8 listopada 2024

loader

Gospodarka 48 godzin

Zespół antyspekulacyjny

Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów powołał specjalny zespół, który będzie monitorował ceny. Jak powiedział bowiem prezes UOKiK, Tomasz Chróstny: „Docierają do nas sygnały o rażącym podwyższaniu cen niektórych produktów żywnościowych i artykułów higienicznych. Niepokój społeczny sprzyja nieuczciwym działaniom przedsiębiorców. Wprowadzają oni w błąd, informując, że ich produkty chronią przed chorobą lub wielokrotnie zawyżają ceny”. Jak widać, UOKiK jakoś nie wierzy w rzetelność Głównego Urzędu Statystycznego, do którego nalaży badanie cen, i który ma stosowny ku temu aparat organizacyjny i metodologiczny. Wprawdzie z punktu widzenia kosztów ponoszonych przez państwo, znacznie taniej wypadłoby, gdyby UOKiK monitorował badania GUS, zamiast samemu sprawdzać wysokość cen. Zrozumiałe jednak, że władze UOKiK chcą jakoś pokazać, że podlegająca im instytucja coś robi – a niełatwo o przykłady jej sensownej aktywności. Inna sprawa, że powołanie przez UOKiK zespołów antyspekulacyjnych, jednak nie ma nadmiernego sensu. To działanie rodem z czasu poprzedzającego bezpośrednio stan wojenny, kiedy to po Polsce chodziły żołnierskie patrole, udając, że sprawdzają czy wszystko działa jak należy, a spekulanci nie zawyżają cen. Wtedy jednak miało to teoretycznie więcej sensu, bo duża część cen była urzędowa, więc czasem nawet ogłaszano, że złapano jakiegoś zawyżacza cen. Dziś, gdy ceny są generalnie wolne, UOKiK niewiele może zrobić, nawet jakby chciał. Ograniczy się więc do „monitorowania”. Wprawdzie prezes UOKiK Tomasz Chróstny zapowiada, że jeśli praktyki zwyżania cen zostaną potwierdzone, to urząd podejmie „dalsze działania ograniczające tego typu negatywne zachowania” (jakby do tej pory już jakieś podjął), ale to słowa bez pokrycia. Po cichu  UOKiK sam zresztą to przyznaje, wskazująć, że oczekuje na pojawienie się w polskich przepisach „dodatkowych mechanizmów sankcyjnych względem przedsiębiorców nadużywających swobody ustalania cen”. Ale można być pewnym, że nie powstaną żadne „dodatkowe mechanizmy sankcyjne” karzące za podnoszenie cen. Gdyby zaś nawet powstały, trzeba wątpić, czy w jakimkolwiek sensownym czasie UOKiK zdołałby wymierzyć karę za zbyt wysokie ceny, która rzeczywiście zostałaby zapłacona – a nie anulowana przez sądy, do których oczywiście odwoła się każda firma, ukarana za zawyżanie cen.

Banknotów nie brakuje

Zarząd NBP informuje, że  że zaopatrzenie banków w „znaki pieniężne” (czyli banknoty) przebiega w całej Polsce sprawnie, pomimo zwiększonych wypłat klientów. Jak oceniają władze NBP, wszyscy profesjonalni uczestnicy obrotu gotówkowego są zaangażowani w: „zapewnienie społeczeństwu niezakłóconego dostępu do gotówki”. Szkoda, że nie jest to niestety dostęp nieograniczony…  Wartość banknotów w zapasie NBP umożliwia w całości realizację zamówień banków.

Złoty tanieje

Polski złoty stracił na wartości. Stało się tak dlatego, że tzw. inwestorzy, czyli spekulanci finansowi, zamykają część swoich transakcji, rezygnując zwłaszcza z ryzykownych aktywów i zwracają się ku bezpiecznym walutom. Tymczasem polskie aktywa są tradycyjnie zaliczane do ryzykownych (czyli mało odpornych na zawirowania gospodarcze) zaś polska waluta jak zawsze nie jest uznawana za bezpieczną. We wtorek euro kosztowało 4,46 zł (najwyższy kurs od trzech lat), dolar 4,06 zł, a frank 4,22 zł.

Andrzej Leszyk

Poprzedni

Emerytury stażowe: o równość płci

Następny

Wirus zjada gospodarkę

Zostaw komentarz