30 listopada 2024

loader

Ani tak źle, ani tak dobrze

Tako rzecze prof. Grzegorz Kołodko.

Prof. G.W.Kołodko:
– Polska nie jest w ruinie, ani nie jest w rozkwicie. Jest w rozterce. Jak obserwuję, co się dzieję, to widzę, że w gronach wybrańców narodu zasiadających w Sejmie i Senacie, jest naprawdę sporo mądrych, rozsądnych, pragmatycznych polityków, fachowców. Tyle chyba jakiś złośliwy psikus sprawił, że są oni porozprowadzani po wszystkich możliwych miejscach, w których być nie powinni. Przecież na dobrą sprawę spory i ścierające się wokół problemów ekonomicznych racje, wcale nie idą wedle podziałów partyjnych. O tylko tak wygląda – w obu wysokich izbach, a najczęściej w mediach, bo jest podpisane – oprócz imienia i nazwiska – także przynależnością partyjną… I to ta przynależność partyjna każe myśleć jednym tak, drugim siak, a trzecim do góry nogami. Gdyby pojawił się jakiś chochlik, który potrafiłby tak potrząsnąć tymi posłami i senatorami, żeby wyłoniła się z tego pragmatyczna, dynamiczna, patriotyczna i dobrze rozumiejąca patriotyzm formacja troszcząca się o Polskę, to Polska nie tylko nie byłaby w ruinie, ale byłaby w rozkwicie. A, tak mamy do czynienia jedynie z dobrymi i złymi wiadomościami.
Co do samej gospodarki, to powiedziałbym, że cały czas przeważają dobre wiadomości. Sytuacja nie jest taka, jaka mogłaby być – co by nie mówić gospodarka traci jednak trochę impet. Sytuacja nie jest tak dobra, jak mogłaby być – produkcja wciąż rośnie, ale już trochę wolniej. Nie mamy wielu bolączek, które doskwierały nam w przeszłości. Niektórzy pocieszają się, że jeśli porównujemy się z Grecją, czy z Ukrainą, to wyglądamy świetnie. No, ale jeśli się porównamy się z krajami takimi jak Malezja, czy Chile – trochę bardziej odległymi, ale na podobnym poziomie rozwoju, to już tak dobrze nie jest.
Ostatnie dane GUS – za pierwszy kwartał – wskazują, że PKB w I kwartale niższy od spodziewanego. Jest 3 proc., a miało być 3,5. Zapowiadają się więc niższe wpływy do budżetu. To jeszcze nie jest groźne, ale pytanie brzmi, czy to jest tendencja? Projekt, a nawet już także ustawa budżetowa dowodzą, iż rząd zakłada, że PKB wzrośnie o 3,8 proc. Gdyby zwiększył się wyłącznie o 3 proc., to od razu można przyjąć, że budżet po stronie dochodów nie byłby wykonany. Tymczasem, to, co jest w tym budżecie zapisane po stronie wydatków, to jest obowiązek, który państwo musi wykonać, nie może powiedzieć np. że w tym roku nie obsługujemy długu zagranicznego, albo wypłacimy tylko część rent i emerytur, bo na wszystko nie mamy pieniędzy. To oznacza, że niezmienione wydatki przy zmniejszonych dochodach spowodują zwiększenie luki budżetowej. Gdyby do tego doszło, rząd musiałby w imieniu i na rzecz polskiego społeczeństwa zwiększyć zadłużenie na koszt przyszłego pokolenia. Może się jednak okazać, że te wstępne dane jeszcze się zmienią. Nie róbmy więc jeszcze z tego sensacji.
Zaskoczenia tym pomniejszeniem PKB w zasadzie nie powinno być. Także np. Międzynarodowy Fundusz Walutowy w kwietniu tego roku obniżył prognozowane tempo wzrostu PKB z początkowego 3,6 na 3,4 proc. Nie są to jednak sprawy, dla których warto, żeby Polak z Polakiem się kłócił. Lepiej rozmawiać, rozwiązywać problemy, niż się kłócić. Niemniej dla ekonomistów – profesjonalistów, a więc i dla polityków zajmujących się tą sprawą, to jest jednak jakaś sygnał. Jeśli rząd opiera budżet na założeniu, że PKB wyniesie 3,8 proc., a PKB rośnie o 3, to może nas czekać pewna zmiana. Pytanie brzmi, czy to jest odwrócenie tendencji? Czy Polska dynamika siada? Czy zamiast planowanych 3,8 proc. wzrostu będziemy mieli wzrost poniżej 3 proc?
