7 listopada 2024

loader

Trzystu Leopardów

Chciałbym, aby wojna w Ukrainie stała się tematem debaty polskich elit umysłowych, mediów i polityków. Poważnej debaty. Nie bojowego ćwierkania na Twitterze, czy wygłaszania prowojennych, propagandowych, krzepiących waleczne serca komunikatów.

Dość mam krajowego myślenia życzeniowego. Radosnego ogłaszania w mediach, że Rosjanie masowo już popadają w depresje z braku dostępu do zachodnich sklepowych sieciówek, że Putin chudnie na zdjęciach, czyli umiera, a Rosja lada chwila rozpadnie się na lokalne księstwa. Dość mam propagandowej papki, że sto, a nawet trzysta nowych zachodnich czołgów rzuci Rosję na kolana. Że ukraińska armia posiadająca 2 tysiące czołgów pokona rosyjską dysponującą ponad 12 tysiącami.

Cóż z tego, że Leopardy i Abramsy lepsze są. Pod Kurskiem armia niemiecka miała najlepsze czołgi na świecie, a armia radziecka gorsze. Ale miała ich znacznie więcej. Wojna dobitnie dowodzi, że ilość zmobilizowanego sprzętu i ludzi zwykle przechodzi w pożądaną jakość. Wojen nie wygrywa się dzięki Wunderwaffe, lecz posiadanymi i zmobilizowanymi zasobami sprzętu i ludzi. A Rosja nadal ma około 4 tysięcy samolotów, w tym 800 myśliwców. Ukraina ma ich 300, w tym 70 pościgowców. Rosja posiada 4 tysiące mobilnych wyrzutni rakietowych, Ukraina 650. Rosja ma 46,6 milionów zdolnych do służby wojskowej, Ukraina 15,5 miliona.

Marzenia polskich publicystów o nowej Norymberdze w Warszawie dla Putna i jego drużyny, przywiedzionych na postronkach jak kiedyś car Wasyl Szujski, dowodzą jedynie, jak bardzo krajowe elity medialne lewitują ponad ziemską rzeczywistość.

Oczywiście Ukrainie i jej armii ciągle pomagać trzeba. Nawet kiedy te obiecane trzysta ciężkich czołgów, niczym 300 Spartan, nie pobiją armii rosyjskiej. Ale będą one, podobnie jak wszystkie inne deklaracje wsparcia, przede wszystkim odstraszać i zniechęcać Rosję do przedłużania wojny. Zmuszać ekipę Putina do podejmowania rozmów o rozejmie. Wzmocnią one ukraińskie karty przetargowe w czasie rozejmowych negocjacji.

Ukraina potrzebuje teraz rozejmu, nie nieustannej, wyniszczającej wojny. Potrzebuje realnej odbudowy, a nie politycznych obietnic, że wstąpi do Unii Europejskiej już w 2026 roku. Polskie elity polityczne zachowują się jakby były zasobne, niczym NRF na dzień przed zjednoczeniem z NRD. Jak polscy Wessi zapraszający ukraińskich Ossi do wspólnego raju.

Wspierane przez krajowy Komentariat Medialny, obiecują nam odbudowę gospodarczą Ukrainy i budowę wielkiej, polskiej armii. W 2015 roku wydaliśmy, my podatnicy, na krajowe zbrojenia 30 mld złotych. W 2022 roku wydaliśmy już 60 mld złotych. W roku 2023 planowane jest 100 mld złotych, a w latach przyszłych na rozbudowę wojska przeznaczone będą co roku wydatki w wysokości 4 procent PKB. Większe niż na edukację, nowe technologie, kulturę.

Oczywiście mamy wojnę w sąsiedniej Ukrainie, mamy ekspansywnego, agresywnego sąsiada. Musimy czymś odstraszać. Ale to nie zmusza nas do zaprzestania krytycznego myślenia, zgody na żywiołową militaryzację Polski ku chwale i zysków zbrojeniowych lobby.

Doskonale też wiem, że czas kampanii wyborczej nie sprzyja poważnym debatom. Ale deklarowany wtedy patriotyzm nie musi być jedynie przykrywką dla propagandowego idiotyzmu i wyrywania szmalu z budżetu. Spróbujmy zacząć poważnie rozmawiać.

Piotr Gadzinowski

Poprzedni

Duńczycy obronili tytuł

Następny

Gospodarka 48 godzin