20 kwietnia 2024

loader

Świerczok na wylocie

Przyszłość Jakuba Świerczoka w zespole Nagoya Grampus nie wygląda obiecująco. Po słabym sezonie w tym japońskim klubie trwa kadrowa czystka, a nad polskim napastnikiem wisi jeszcze widmo dyskwalifikacji za doping.

Poprzedni sezon drużyna Nagoya Grampus zakończyła na odległym jak na aspiracje klubu 15. miejscu w tabeli japońskiej ekstraklasy. Nowy dyrektor sportowy Motohiro Yamaguchi, 58-krotny reprezentant kraju i uczestnik mistrzostw świata w 1998 roku, pozbywa się teraz hurtowo zawodników, których sprowadził jego poprzednik na tym stanowisku. I Świerczok może podzielić los już zwolnionego z posady włoskiego trenera Massimo Ficcadentiego (prowadził zespół do 2019 roku) oraz siedmiu piłkarzy.
Świerczok do Nagoya Grampus przeszedł 20 lipca zeszłego roku z Piasta Gliwice. Japończycy wykupili go za dwa miliony euro. Nie był to chybiony transfer, bo reprezentant Polski i uczestnik Euro 2021, w 14 ligowych występach zdobył siedem bramek, a jeszcze lepiej spisywał się w rozgrywkach Azjatyckiej Ligi Mistrzów – we wrześniu ustrzelił hat-tricka w wygranym 4:2 meczu 1/8 finału z południowokoreańskim Daegu FC. Japoński zespół jednak w ćwierćfinale odpadł po porażce 0:3 z późniejszym finalistą ALM Pohang Steelers.
Po tym spotkaniu Świerczok został poddany rutynowej kontroli antydopingowej, która wykazała w jego organizmie śladową obecność niedozwolonej substancji. Został tymczasowo zawieszony przez Azjatycką Konfederację Piłkarską, a piłkarz poprosił o zbadanie próbki „B”. „Oświadczam, iż nigdy nie stosowałem jakichkolwiek niedozwolonych środków dopingujących. W trakcie mojej kariery wielokrotnie byłem poddawany kontrolom, w tym w trakcie EURO 2020 w czerwcu 2021 roku, i wszystkie kończyły się wynikiem negatywnym” – napisał Świerczok w mediach społecznościowych.
Na wynik badania próbki „B” czeka też Motohiro Yamaguchi, bo jeśli okaże się, że Polak był jednak na dopingu, będzie mógł się go pozbyć bez konieczności płacenia odszkodowania za zerwanie wygasającego z końcem stycznia 2024 roku kontraktu.

Jan T. Kowalski

Poprzedni

Żyła wyrósł na lidera kadry

Następny

Bigos tygodniowy