory opór społeczny. Przekonał się o tym wiceminister gospodarki Mikołaj Wild podczas spotkania z mieszkańcami terenów, na których po 2020 roku mają się rozpocząć prace.
Jeszcze do niedawna wydawało się, że megalotnisko powstanie na terenie gminy Baranów, na obszarze zalewowym pomiędzy rzekami Pisia Tuczna i Pisia Gągolina.
Twórcy projektu zostali jednak sprowadzeni na ziemię przez ekspertów z firmy konsultacyjnej Arup, którzy wskazując na horrendalne koszty stawiania tak wielkiego obiektu na terenach podmokłych, zasugerowali, że należy znaleźć nową lokalizację.
Rząd dość szybko wytypował kolejny skrawek ziemi. Problem w tym, że znajduje się nie tylko na terenie gminy Baranów, ale również w obrębie gminy Wiskitki blisko Żyrardowa. Teren inwestycyjny obejmuje również skrawki gminy Teresin w powiecie sochaczewskim. Łącznie jest to 66,2 km kw., czyli 6200 hektarów, na których ma powstać lotnisko, a także trakcje kolejowe i drogi do niego prowadzące.
Jaki jest więc problem? Po pierwsze odległość. Pisowski kandydat na prezydenta Warszawy Patryk Jaki zarzekał się niedawno, że centralny port komunikacyjny nie będzie się znajdował dalej niż 35 kilometrów do stolicy. Teraz już wiadomo, że obietnicę tę można wsadzić pomiędzy bajki.
Po upadku koncepcji „baranowskiej”, tereny, które obecnie są brane pod uwagę mieszczą się ponad 50 km od Warszawy. Ale to nie jest największą bolączką rządu, lecz opór mieszkańców wsi w wymienionych gminach, którzy po prostu nie chcą oddawać państwu swoich ziem.
23 maja w Baranowie, przed siedzibą strażacką odbyło się spotkanie ministra Wilda z lokalną społecznością. Jak podaje „Gazeta Wyborcza”, przedstawiciel rządu powiedział na początku „Cieszę się, że was widzę”, na co mieszkańcy odpowiedzieli ” A my nie!”, po czym zaczęli gwizdać i buczeć oraz zaprezentowali transparenty o treści „Nie chcemy lotniska”, „Rujnujecie nam życie”, „Tracimy źródło utrzymania”, „Nie oddamy naszych ojcowizn”, „Betonujcie piachy, a nie dobre gleby”.
To ostatnie hasło jest niezwykle istotne, gdyż gleby na pograniczu miejscowości Stanisławów, Osiny, Nowa i Stara Pułapina, gdzie miałoby powstać lotnisko, należą do najznamienitszych jakościowo w całym województwie.
Dla wielu rolników problemem jest nie tylko przeniesienie magazynów i środków produkcji, ale również niższa wydajność przyszłych upraw. Nie wierzą bowiem w zapewnienia ministra Wilda, który obiecuje, że „jedynym poszkodowanym będzie skarb państwa”.
Rząd chce wykupić ziemie pod inwestycje za 0-40 zł za m kw, co daje łączną kwotę 2,5 mld złotych.
Do kosztów ekspropriacji należy doliczyć jeszcze odszkodowania za utracone budynki i pomieszczenia gospodarcze. Łączna kwota może więc znacznie przewyższyć zakładany budżet projektu, który, według wstępnych wyliczeń miał nie przekroczyć 30 mld zł.
Kolejny problem to niechęć mieszkańców do zmiany miejsca zamieszkania i pracy. Uczestnicy spotkania z ministrem Wildem solidarnie deklarują, że w referendum, w którym będą się wyrażać swoje zdanie na temat inwestycji, będą głosować na „nie”. Problem w tym, że zapowiedziany przez wojewodę mazowieckiego plebiscyt będzie mieć charakter wyłącznie konsultacyjny. To zapewne dopiero początek nowego konfliktu społecznego wywołanego przez rząd Prawa i Sprawiedliwości.

Tadeusz Jasiński

Poprzedni

Tolerancja po katolicku

Następny

Polski oksymoron

Zostaw komentarz