8 listopada 2024

loader

Bez aptekarskiej precyzji

Prawo farmaceutyczne nie uwzględnia w równych proporcjach interesów obu stron – indywidualnych aptekarzy oraz dużych sieci aptecznych. Bierze stronę tych pierwszych.

Po parlamentarnych i lobbystycznych bojach, pod koniec ubiegłego miesiąca zaczęła obowiązywać nowelizacja Prawa Farmaceutycznego. Wprowadziła ona zasadę „apteka dla aptekarza”.
Właścicielem apteki może zostać teraz formalnie jedynie farmaceuta posiadający jednocześnie prawo wykonywania zawodu. Wprowadzono też kryteria demograficzno-geograficzne określające ilość aptek: 3 tys. mieszkańców w danej gminie na jedną aptekę oraz odległość między sąsiadującymi placówkami, która wyniesie co najmniej 500 metrów. Kryterium demograficzne nie będzie obowiązywać, jeśli nowa apteka powstanie w odległości 1 km od obecnie istniejącej.
Nowa ustawa wzbudza skrajnie różne oceny. Część ekspertów ją chwali, część odsądza od czci i wiary. Jak zawsze, zależy to od tego, czyje interesy reprezentuje dany ekspert.

Ustawa po prostu fatalna

Marcin Piskorski, przewodniczący Komisji Rynku Aptecznego Business Centre Club, stwierdza, że nowa ustawa zmieniła polski rynek apteczny z typowego europejskiego systemu otwartego, w jeden z najostrzejszych systemów zamkniętych, w którym łącznie obowiązują restrykcyjne ograniczenia właścicielskie, ilościowe, geograficzne i demograficzne. Oznacza to, że możliwość nabycia lub otwarcia apteki przysługiwać będzie jedynie wąskiej grupie członków korporacji zawodowej, wobec blisko 40 mln Polaków, którzy mogli być dotychczas właścicielami aptek. (Należy rozumieć, że pan ekspert żartuje, wskazując, że dotychczas blisko 40 mln Polaków mogło być właścicielami aptek – przyp. Aut).
Ustawa uniemożliwia otwieranie nowych aptek osobom niebędącym farmaceutami. Zastopuje również możliwość rozwoju polskim przedsiębiorcom, do których należy 96 proc. aptek w Polsce. Pojawią się lub umocnią lokalne monopole, które wezmą w posiadanie lokalne rynki i będą z tego faktu czerpać pełnymi garściami – dotyczy to zwłaszcza mniejszych miejscowości.
Zasada „apteka dla aptekarza” prowadzi do ograniczenia konkurencji oraz w perspektywie, do wzrostu cen leków nierefundowanych i spadku ich dostępności dla pacjentów. Tymczasem dla pacjentów najważniejsze są niskie ceny leków nierefundowanych, dostępność oraz pełen asortyment.
Nastąpi rozdrobnienie rynku, co znacząco osłabi pozycję negocjacyjną aptek oraz doprowadzi do dyktowania im warunków cenowych i asortymentowych przez posiadające jeszcze silniejszą pozycję wielkie międzynarodowe koncerny. Spodziewamy się, że na negatywne konsekwencje wejścia w życie ustawy nie trzeba będzie długo czekać. Niezadowolenie pacjentów będzie rosło z każdym dniem – przewiduje Marcin Piskorski.
Jest on ekspertem BCC, organizacji reprezentującej duże korporacje. A właśnie duże sieci apteczne są bardzo niezadowolone z przyjęcia tej ustawy, ograniczającej im możliwości przejmowania polskich aptek.