Ten rząd zasługiwałby na pozytywną ocenę w dłuższej perspektywie, gdyby potrafił przyspieszyć i wynieść na trwałe tempo wzrostu powyżej 4 proc., a nawet zbliżać się do 5., bo nas na to stać! Zważywszy na kwalifikacje Polaków, na naszą przedsiębiorczość, na coraz lepszą infrastrukturę, dobre regulacje prawne wynikające także z naszej przynależności do UE, dopływ środków, stać nas na pięcioprocentowy wzrost PKB. W ruinie nie jesteśmy, to jest bzdura taka sama, jak to, że mamy jakiś fantastyczny sukces. Również bzdurą było głoszenie przez kilka lat, że Polska była „zieloną wyspą”. My się nie staczamy, cały czas się rozwijamy, pytanie brzmi, czy sensownie dzielimy? Czy owoce wzrostu dzielimy nie tylko sprawiedliwie, ale i efektywnie? Czy można byłoby – bez nadmiernego zadłużania się na przyszłość, bez skłócania społeczeństwa, bez uzależniania się od kapitału zagranicznego, bez niszczenia środowiska naturalnego przyspieszyć to tempo wzrostu?
Część moich kolegów po fachu małpując nieco zachodnią myśl ekonomiczną mówią o pułapce średniego poziomu rozwoju, że Polska w nią wpada, albo już wpadła. Warto więc przypomnieć, że jesteśmy powyżej średniego poziomu rozwoju, bo polski dochód na jednego mieszkańca jest dokładnie 2/3 powyżej średniej światowej. Faktem jest tendencja do pewnego spowalniania, bo jak się jest na wyższych poziomach rozwoju, to tempo wzrostu jest niższe. Np. prezydent Obama, czy kanclerz Merkel byliby szczęśliwi, gdy mieliby 3 proc. wzrost PKB. W Chinach zaś byłaby to klęska.
Niestety klimat wokół Polski został zdecydowanie popsuty. Nie wskutek katastrofy ekonomicznej, ale wskutek zamieszania wokół spraw ważnych i bardzo ważnych, jak na przykład Trybunał Konstytucyjny. To jest temat całkowicie nieekonomiczny, ale jednak wpływa na atmosferę wokół Polski. Dziś najważniejsze ekonomiczne pytanie dotyczące Polski brzmi: czy rząd, ekonomiści i przedsiębiorcy mają pomysł, żeby przyspieszyć tempo wzrostu PKB. Czy są w stanie wywindować ten PKB na poziom 4 – 5 proc. rocznie i utrzymać ten poziom przez kilkanaście lat? Uważam, że to jest absolutnie możliwe. Jednak jako ekonomista muszę powiedzieć: nie w tej atmosferze, nie przy tej narracji, nie z tą polityką. Jako ekonomista powiedziałbym, że zdecydowanie więcej uwag krytycznych trzeba skierować w stronę polityki nieekonomicznej niż ekonomicznej. Ten rząd nie jest jeszcze tak długo, żeby popełnić tak wiele błędów, które mu się już zarzuca, ani poprzedni rząd nie popełnił tak wielu błędów, jakimi się go obarcza. Trzeba tę dyskusję zracjonalizować. Niestety z całą pewnością mogę powiedzieć, że choć Polska gospodarka wciąż wygląda nieźle, to jednak opinia o Polsce pogorszyła się. Wiele podróżuję po świecie i koresponduję z wieloma bardzo poważnymi ludźmi. Bardzo martwią się tym, co się dzieje w otoczeniu Polski, ale tym otoczeniu niepolitycznym. – „Greg, słyszę, co dzieje się w Polsce, czy to prawda, że w jest źle?” Oni czytają to samo, co ja – Bloomberga, Financial Times, The Economist, BBC World – i tam niestety mamy złą prasę. Powiedziałbym, że tak, jak do ostatnich wyborów prezydenckich i rządowych Polska miała lepszą opinię za granicą niż na nią zasługiwała, tak teraz mamy opinię gorszą, niż na nią zasługujemy, czasami wręcz złą, choć sytuacja nie jest taka zła. Tak działa machina propagandowa w kraju i zagranicą. Audyt Moody’s, sam w sobie nie jest już taki ważny. Rynki to już przyjęły do wiadomości. Zobaczymy, co powie za miesiąc trzecia agencja Fitch?
Wiem, jakie to wzbudza emocje. Gdy byłem ministrem rządu, doświadczaliśmy boleśnie takiego życzenia, żeby się nam nie powiodło. Dlatego ja uważam, że trzeba pomóc temu rządowi, a nie wychodzić z założenia, żeby on upadł.

