Z jednej strony, w Polsce coraz łatwiej o znalezienie pracy. Z drugiej – wciąż się boimy, że ją stracimy.
Obawy o utratę pracy wciąż są jeszcze jak najbardziej uzasadnione. Wprawdzie mamy w naszym kraju coraz lepszą sytuację na rynku pracy (z punktu widzenia pracowników), ale mimo to, najczęściej wskazywany czas szukania nowego zatrudnienia wynosi co najmniej pół roku. Niewiele rzadziej wymienia się rok poszukiwań.
Tymczasem, mało kto w Polsce ma takie oszczędności, by w miarę bezboleśnie przetrwać te pół roku, o całym roku już nie mówiąc.
Oczywiście, są przecież zasiłki dla bezrobotnych. Można je pobierać przez sześć miesięcy, albo, w regionach o najwyższym bezrobociu, nawet przez 12. W ciągu pierwszych trzech miesięcy dostaje się 831 zł miesięcznie, zaś w następnych miesiącach, po 653 zł. Żyć nie umierać. Uzyskanie zasiłków jest ponadto obwarowane tak wieloma ograniczeniami, że tylko nieliczni bezrobotni mają na nie szanse.
Szanse na premię
Ostatnie miesiące minęły w naszym kraju pod znakiem wciąż spadajacego bezrobocia. Zmniejsza się już od ponad trzech i pół roku (choć ostatnio coraz wolniej). Efekt spadającego bezrobocia widać przy naszej ocenie szans znalezienia innej pracy, w przypadku gdyby pracownik odszedł lub został zwolniony. Otóż, 86 proc. zatrudnionych w Polsce uważa, że w ciągu sześciu miesięcy byliby w stanie znaleźć nowe miejsce zatrudnienia, zaś trzy czwarte z nich, że byłoby to miejsce nie gorsze od dotychczasowego.
Pół roku poszukiwań pracy – na pewno dość intensywnych – to nie jest perspektywa budząca zachwyt. A jednak ta deklaracja stanowi najbardziej optymistyczny wynik, uzyskany kiedykolwiek w badaniu „Monitor Rynku Pracy”, prowadzonym od 6,5 roku przez firmę Randstad. Jeszcze nigdy poziom optymizmu co do perspektyw znalezienia nowego zatrudnienia nie był w Polsce aż tak wysoki. W dodatku, to najlepszy rezultat w porównaniu z innymi badanymi krajami europejskimi (Austrią, Belgią, Czechami, Danią, Francją, Grecją, Hiszpanią, Holandią, Luksemburgiem, Niemcami, Norwegią, Portugalią, Szwajcarią, Szwecją, Turcją, Wielką Brytanią, Węgrami i Włochami). Jesteśmy bardziej od nich optymistyczni zarówno jeżeli chodzi o pespektywy znalezienia jakiejkolwiek pracy (tu wyprzedzamy Czechy i Austrię), jak i pracy nie gorszej od poprzedniej (w tym przypadku za Polakami są Czesi oraz Szwedzi).
Przeświadczenie Polaków o dużych szansach znalezienia pracy ma swoje konsekwencje finansowe. Polscy pracodawcy już od kilku lat nie przeżywali takiej presji płacowej (bardzo boleśnie odczuwanej, bo konieczność podnoszenia zarobków zatrudnionym jest dla nich prawdziwą traumą). Większość pracowników (choć niewielka, bo wynosząca jedynie 51 proc.) oczekuje w bieżącym roku podwyżki wynagrodzenia. Natomiast 56 proc. spodziewa się premii.
Można przewidywać, że ci, którzy oczekują tylko premii, mają znacznie większe szanse na spełnienie swych nadziei. Pracodawcy w Polsce, jeśli już są do tego zmuszeni, to z mniejszym oporem przyznają premie, niźli podwyższają zarobki.
Po pierwsze, danie premii to dla nich mniejszy koszt niż podniesienie pensji, a po drugie, premia jest zawsze nagrodą, którą raz można dać, a innym razem nie. Podwyższoną pensję trzeba zaś wyplacać regularnie, zaś jej obniżenie, choć przecież możliwe, w praktyce nie wchodzi jednak w grę, bo zostanie bardzo źle odebrane przez zatrudnionego i będzie działać wybitnie antymotywacyjnie. Efektem takiej obniżki może być zaś porzucenie pracy przez zatrudnionego – a to dla pracodawcy stanie się pewnym kłopotem, gdyż zostanie zmuszony do poszukiwań nowego pracownika, który, co bardzo prawdodpodobne, będzie mieć nie mniejsze oczekiwania płacowe od poprzednika.
