
Wybory na burmistrza Nowego Jorku zapowiadają się na historyczne, wszystko wskazuje, że zwycięży Zohran Mamdani, 34-letni muzułmanin, socjalista i syn znanych intelektualistów, który jeszcze rok temu był niemal nieznany poza swoją dzielnicą, robotniczym i wielokulturowym Queensem. Dziś uchodzi za najbardziej progresywnego polityka młodego pokolenia w USA i za antytezę Donalda Trumpa, symboliczny kontrast wobec ideologii obecnej władzy. Uosabia wszystko, czego trumpizm się boi, różnorodność, solidarność i nowoczesną, miejską lewicę.
4 listopada nowojorczycy zdecydują, kto zastąpi ustępującego burmistrza Erica Adamsa. Największe szanse na zwycięstwo ma Zohran Mamdani, kandydat Partii Demokratycznej oraz Demokratycznych Socjalistów Ameryki, ruchu skupiającego progresywnych polityków, takich jak Bernie Sanders i Alexandria Ocasio-Cortez. Jego najpoważniejszymi rywalami są Andrew Cuomo, były gubernator stanu Nowy Jork, startujący jako kandydat niezależny, oraz Curtis Sliwa, prawicowy komentator radiowy i założyciel organizacji „Aniołowie Stróżowie”. To ochotnicza formacja znana z charakterystycznych czerwonych beretów, która od lat 80. patroluje nowojorskie metro i ulice, deklarując walkę z przestępczością, choć nieraz oskarżano ją o działania na granicy samosądu.
Według najnowszych badań Emerson College i Marist College, Mamdani prowadzi z ogromną przewagą. Pierwszy sondaż daje mu 50 proc. poparcia, przy 25 proc. dla Cuomo, a drugi wskazuje na wynik 48 do 32 proc., to różnica, którą komentatorzy uznają za „praktycznie nie do odrobienia”. „Chyba że wydarzy się cud, fani Cuomo żyją w fantazji”, napisał na X analityk CNN Harry Enten.
W Partii Republikańskiej narasta panika, marszałek Izby Reprezentantów Mike Johnson ostrzegł przed „socjalistycznym powstaniem” w Nowym Jorku, zarzucając Demokratom flirt z „marksizmem”. Pokazuje to, że wybory w Nowym Jorku stały się sprawą ogólnokrajową, testem nastrojów społecznych i przyszłości amerykańskiej lewicy.
Syn diaspory, twarz pokolenia
Mamdani urodził się w Kampali w Ugandzie, w rodzinie pochodzenia indyjskiego. Jego matka, Mira Nair, to znana reżyserka filmowa („Monsunowe wesele”), a ojciec, Mahmood Mamdani, profesor Uniwersytetu w Kapsztadzie i jeden z najważniejszych myślicieli postkolonialnych. Rodzina przeniosła się do RPA, a następnie do Nowego Jorku, gdy Zohran miał siedem lat.
Studiował na Harvardzie, działał w ruchach antyeksmisyjnych, a w 2020 roku został wybrany do Zgromadzenia Stanowego. Od początku stawiał na bezpośredni kontakt z mieszkańcami Queens, wieloetnicznej, pracowniczej dzielnicy, którą nazywa „prawdziwą Ameryką”.
W październiku 2024 roku ogłosił start w wyborach na burmistrza. Początkowo niedoceniany, w ciągu kilku miesięcy zbudował szeroki ruch społeczny. Jego wiece przypominają festiwale, pojawiają się Bernie Sanders, Alexandria Ocasio-Cortez i gubernator Kathy Hochul, a tłumy skandują „Tax the Rich!” („Opodatkuj bogatych!”).