Ustawa wręcz znakomita

Zgoła odmienne stanowisko w sprawie nowej ustawy zajmuje Naczelna Izba Aptekarska, reprezentująca głównie indywidualnych właścicieli aptek, zagrożonych konkurencją ze strony sieci aptecznych. Eksperci NIA wskazują, że podobne do polskich rozwiązania prawne od dawna funkcjonują w Europie – obecnie blisko 70 proc. europejskich aptek objętych jest szczegółowymi regulacjami (m.in. Niemcy, Francja, Austria, Hiszpania, Włochy, Dania, Belgia). Regulacja zakłada powrót do tradycyjnej roli apteki, traktowanej jako placówki ochrony zdrowia, a nie sklepu oferującego sprzedaż leków.
Zmiany mają na celu zahamowanie funkcjonujących dziś na rynku licznych patologii, w tym postrzegania pacjenta przede wszystkim jako narzędzia do zarabiania ogromnych pieniędzy. Dzięki nowelizacji, ponad 14,7 tys. funkcjonujących obecnie aptek będzie dalej istnieć, a konkurencja pomiędzy placówkami spowoduje, że ceny leków pozostaną korzystne dla pacjentów.
Ustawa ucywilizuje też sektor apteczny, który jest obecnie w 60 proc. zdominowany przez sieci apteczne. Naczelna Izba Aptekarska podkreśla, że to groźne zjawisko, tym bardziej, że agresywna ekspansja sieci odbywa się kosztem polskich aptek indywidualnych. NIA uważa, że dziennie upadają 2 małe apteki, a w ich miejsce powstają 3 apteki sieciowe, nierzadko wspierane przez zagraniczny kapitał. Jeżeli nikt nie powstrzymałby tego procesu to za 5 lat apteki indywidualne zniknęłyby z rynku.
Celem nowej regulacji jest więc ochrona ponad 4,5 tysiąca polskich drobnych przedsiębiorców prowadzących apteki, którzy już dziś balansują na granicy bankructwa oraz zabezpieczenie wielu tysięcy miejsc pracy. Celem ustawy jest także przywrócenie dostępności do leków i usług farmaceutycznych na terenach wiejskich. Stanie się tak poprzez obowiązywanie kryteriów demograficznych i geograficznych umożliwiających pacjentom łatwiejszy dostęp do aptek (ciekawe, w jaki sposób ograniczenia dotyczące otwierania nowych aptek mogą wpłynąć na ich większą dostępność? – przyp. Aut ).
NIA wskazuje, że zwolennikami nowej ustawy są samorządy zawodowe: aptekarski, lekarski, pielęgniarek i położnych oraz diagnostów laboratoryjnych, a także młodzi farmaceuci zrzeszeni wokół Polskiego Towarzystwa Studentów Farmacji oraz przedstawiciele uczelni medycznych.
W sumie, zmiany w przepisach ograniczą nieprawidłowości występujące na rynku aptecznym, zapewnią większą konkurencję oraz lepszą ochronę pacjentów korzystających z aptek. Ta większa konkurencja miałaby zapanować, mimo tego że nowa ustawa jest niezgodna z zasadą swobody prowadzenia działalności gospodarczej. Jednak zdaniem Naczelnej Izby Aptekarskiej nie ma tu żadnej sprzeczności. Jeśli chodzi o apteki trudno bowiem mówić o swobodzie prowadzenia działalności gospodarczej, z uwagi na specyfikę rynku farmaceutycznego. Wypisując receptę, lekarz decyduje, który lek i w jakiej dawce farmaceuta może wydać. Farmaceuci nie mogą wydać jednej osobie zbyt wielu opakowań leku na katar – w przypadku naruszeń grozi im grzywna nawet do 0,5 mln zł. Godziny pracy aptek ustalane są przez Rady Powiatu. Sztywne są ceny i marże ponad 4 tys. leków refundowanych. Trudno więc taką działalność gospodarczą traktować jedynie w kategoriach wolnorynkowych.

Pacjenci głosu nie mają

Naczelna Izba Aptekarska zdecydowanie popiera zasadę „apteka dla aptekarza”. Farmaceuta, który jest bowiem właścicielem apteki, ponosi odpowiedzialność zawodową – jeśli zostanie przyłapany na rażącym łamaniu prawa, traci zezwolenie oraz prawo wykonywania zawodu. Dla niego oznacza to śmierć w zawodzie. Jest więc odpowiedzialność, która niesie konsekwencje dla konkretnej osoby z tytułu ewentualnych naruszeń.
Ta odpowiedzialność nie jest już tak oczywista w przypadku właściciela apteki, który nie jest farmaceutą – jeśli dokonywał naruszeń prawa, to nawet jeśli stracił zezwolenie wydawane dla jednej spółki, zamykał aptekę, natomiast w jej miejsce otwierał drugą, prowadząc działalność bez ponoszenia konsekwencji prawnych. Nie tracił prawa wykonywania zawodu, bo jako przedsiębiorca po prostu go nie miał. Wraz w wejściem w życie nowelizacji przepisów, ten sprytny zabieg przechodzi do historii.
Tradycyjnie, w opiniach na temat nowych przepisów, najmniej słyszalny jest głos tych, których mają one dotyczyć – czyli w tym wypadku klientów aptek. Ale też, mówiąc szczerze, nie o ich interes chodziło w przypadku obecnej nowelizacji prawa farmaceutycznego.

trybuna.info

Poprzedni

Im strzelać nakazano

Następny

PiS zaciska pięść