Nasza administracja na wszystkich szczeblach wykazywała urzędowy śmieciowy tumiwisizm. W rezultacie, nikt nie miał i nie ma pojęcia, ile odpadów w rzeczywistości zostaje poddanych ponownemu przetworzeniu. I żadnemu urzędowi to nie przeszkadza.
„W żadnym roku w okresie objętym kontrolą organy administracji publicznej nie dysponowały wiarygodną informacją o gospodarowaniu odpadami na terenie gmin, województw i kraju” – taki oto, bulwersujący wniosek, sformułowała Najwyższa Izba Kontroli.
NIK skontrolowała gospodarkę śmieciami komunalnymi, w okresie od 2013 r. do końca pierwszego kwartału ubiegłego roku (czyli już za czasów rządów PiS). Powód tej niewiedzy? Otóż, jak konkretyzuje NIK, podmioty do tego zobowiązane nie przekazywały gminom informacji o odpadach przyjętych do przetworzenia, przekazywały informacje nierzetelne (oczywiście zawyżone, żeby pokazać, jak świetnie rozwija się recycling) lub bardzo opóźnione.
Jeżeli administracja nie miała danych o gospodarowaniu śmieciami w latach kontroli NIK, to najprawdopodobniej nie miała ich też wcześniej, ani nie ma także teraz.
Wiemy, że nic nie wiemy
Wszystko to oznacza to, że o gospodarowaniu odpadami w Polsce nie wiemy nic, a wszelkie sygnały ze strony administracji, mówiące o takich czy innych procentach utylizacji i ponownego wykorzystania różnych odpadów, są zwykłą lipą.
Może się więc okazać – gdyby ktoś wreszcie wziął się do roboty i zechciał to zbadać – że w rzeczywistości zalewa nas rosnąca fala śmieci, których ani nie chcemy, ani nie umiemy zagospodarować. I wydaje się, że taki wniosek byłby akurat zgodny z potoczną obserwacją stanu polskiego środowiska naturalnego.
Samorządy gminne oczywiście nie martwiły się tym, że nie dostają informacji o stanie odpadów – bo dzięki temu miały mniej roboty i nie musiały podejmować żadnych działań, które musiałyby podjąć, gdyby dowiedziały się, że coraz mniej śmieci jest przetwarzanych.
Gminy ochoczo uczestniczyły więc w łańcuszku dezinformacji i na wyższy szczebel, marszałkom województw i wojewódzkim inspektorom ochrony środowiska, także przekazywały informacje nierzetelne lub opóźnione. Także i tam nikt się tym nie przejmował, ani nie wykazywał zapału w analizowaniu otrzymanych wreszcie danych.
„Weryfikacja sprawozdań zajmowała do 11 miesięcy, co w niektórych przypadkach powodowało wydłużenie procesu przygotowywania sprawozdań do dwóch lat” – stwierdza NIK.
W wirtualnej rzeczywistości
Wspomniane sprawozdania miały dość istotne znaczenie, bo na ich podstawie tworzono i aktualizowano wojewódzkie plany gospodarki odpadami. Ponieważ sprawozdania napływały z opóźnieniem, więc i zarządy województw z opóźnieniem aktualizowały wojewódzkie plany gospodarki odpadami.
Plany, robione z poślizgiem i oparte o niewiarygodne informacje, miały się nijak do śmieciowej rzeczywistości. Było to jednak bez znaczenia, bo i tak samorządy gminne niespecjalnie się nimi przejmowały.
„Organy wykonawcze gmin nie zawsze dostosowywały do tych planów regulaminy utrzymania czystości i porządku w gminach” – zauważa NIK. Efekt? „Znaczna liczba gmin nie osiągnęła wymaganych poziomów recyklingu, przygotowania do ponownego użycia i odzysku odpadów oraz ograniczenia masy odpadów biodegradowalnych przekazywanych do składowania” – dodaje Izba.
Baza danych wyssanych z palca
Wiedzy o rzeczywistym stanie utylizacji i ponownego wykorzystania śmieci miała dostarczać ogólnopolska „Baza danych o produktach i opakowaniach oraz o gospodarce odpadami”.
Ma to być elektroniczny system przekazu informacji, głównie tych objętych powyższymi sprawozdaniami.
Widać już, że nic z tego nie wyjdzie, bo skoro do systemu będą trafiać dane takie jak do sprawozdań, czyli nierzetelne, niepełne i opóźnione, to skutki będą opłakane.
Nie trzeba się jednak martwić na zapas, bo cały ten system jest bardzo opóźniony – w listopadzie 2016 r. był w początkowej fazie przygotowań, choć miał ruszyć na początku 2016 r.
Rząd natychmiast energicznie zareagował na wiadomość o opóźnieniu – i przesunął o dwa lata termin utworzenia bazy danych (do dnia 24 stycznia 2018 r.). A jak będzie trzeba, przesunie go jeszcze dalej, co jest raczej nieuchronne, gdyż NIK wskazuje, że pomimo przesunięcia, nawet ten termin może nie zostać dotrzymany.
Cały ten katalog polskich niemożności pozwolił NIK-owi na sformułowanie jednoznacznej oceny, zawartej w raporcie pokontrolnym: „Najwyższa Izba Kontroli ocenia działania organów administracji publicznej na rzecz prawidłowego zagospodarowania odpadów komunalnych jako niedostateczne i nieskuteczne.
Nieprawidłowości stwierdzono na wszystkich szczeblach funkcjonowania systemu gospodarki odpadami”.
Jak zawsze nic się nie da zrobić
Rząd przygotował „Krajowy plan gospodarki odpadami do 2022”. Bądźmy pewni, że w tej sytuacji wszelkie zadania zapisane w tym planie będą nierealnymi, pobożnymi życzeniami.
Teoretycznie, istnieje w Polsce Inspekcja Ochrony Środowiska. Inspekcja robiła jednak niewiele, bo sprawdzając przestrzeganie przez gminy przepisów prawa o gospodarowaniu odpadami, obejmowała kontrolami tylko 10 proc. gmin rocznie. W ocenie NIK było to „dalece niewystarczające”
NIK wskazuje, że brak skutecznego nadzoru nad przetwarzaniem odpadów komunalnych „stwarzał ryzyko nielegalnego pozbywania się odpadów i zanieczyszczenia środowiska”.
Dodajmy, że ryzyko to już się niestety zmaterializowało. Chyba każdy widzi, że do lasów wyrzuca się nielegalnie znacznie więcej śmieci niż jeszcze pięć lat temu.