28 marca 2024

loader

Wyścig technologii na syryjskim niebie

Jak atakować przeciwnika z powietrza nie ponosząc przy tym strat? Izraelskie, amerykańskie i rosyjskie systemy prześcigają się we wprowadzaniu nowych rozwiązań, które uczynić mają obronę przeciwlotniczą przeciwnika bezsilną.

 

Wielokrotnie Państwo czytali w różnorodnych serwisach informacyjnych o izraelskich skutecznych nalotach na cele w Syrii. Wielu laików dziwiło się, dlaczego syryjska obrona przeciwlotnicza jest tak nieskuteczna, a obecne w Syrii rosyjskie jednostki, wyposażone w tak reklamowane systemy przeciwlotnicze dalekiego zasięgu S-400 „Triumf” również zawodzą. Otóż, drodzy czytelnicy, nic nie zawodzi. Przysłowiowy „diabeł, tkwił w szczegółach” technicznych i prawa międzynarodowego. W ramach obrony przeciwlotniczej terytorium syryjskiego toczy się swoisty wyścig technologiczny.

 

Spoza zasięgu prawa

Naloty lotnictwa izraelskiego wykonywane były, co do zasady, za pomocą nosicieli – samolotów, które nie wchodziły w przestrzeń powietrzną Syrii. Operowały nad Izraelem, nad terenami okupowanymi jak Wzgórza Golan, czy też znad bezsilnego sąsiedniego Libanu. Tym samym de iure nie naruszały syryjskiej przestrzeni powietrznej, więc nie mogły być zaatakowane. Formalnie Izrael nie jest w stanie wojny, więc „prewencyjnie” nie można atakować jego samolotów, bo nie wiadomo czy odbywają loty ćwiczebnie czy też lecą aby bombardować Syrię. Jak zatem izraelskie F-16 „Sufa” czy F-15E mogły niszczyć odległe o setki kilometrów obiekty? Otóż czyniły to za pomocą wystrzeliwanych rakiet manewrujących. Choć izraelskie rakiety, jak np. „Delialh” czy „Popeye”, nie mają takiego zasięgu i nie są tak ciężkie, jak amerykańskie AGM-109 „Tomahawk”, to jednak realizowały swoje zadania niszcząc magazyny z bronią, zabijając syryjskich czy irańskich żołnierzy.

Antidotum na nie, okazała się dostawa dla armii syryjskiej rosyjskich przeciwlotniczych zestawów artyleryjsko rakietowych typu „Pancyr-S”. Dwa dwulufowe działka 30 mm i 12 rakiet o zasięgu 36 km na każdym pojeździe oraz radiolokator pozwalający równolegle naprowadzać rakiety na 4 cele okazały się zabójczą bronią dla rakiet manewrujących. Nawet gdy zabrakło rakiet, to „ściana ognia” stawiana przez działka o szybkostrzelności 5000 pocisków na minutę niszczyły kolejne pociski. Mobilne, bo na podwoziu samochodowym Kamaz, przemieszczające się po Syrii pojazdy stały się pogromcami rakiet manewrujących tak Izraela jak i USA oraz Wielkiej Brytanii.

 

Szybujące bomby

Jak każda akcja, zrodziło to reakcję. Izraelczycy pozyskali z USA bomby szybujące GBU-39 SDB. Owe 250 funtowe bomby, to lekka odmiana bomb JDAM. Zasięg ok. 80 km. Izrael pracuje nad bombami „Spice” które mają niszczyć cele w ruchu. W trakcie lotu bomby, obrazy są analizowane i porównywane, a dane wprowadzane do systemu sterowania bomby. Dysponuje ona również systemem nawigacyjnym INS/GPS. Systemy „Spice” mogą być zrzucane z odległości ok. 60 km, a średni błąd trafienia wynosić ma wg Izraelskiego koncernu Rafael, mniej niż 3 m. Izraelczycy wprowadzili już wcześniej bomby „Spice-2000”, z ładunkiem bojowym o masie około 908 kg, a obecnie wdrożone mają zostać lżejsze „Spice-1000”, z ładunkiem bojowym o masie około 454 kg .

Pozwalało to izraelskim samolotom nie wchodzić w obszar obrony systemu przeciwlotniczego „Pancyr”, a sama bomba, ze względu na niską powierzchnię odbicia okazała się celem niezwykle trudnym do trafienia. Co istotne, bomby szybujące są wielokrotnie tańsze od rakiet: bomba JDAM to ok. 30 tys. dolarów, a rakieta manewrująca „Tomahawk” – 2 miliony dolarów. To tymi bombami zniszczono cele irańskie na południe od Allepo czy wokół Damaszku.

Wyciągając wnioski, Rosjanie błyskawicznie przyspieszyli swoje prace badawcze i opracowali podobną broń, którą oficjalnie pokażą w sierpniu i zakończą próby państwowe w listopadzie 2018 na imprezie branżowej „Armia-2018”.