Miasto, które ma być dla wszystkich
Program Mamdaniego łączy socjalistyczną wrażliwość z miejskim pragmatyzmem. W metropolii, gdzie według raportu Deutsche Bank czynsz za trzypokojowe mieszkanie sięga 8500 dolarów miesięcznie (ponad 31 tys. złotych), głównym punktem kampanii stała się walka z kryzysem mieszkaniowym. Kandydat zapowiada zamrożenie czynszów w lokalach regulowanych, rozbudowę zasobu mieszkań komunalnych i ostrzejsze przepisy wobec właścicieli spekulujących nieruchomościami.
Proponuje też darmową komunikację autobusową, rozszerzenie dostępu do żłobków, płacę minimalną w wysokości 30 dolarów za godzinę oraz 2-procentowy podatek liniowy dla milionerów. Uważa, że miasto ma obowiązek zapewnić mieszkańcom godne życie, a nie pozostawiać ich „niewidzialnej ręce rynku”.
„Jeśli nie stać cię na życie w mieście, które nazywasz domem, nie masz czasu martwić się o demokrację”, powtarzał w kampanii, parafrazując własną wypowiedź sprzed roku dla „New Statesman”.
Mamdani przyciąga przede wszystkim młodych wyborców. Według badań z Uniwersytetu Tufts, to właśnie pokolenie Z staje się dziś najważniejszym zapleczem progresywnej polityki w USA. Kieruje się nie tyle ideologią, co potrzebą wspólnoty i realnej sprawczości. Kampania Mamdaniego doskonale to odzwierciedla, oparta jest na setkach wolontariuszy, muzykach, aktywistach i sąsiedzkich inicjatywach, a nie na wielkich pieniądzach i spotach telewizyjnych.
Trump i strach przed Nowym Jorkiem
Donald Trump nie ukrywa wrogości wobec Mamdaniego. W serii wpisów i wystąpień nazwał go „komunistycznym szaleńcem” i „katastrofą, która czyha na Nowy Jork”. To element szerszej strategii Białego Domu, mobilizacji konserwatywnego elektoratu poprzez straszenie miejską lewicą.
Trump od lat ma z Nowym Jorkiem osobisty rachunek. To miasto, które dało mu fortunę, ale też odwróciło się od niego politycznie. Dziś obserwuje, jak w miejscu, gdzie zbudował swoje imperium, rośnie polityk, który uosabia jego dokładne przeciwieństwo.
Mamdani odpowiada spokojnie, „jeśli prezydent chce rozmawiać o tym, jak pomóc Nowojorczykom, jestem gotów, ale jeśli zamierza im szkodzić, będę pierwszym, który mu się sprzeciwi.”
Dwie Ameryki w jednym mieście
Z populacją 8,5 miliona mieszkańców i budżetem przekraczającym 116 miliardów dolarów, Nowy Jork jest nie tylko miastem, lecz także politycznym laboratorium. To tutaj powstają pomysły i rozwiązania, które później inspirują całą Amerykę.
Jeśli Mamdani zwycięży, zostanie pierwszym muzułmańskim burmistrzem w historii miasta i jednym z nielicznych socjalistów, którzy objęli tak prestiżowy urząd w Stanach Zjednoczonych. Dla jednych będzie to dowód „lewicowego skrętu” wielkich metropolii, dla innych znak, że amerykańska demokracja potrafi się odnawiać nawet w czasach autorytarnych pokus.
Jak pisze francuskie Libération, Mamdani jest dla Donalda Trumpa uosobieniem wszystkiego, co ten odrzuca. To młody, wykształcony i wielokulturowy nowojorczyk, syn imigrantów z Ugandy i Indii, który wierzy w solidarność zamiast w rywalizację i w otwartość zamiast w mur. Dla Trumpa to nie tylko polityczny przeciwnik, ale symbol innej Ameryki, tej, która chce być równa, nowoczesna i nie boi się własnej różnorodności.
4 listopada to nie tylko wybory lokalne, to starcie dwóch wizji Ameryki, jednej, która wznosi mury, i drugiej, która buduje domy.