Bez finansowego bezpieczeństwa
Pocieszające dla pracodawców może być to, że nieco spadła sklonność Polaków do zmieniania zatrudnienia. W świetle obecnego badania, 24 proc. znalazło nową pracę w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy. W świetle badania z połowy ubiegłego roku – aż 29 proc., choć wtedy bezrobocie w Polsce było wyższe, zaś płace niższe.
Mniejszy odsetek osób, które zmieniły zatrudnienie, pokazuje, że sytuacja na polskim rynku pracy wcale nie jest jednak aż tak różowa. Statystycznie, pracę nieco łatwiej znaleźć, ale przecież nie w każdym zawodzie, i często nie w tym samym mieście co dotychczas.
Poza tym, Polacy stopniowo się starzeją. Z wiekiem wyraźnie spada zaś w naszym kraju możliwość znalezienia pracy. Wśród osób mających 55 lat i więcej, już tylko 62 proc. uważa, że zdoła znaleźć jakąkolwiek pracę po utracie dotychczasowej.
Obecna, trochę większa dostępność pracy w naszym kraju, nie wpłynęła więc istotnie na poprawę poczucia bezpieczeństwa ekonomicznego Polaków. Poczucie lęku przed utratą pracy jest w naszym kraju wyższe od europejskiej średniej. Ryzyko jej utraty uważamy zaś za znaczące. Aż 10 proc. mieszkańców naszego kraju wyraża dużą obawę, że straci pracę. Tylko w jednym kraju, pogrążonej w kryzysie Grecji, ten odsetek jest większy (12 proc).
W sumie, na pytanie: „Jak duże jest w Pana(i) odczuciu ryzyko utraty pracy lub nie przedłużenia aktualnej umowy w ciągu kolejnego półrocza?”, 32 proc. Polaków odpowiedziało, że ryzyko takie jest średnie lub duże. To powyżej europejskiej średniej, wynoszącej 28 proc.
Tylko w czterech krajach Europy grono osób obawiających się utraty pracy jest większe niż w Polsce: w przeżywających kryzys Grecji, Włoszech i Hiszpanii, oraz w Wielkiej Brytanii, zagrożonej Brexitem.
Z niepełną satysfakcją
Naszym, wciąż nie zażegnanym, lękom przed bezrobociem, towarzyszy niezbyt wysoka satysfakcja z tego, co robimy. Wprawdzie 70 proc. rodaków deklaruje satysfakcję z wykonywanej pracy, ale na 17 zbadanych krajów Europy, bardziej niż Polacy lubią ją mieszkańcy siedmiu. Mniej – także siedmiu. Jestesmy więc idealnie w połowie, ale nieco poniżej europejskiej średniej satysfakcji z pracy, wynoszącej 71 proc. Ciekawe, że w tej statystyce przodują Hiszpanie – aż 79 proc. z nich jest zadowolonych z wykonywanej przez siebie pracy (co wynika być może z tego, że, jak to Hiszpanie, za bardzo się w niej nie przemęczają). Drugie miejsce, co już bardziej uzasadnione, zajmują Szwajcarzy (78 proc.) przed Duńczykami (77 proc.).
Piętą achillesową i ciągłym zagrożeniem dla stabilności naszego rynku pracy jest niska aktywność zawodowa Polaków. Bezrobocie wprawdzie spada, ale osób pracujących praktycznie nie przybywa. Zaledwie 51 proc. dorosłych Polaków pracuje zawodowo, zaś powrót do poprzedniego wieku emerytalnego jeszcze obniży ten wskaźnik.
Tak mało z nas pracuje, ponieważ w Polsce proces tworzenia nowych miejsc pracy jest bardzo powolny. Z jednej strony grozi to tym, że w razie pogorszenia koniunktury, bezrobocie może znowu szybko wystrzelić w górę. Z drugiej – tym, że załamie się system ubezpieczeń społecznych, na utrzymanie którego nie wystarczą składki, ściągane od niewielkiego grona zatrudnionego na normalnych umowach o pracę.