Firmy dostarczające prąd nie informują Polaków o skali podwyżek cen. Nie używają nawet słów „wzrost” czy „podwyżka”. Zamiast tego mówią tylko o „nowych stawkach” i o „zmianach taryfy”. Wysokość tych zmian pozostaje oczywiście tajemnicą.
Wielu Polaków otrzymało właśnie rozliczenie zużycia energii elektrycznej za drugą połowę ubiegłego roku – oraz prognozę jej zużycia na pierwszą połowę roku bieżącego.
Dopiero teraz, gdy dostajemy te druki, zaczynamy zdawać sobie sprawę, jak boleśnie dotknęła nas podwyżka cen energii elektrycznej, wprowadzona przez obecny rząd pospołu z firmami dostarczającymi prąd.
Ekipa z PiS, szukając pieniędzy, coraz dotkliwiej przykręca nam śrubę podatkową – a wzrost cen prądu, wprowadzony po cichu pod koniec ubiegłego roku, to właśnie taki nieformalny podatek.
Mamy być cicho i płacić
Coraz wyraźniej zauważamy też skalę arogancji i lekceważenia klientów, wykazywaną przez firmy dostarczające nam prąd. Menadżerowie tych firm traktują polskich odbiorców indywidualnych niczym dojne krowy. Z dokumentów, jakie nam przysyłają, wynika, że mamy bez szemrania płacić tyle, ile nam się każe i nie zasługujemy nawet na minimum informacji o rzeczywistej skali podwyżek.
Nie informuje się nas nie tylko o konkretnych stawkach podwyżek, ale nawet i o tym, że są wprowadzane. To już nie nasz interes, my mamy płacić i siedzieć cicho. W związku z tym niemożliwe jest, aby ktoś zdołał sam sobie policzyć, o ile drożej zapłaci w tym roku w porównaniu z ubiegłym. I zapewne o to chodzi!
Jest to również zgodne z podejściem do obywateli, wykazywanym przez rząd PiS. Nie bawiąc się w zbytnie konkrety, zawiadomił on po prostu, iż: „Należy oczekiwać, że koszty związane z niezbędną modernizacją całej polskiej energetyki, jak również przewidywany wzrost poziomu PKB, spowodują wzrost nominalnych cen energii, zarówno hurtowych i detalicznych”.
Dodajmy, że nie tylko nominalnych ale i realnych. O ile? Tu skazani jesteśmy tylko na domysły.
Nie ma słowa „podwyżka”
Niemiecki koncern RWE, jeden z potentatów na naszym rynku dystrybucji energii, któremu państwo sprzedało kiedyś za kiepskie pieniądze rodzimy STOEN, w sierpniu ubiegłego roku przemianował się w Polsce na Innogy. Koncern poinformował klientów o zmianie tej nazwy bez specjalnego pośpiechu, bo dopiero teraz, pod koniec lutego.
Bardzo obszernie wyjaśnił natomiast przyczyny zmiany nazwy, tłumacząc, że: „Nowa nazwa nawiązuje do słów „innowacja” (z angielskiego „innovation”) oraz energia i technologia („energy”, „technology”). Znak graficzny w symboliczny sposób oddaje wartości naszej marki: elastyczność, otwartość oraz ukierunkowanie na innowacje i potrzeby Klientów”.
Tej otwartości oraz ukierunkowania na potrzeby klientów wyraźnie zabrakło jednak w informowaniu o skali podwyżek cen energii. Ba, koncern RWE nie raczył nawet zawiadomić klientów, że takie podwyżki miały miejsce! Słowa „podwyżka” czy „wzrost cen” po prostu nigdzie nie padają.
RWE – już jako Innogy – przysłał natomiast swoim klientom pismo zatytułowane „Zmiana taryfy dla dystrybucji energii elektrycznej”, w którym czytamy: „Informujemy o nowych stawkach dla dystrybucji energii elektrycznej na rok 2017 związanych z realizacją Kompleksowych Umów Sprzedaży Energii Elektrycznej i Świadczenia Usług Dystrybucji”.
To taki pseudokorporacyjny żargon, w którym powtarzane w kółko słowo „dystrybucja” oznacza „dostarczanie”, a „podwyżka” jest zastąpiona słowem „zmiana”. Z pewnością dla RWE jest to dobra zmiana – ale dla polskich klientów tej firmy, wręcz przeciwnie.
Kamuflowanie podwyżek cen za pomocą słowa „zmiana” to bodaj najważniejsza reguła nowomowy stosowanej wobec klientów. Wynika ona z naiwnego, ale bałwochwalczo traktowanego przez menadżerów przeświadczenia, że klient nie może słyszeć o podwyżkach czy wzrostach cen, gdyż będzie to na niego źle oddziaływało psychologicznie – i sprawi, że stanie się mniej skłonny do uległości wobec coraz wyższych rachunków za prąd.
Niewykluczone więc, że w misji przedsiębiorstwa RWE czy Innogy zostało wręcz zapisane, iż klient nie ma prawa zetknąć się w żadnej korespondencji od tej firmy, z niemiło brzmiącymi terminami „podwyżka” „drożej” „wyższe stawki” itp.