 

 

 

Rosjanie nie gorsi

Rosyjska bomba szybująca „Grom” przewyższa swoich zachodnich konkurentów pod wieloma względami. Budowana będzie w trzech wariantach. Lekka – 488 kilogramów, pośrednia i najcięższa – 598 kg. W przeciwieństwie do bomby produkcji USA, rosyjska bomba szybująca przenosi trzykrotnie większy ładunek. W zależności od wersji, będzie to 315, 370 i 480 kg. Bomba rosyjska kierowana i naprowadzana jest za pomocą rosyjskiego odpowiednika GPS, satelitarnej nawigacji GLONASS. Precyzja rażenia bomby, tzw. uchyb kolisty, to do 11 metrów od punktu celowania. Przy tej masie głowicy bojowej, jest to bez znaczenia. Zasięg rosyjskich bomb jest zróżnicowany, gdyż jedna z wersji przewiduje oprócz rozkładanych skrzydeł także silnik startowy i kształtuje się od 65 km do 120 km. Bomba jest uniwersalna i przewidziana dla wielu rosyjskich samolotów, w tym wielozadaniowych Su-30SM, najnowszych myśliwców Su-35S, bombowców taktycznych Su-34, frontowych lekkich MiG-35SMT, czy mających już swoje lata Su-24M2 stanowiących do dziś trzon rosyjskiego taktycznego lotnictwa uderzeniowego. Bomba, co ciekawe, testowana była tez przez myśliwce pokładowe typu Su-33 z lotniskowca „Admirał Kuzniecow”.

Sama bomba skonstruowana jest w systemie modułowym. Z tyłu moduł napędowy lub sterujący, moduł planowania lotu i naprowadzania na cel oraz z przodu głowice (odłamkowo burząca, termobaryczną lub zapalająca). Bombę zrzuca samolot jak bombę jądrową, tzn. wykonując tzw. „górkę” wyrzucając ją niejako w górę jak z katapulty i zawracając. „Grom” może być zrzucany na cel znajdujący się z tyłu samolotu bez dodatkowych manewrów stabilizacji, a wg Rosjan precyzyjność bombardowania się zwiększa.

Rosyjskie Wojenno-Wozdusznyje Siły pozyskają zatem broń uzupełniającą do stosowania pomiędzy klasycznymi bombami, a rakietami manewrującymi, jakich u Rosjan jest cała gama.

 

Precyzja celowania

Dotychczas, z piorunującą skutecznością podczas wojny w Syrii, rosyjskie samoloty Su-24M2 czy Su-34 stosowały system naprowadzania „Gefest”, wspomagany przez satelitarny system nawigacji GLONASS. Satelitarne naprowadzanie pozwala tak dobrać wysokość i prędkość samolotu, że nawet gdy zrzuca się zwykłe „głupie” bomby ,trafiają one z precyzją do 10 metrów od punktu celowania. Jest to szalenie ekonomiczna metoda, acz posiadająca wadę, jaką jest wchodzenia samolotu nad cel broniony przez systemy obrony przeciwlotniczej. Trzeba je wcześniej wykryć, zakłócić lub unicestwić (jeśli chodzi o systemy rażące na pułapie powyżej 4000 m). To pułap bezpieczny, jakiego nie osiągają rakiety przenośne typu „Stinger” produkcji USA. „Gefest” pozwala rosyjskim pilotom w Syrii latać powyżej skutecznego zasięgu rakiet przenośnych i skutecznie niszczyć wyznaczone cele należące do ugrupowań terrorystycznych walczących w tym kraju.

Obniżenie pułapu stanowi zawsze zagrożenie i może kończyć się tragedią, jak pamiętne zestrzelenie Su-25 nad prowincją Ildib w lutym 2018 i bohaterska śmierć broniącego się na ziemi do końca, zestrzelonego pilota majora Romana Filipowa.

„Grom” pozwoli rosyjskim samolotom na bezpieczne bombardowanie – z chirurgiczną precyzją – punktów dowodzenia, silosów rakiet międzykontynentalnych, ważnych obiektów przemysłowych i energetycznych osłanianych przez systemy przeciwlotnicze bez wchodzwnia w zasięg ich rażenia. Co ciekawe, sami Rosjanie dysponują skuteczna obroną przed tą bronią w postaci „tandemu” składającego się z systemów przeciwlotniczych dalekiego zasięgu S-400 „Triumf”, zdolnych niszczyć wykonujące „górkę” samoloty na dystansie do 400 km, systemów „Pancyr” najnowszej generacji zdolnych niszczyć same bomby.

Tadeusz Jasiński

Poprzedni

Włochy umywają ręce

Następny

Koniec ery Erdoğana?

Zostaw komentarz