Przyg. Red.
Na podstawie Polsatnews.pl

 

Komentarz

Wczoraj byliśmy świadkami propagandowego kuriozum. Pod batutą premier Beaty Szydło ministrowie rządu deklamowali peany o swoich osiągnięciach i zachwalali dobro, które spłynęło na Polskę po pół roku ich rządów. Było to tanie, nudne, zapewne w sferze miłości do rządu mało efektywne. Rząd nie zyska dodatkowych zwolenników, poza tymi, którzy od miesięcy twardo już przy nim stoją.
Równie paradnie wypadła opozycja Sejmowa, osobliwie Platforma Obywatelska. Ten płacz, że cwanego Kaczyńskiego nie można pociągnąć do żadnej odpowiedzialności, gdyż rządzi on Polską per procura, osobiście nie ponosząc żadnej odpowiedzialności za podejmowane przez rząd decyzje, był doprawdy żałosny. Jeszcze bardziej żałosna była zapowiedź wniosku o odwołanie – z kontekstu PO-lamentów wynikało, że w „zastępstwie” Jarosława Kaczyńskiego – marszałka Kuchcińskiego, który, zdaniem PO, gnębi Sejm poprzez kneblowanie posłów. O ile nas wzrok nie myli, do wypędzania posłów z mównicy pan Kuchciński używa tego samego dzwonka, którego jeszcze pół roku temu używali marszałkowie PO… Po wtorkowych występach Platformie też zwolenników na pewno nie przybyło.
Co więc może wpłynąć na zmianę stosunku Polaków do rządu PiS? Ekonomia, oczywiście. Prof. Kołodko, jak zwykle ma rację! Jeśli ten cholerny PKB będzie nadal słabował, to rządowi nie pomoże ani to, że pan Ziobro weźmie sędziów za twarz, ani to, że PiS wytrze podłogę panem prezesem Rzeplińskim, ani nawet to, że podczas spotkania z papieżem Franciszkiem nie spadnie na pielgrzymów linia wysokiego napięcia. Zdecyduje ekonomia… Niestety o ekonomii decyduje polityka. A ta – zwłaszcza w świecie zewnętrznym jest dla Polski coraz bardziej nieprzychylna. Co więc będzie? Nie wiadomo. Poza tym, że jak pójdzie źle, to wszystkim pójdzie źle – i pisowcom i platformersom i nam – czyli całej reszcie. To nie jest dobra wiadomość.

trybuna.info

Poprzedni

Fiasko

Następny

A jednak!