Żeby nie dało się porównać
Jednak jak się zwał, tak się zwał – i przecież każdy klient, który dostanie pismo zatytułowane „Zmiana Taryfy…”, wie że chodzi o podwyżkę tejże taryfy. Rzuca się więc na pismo, szukając z niecierpliwością, o ile ta taryfa wzrośnie i jakie konkretnie będą wyższe, czyli zmienione stawki. Ale niestety…. guzik się dowiaduje!
Otóż pismo od RWE – Innogy, zatytułowane „Zmiana Taryfy dla dystrybucji energii elektrycznej” nie zawiera nawet jednego słowa ani żadnej liczby, które mówiłyby o tym, jaka jest faktycznie ta zmiana taryfy.
Pierwsze zdanie tego pisma, brzmiące: „Informujemy o nowych stawkach dla dystrybucji energii elektrycznej na rok 2017 …” powinno więc zostać zmienione na „NIE informujemy o nowych stawkach dla dystrybucji energii elektrycznej na rok 2017 …”. Wtedy mielibyśmy do czynienia ze zdaniem prawdziwym – bo wspomniane pismo nie podaje wysokości żadnych nowych stawek. Oczywiście nie podaje też wysokości starych stawek. Inna ważna reguła dojenia klienta nakazuje bowiem, aby pod żadnym pozorem nie mógł on sobie porównywać różnych cyfr i obliczać, o ile drożej musi zapłacić za prąd.
Pismo powiadamia za to, że: „Stawki opłaty przejściowej, stawki jakościowe oraz stawka opłaty OZE zostały zatwierdzone decyzją Prezesa Urzędu Regulacji Energetyki nr DRE. WPR. 4211. 3. 8. 2016. JSz z dnia 16 grudnia 2016 r. Pozostała część Taryfy dla dystrybucji energii elektrycznej Innogy Stoen Operator Sp z oo na rok 2017 została zatwierdzona decyzją Prezesa Urzędu Regulacji Energetyki nr DRE. WPR. 4211. 3. 13. 2016. JSz z dnia 29 grudnia 2016 r.”
Rzeczywiście, fascynująca jest to informacja i jakże potrzebna klientowi!
O tym zaś, czy i o ile wzrosły stawki wspomnianych opłat nie ma zaś nic! Zero informacji! Tego klient wiedzieć oczywiście nie powinien.
Ciszej jedziesz, więcej zyskujesz
Bardziej uparci i zdeterminowani klienci, pragnący jednak dowiedzieć się, jaki jest wzrost stawek za prąd, próbują zajrzeć na strony internetowe firm dostarczających im energię. Także RWE-Innogy ma taką stronę – i zapewnia, że jest na niej podany jednolity tekst „Taryfy dla dystrybucji energii elektrycznej”.
To prawda, jest. Tekst ów liczy 37 stron, składa się ze skomplikowanych sformułowań administracyjno-prawnych oraz niezrozumiałych wzorów matematycznych – i oczywiście niemożliwe jest, żeby ktokolwiek cokolwiek z tego pojął.
W innym miejscu strony internetowej niemieckiego koncernu są wprawdzie zamieszczone aktualne stawki opłat za dostarczanie prądu. Możemy zatem przeczytać, ile wynoszą: stawka jakościowa, składnik zmienny stawki sieciowej, składnik stały stawki sieciowej, składnik stały dla instalacji jednofazowej, składnik stały dla instalacji trójfazowej, stawka opłaty przejściowej (zróżnicowana zależnie od wielkości rocznego zużycia energii), stawka opłaty abonamentowej (zróżnicowana zależnie od tego czy rozliczenie następuje co roku, co pół roku lub co miesiąc).
Nie wiadomo, dlaczego nasz rachunek za prąd musi składać się aż z tylu elementów – i to tylko w tej jego części, która obejmuje opłaty za samo dostarczanie prądu, a nie jego rzeczywistą cenę. Tak jednak jest już od lat, nikt nie próbuje tego wyjaśniać i trzeba to przyjąć jako prawdę objawioną.
Ważniejsze, że nie jest podane, ile te wszystkie stawki wynosiły wcześniej. Dociekliwy klient nie ma więc szansy, by porównać sobie stawki i wyliczyć, o ile drożej musi płacić za prąd. Powtórzmy – zapewne właśnie o to chodzi, żeby nie dowiedział się o faktycznej skali podwyżek.
Ciekawe, że firma RWE-Innogy, tak powściągliwa czy wręcz tajemnicza w informowaniu o swoich własnych podwyżkach, staje się bardziej wylewna, jeśli chodzi o podwyżki cudze, dotyczące stawki opłat za odnawialne źródła energii.
Stawki OZE są nową opłatą, zwiększającą nasz rachunek za prąd, którą rząd wprowadził pod pretekstem tego, że Polska musi na polecenie Unii Europejskiej zwiększyć udział odnawialnych źródeł energii, co oczywiście kosztuje.
W przypadku opłaty za OZE, firma RWE-Innogy bez problemów informuje więc klientów w osobnym piśmie, że wcześniejsza stawka tej opłaty wynosiła 2,51 zł za megawatogodzinę, zaś stawka obecna, obowiązująca od 1 stycznia 2017 r. wynosi już 3,70 zł za megawatogodzinę.
Jak widać więc, dostawcy prądu mogą otwarcie informować o podwyżkach – pod warunkiem, że nie są to ich własne podwyżki.
Gdy jednak firmy dostarczające prąd same podnoszą nam ceny, to cicho sza. O tym nie wolno nas informować.