20 kwietnia 2024

loader

Pogoń przegoniła Raków

Po 26. kolejce znów doszło do zmiany lidera ekstraklasy. Raków Częstochowa po remisie 1:1 z wychodzącą z kryzysu Legią Warszawa musiał ustąpić na prowadzeniu Pogoni Szczecin, która u siebie rozbiła Wisłę Kraków 4:1 i z dorobkiem 53 punktów objęła prowadzenie w tabeli. Ale Raków i trzeci w stawce Lech mają tylko o jeden punkt mniej.

Ekipa trenera Marka Papszuna tylko przez tydzień cieszyła się z prowadzenia w ekstraklasie. Przed sobotnią potyczką z Legią wśród kibiców obu zespołów panowało przekonanie, że oba kluby po cichu doszły do porozumienia, w myśl którego legioniści oddadzą częstochowianom komplet ligowych punktów w zamian za wygraną w kwietniowym meczu półfinałowym w Pucharze Polski. Wystarczyło jednak spojrzeć na składy zespołów, żeby tą „spiskową teorię” potraktować z przymrużeniem oka. Trener „Wojskowych” Aleksandar Vuković wystawił do gry chyba najsilniejszy w tej chwili skład, w którym brakowało co najwyżej nieobecnego z powodu kontuzji obrońcy Maika Nawrockiego. I może jeszcze Serba Filipa Mladenovicia. Tego pierwszego zastąpił reprezentant Mauritiusa Lindsay Rose, a reprezentanta Serbii wracający po wyleczeniu urazu Portugalczyk Yuri Ribeiro.
Spotkanie z Rakowem miało być dla piłkarzy Legii swoistym testem boiskowej wiarygodności, bo ich dobre wyniki w tym roku tłumaczono korzystnym terminarzem. A to dlatego, że siedem pierwszych spotkań po wznowieniu rozgrywek legioniści grali z zespołami z dolnej połówki tabeli – Zagłębiem Lubin, Wartą Poznań, dwukrotnie z Bruk-Betem Nieciecza (dopiero 15 marca Legia zagrała z tym zespołem zaległe spotkanie z 5. kolejki), Wisłą Kraków, Śląskiem Wrocław i Górnikiem Łęczna. Dopiero w minioną sobotę „Wojskowym” przyszło się zmierzyć z drużyną ze ścisłej ligowej czołówki, zajmującą akurat pozycję lidera ekipą Rakowa Częstochowa. Potyczka ta miała dodatkowy smaczek, bo przecież trener Papszun zimą miał ofertę przejęcia Legii. Ostatecznie nic z tego nie wyszło, ale Vuković, za którego plecami toczyły się pertraktacje z Papszunem, miał osobisty powód, żeby w Częstochowie z Rakowem nie przegrać.
Mecz obfitował w wiele emocjonujących sytuacji. Gdy wydawało się, że Raków zaraz rozbije rywali w puch, stało się coś dziwnego – niewidoczny do tego momentu skrzydłowy Paweł Wszołek tuż przed przerwą wykorzystał dośrodkowanie Macieja Rosołka i pokonał bramkarza Rakowa.
W drugiej połowie Legia kontrolowała grę, ale w 70. minucie powołany do kadry Polski Mateusz Wieteska spóźnił się z interwencją i w polu karnym sfaulował napastnika gospodarzy Deiana Sorsescu. Sędziujący zawody Szymon Marciniak nie miał wątpliwości i podyktował „jedenastkę” dla Rakowa, którą na wyrównującą bramkę zamienił Hiszpan Ivi Lopez, dla którego było to 14. trafienie w obecnym sezonie. Więcej goli już w tym spotkaniu nie padło, chociaż częstochowianie wyraźnie przeważali, nawet gdy grali w osłabieniu (w 83. minucie czerwoną kartkę zobaczył Ioannis Papanikolaou). I mogli wygrać, ale w ostatniej minucie spotkania Ivi Lopez trafił tylko w poprzeczkę.
Zdobyty na niegościnnym dla przyjezdnych boisku Rakowa punkt bez wątpienia mocno poprawi morale piłkarzy Legii, co może im się teraz bardzo przydać, bowiem po przerwie na reprezentację czeka ich seria spotkań z zespołami z górnej połówki tabeli – z Lechią, Lechem, Piastem i Pogonią w lidze oraz raz jeszcze z Rakowem w półfinale Pucharu Polski.
A częstochowianie mimo straty dwóch punktów wciąż pozostają w grze o mistrzostwo Polski, podobnie ja Lech Poznań, który w sobotę w obecności ponad 40 tysięcy widzów rozbił u siebie na Bułgarskiej Jagiellonię Białystok 3:0.
Znakomity występ zanotowała też drużyna Pogoni Szczecin, pokonując u siebie zmierzającą coraz wyraźniej do pierwszej ligi Wisłę Kraków 4:1. „Portowcy” czują się zdecydowanie lepiej w roli zespołu atakującego pozycję lidera niż broniącego pierwszego miejsca. Tydzień temu ekipa trenera Kosty Runjaicia straciła prowadzenie po wyjazdowym remisie 1:1 z Cracovią, odzyskała je po wyraźnym zwycięstwie nad drugą z krakowskich drużyn. Co ciekawe, aż dwie bramki dla Pogoni padły po golach samobójczych, co tylko dowodzi, pod jaką presją grają teraz piłkarze „Białej Gwiazdy”.

Jan T. Kowalski

Poprzedni

Lewy już ma 31 goli w tym sezonie Bundesligi

Następny

Losowanie par w pucharach UEFA