To nie wina aut
Pod koniec marca Warszawa należała do najbardziej zanieczyszczonych smogiem miast świata. Budziło to powszechne zdumienie, gdyż przeczyło wszelkim uznanym teoriom, wedle których to samochody powodują skażenie powietrza – a w czasie ograniczeń związanych z epidemią, ruch aut jest w stolicy bardzo niewielki. W związku z tym narodziły się inne teorie, co jedna, to bardziej kuriozalna. Część aktywistów ochrony środowiska uznała, iż smog jest bardzo duży jak najbardziej z powodu samochodów, ale dlatego, że ponieważ jest ich mało, to jeżdzą znacznie szybciej niż zwykle, wznosząc kołami kłęby pyłu, które to kłęby – czego dowiedzieliśmy się właśnie teraz – są znacznie bardziej szkodliwe od spalin wydobywających się bezpośrednio z rury wydechowej. Logiczny, wypływający z tej teorii wniosek, iż w związku z tym, samochodów powinno być w Warszawie bardzo dużo, żeby stały w korkach bądź jeździły jak najwolniej, jakoś nie został sformułowany.
Inny odłam aktywistów tradycyjnie winił za smog obcych – w tym przypadku naszych sąsiadów z Ukrainy, którzy jakoby smrodzą na potęgę. I wykorzystując korzystne wiatry, eksportują swoje zanieczyszczenia do Polski. Jeszcze inny odłam (a raczej odłamek) wskazywał, że winny jest nasz tradycyjny egoizm oraz sobiepaństwo, każące nam mieć w nosie stan powietrza. Dlatego właśnie pozwalamy sobie na nieograniczone smrodzenie różnymi kominkami, które warszawiacy mają nie tylko w willach, ale także w zwykłych mieszkaniach w blokach. Ten jak najbardziej słuszny pogląd jest jednak stosunkowo rzadki, gdyż kłóci się z polskim poczuciem dumy narodowej, wedle którego jesteśmy społeczeństwem wyposażonym w jak najlepsze cechy oraz dalekim od egoizmu. Z tą tezą łączą się także zarzuty wobec obecnej władzy, która opowiada bajki o programie czystego powietrza, ale zupełnie nic w tym kierunku nie zrobiła.
W kwestii smogu skazani jesteśmy na teoretyzowanie, bo przecież nikt nigdy w Polsce nie zbada rzetelnie, czy samochody spalinowe szkodzą środowisku. Gdyby zaś okazało się, że nie szkodzą, to nikt tego uczciwie nie powie. Jeśli jednak jakimś cudem rzeczywiście – choć przecież jasno wynika to z wyników badania powietrza pod koniec marca – jakiś zespół badawczy potwierdzi, iż auta spalinowe nie zatruwają powietrza, to miałoby to fundamentalne znaczenie dla polskiej gospodarki oraz rozwoju przestrzennego. Skończyły by się bajki o elektromobilności polskiej gospodarki, no bo po co wprowadzać elektromobile, skoro auta spalinowe nie szkodzą? Rząd PiS z pewnością by się z tego ucieszył, bo przestano by wypominać, że nic nie zrobił dla realizacji swych opowieści o autach elektrycznych zapełniających polskie drogi. Zmiany wymagałby też model budowy miast – arterie w nich powinny być jak największe, aby zapewnić swobodny wjazd do centrum możliwie dużej liczby aut.