10 grudnia 2024

loader

Gospodarka 48 godzin

To nie wina aut
Pod koniec marca Warszawa należała do najbardziej zanieczyszczonych smogiem miast świata. Budziło to powszechne zdumienie, gdyż przeczyło wszelkim uznanym teoriom, wedle których to samochody powodują skażenie powietrza – a w czasie ograniczeń związanych z epidemią, ruch aut jest w stolicy bardzo niewielki. W związku z tym narodziły się inne teorie, co jedna, to bardziej kuriozalna. Część aktywistów ochrony środowiska uznała, iż smog jest bardzo duży jak najbardziej z powodu samochodów, ale dlatego, że ponieważ jest ich mało, to jeżdzą znacznie szybciej niż zwykle, wznosząc kołami kłęby pyłu, które to kłęby – czego dowiedzieliśmy się właśnie teraz – są znacznie bardziej szkodliwe od spalin wydobywających się bezpośrednio z rury wydechowej. Logiczny, wypływający z tej teorii wniosek, iż w związku z tym, samochodów powinno być w Warszawie bardzo dużo, żeby stały w korkach bądź jeździły jak najwolniej, jakoś nie został sformułowany.
Inny odłam aktywistów tradycyjnie winił za smog obcych – w tym przypadku naszych sąsiadów z Ukrainy, którzy jakoby smrodzą na potęgę. I wykorzystując korzystne wiatry, eksportują swoje zanieczyszczenia do Polski. Jeszcze inny odłam (a raczej odłamek) wskazywał, że winny jest nasz tradycyjny egoizm oraz sobiepaństwo, każące nam mieć w nosie stan powietrza. Dlatego właśnie pozwalamy sobie na nieograniczone smrodzenie różnymi kominkami, które warszawiacy mają nie tylko w willach, ale także w zwykłych mieszkaniach w blokach. Ten jak najbardziej słuszny pogląd jest jednak stosunkowo rzadki, gdyż kłóci się z polskim poczuciem dumy narodowej, wedle którego jesteśmy społeczeństwem wyposażonym w jak najlepsze cechy oraz dalekim od egoizmu. Z tą tezą łączą się także zarzuty wobec obecnej władzy, która opowiada bajki o programie czystego powietrza, ale zupełnie nic w tym kierunku nie zrobiła.
W kwestii smogu skazani jesteśmy na teoretyzowanie, bo przecież nikt nigdy w Polsce nie zbada rzetelnie, czy samochody spalinowe szkodzą środowisku. Gdyby zaś okazało się, że nie szkodzą, to nikt tego uczciwie nie powie. Jeśli jednak jakimś cudem rzeczywiście – choć przecież jasno wynika to z wyników badania powietrza pod koniec marca – jakiś zespół badawczy potwierdzi, iż auta spalinowe nie zatruwają powietrza, to miałoby to fundamentalne znaczenie dla polskiej gospodarki oraz rozwoju przestrzennego. Skończyły by się bajki o elektromobilności polskiej gospodarki, no bo po co wprowadzać elektromobile, skoro auta spalinowe nie szkodzą? Rząd PiS z pewnością by się z tego ucieszył, bo przestano by wypominać, że nic nie zrobił dla realizacji swych opowieści o autach elektrycznych zapełniających polskie drogi. Zmiany wymagałby też model budowy miast – arterie w nich powinny być jak największe, aby zapewnić swobodny wjazd do centrum możliwie dużej liczby aut.

Andrzej Leszyk

Poprzedni

Czy grozi nam faszyzm XXI wieku?

Następny

Mali stracą najwięcej

Zostaw komentarz