Rząd planuje igrzyska. Wkrótce w Polsce rozpocznie się masowe wybijanie dzików.
Afrykański pomór świń to jeden z praktycznych przejawów tego, że obecna władza nie radzi sobie z rozwiązywaniem różnych problemów. Nie zawsze bowiem najlepszym rozwiązaniem jest rozdawanie pieniędzy. Czasem też trzeba trochę pogłówkować, coś zorganizować, uruchomić jakieś skuteczne mechanizmy.
Wtedy ekipa z Prawa i Sprawiedliwości pokazuje niestety swoją indolencję, zaś to co im wychodzi najlepiej, to zrzucanie winy na poprzedników oraz składanie nierealnych obietnic. Niestety – bo na tej nieumiejętności rządzących tracą wszyscy mieszkańcy naszego kraju.
Na kogo by tu zrzucić winę?
W przypadku afrykańskiego pomoru świń (ASF) obecnemu rządowi także najlepiej wychodziło obiecywanie, że epidemia jest pod kontrolą, że już, za chwilę, zostanie opanowana i zacznie się cofać. Oczywiście nic z tego nie wyszło. W tym miesiącu pojawiło się kilka nowych ognisk choroby, w województwach lubelskim i podlaskim, a epidemia stopniowo zaczyna zagrażać całej naszej branży mięsnej.
Stowarzyszenie Rzeźników i Wędliniarzy RP wystosowało list do Ministra Rolnictwa, alarmując, że ogniska ASF niebezpiecznie zbliżają się do rejonów w których funkcjonują największe zakłady mięsne w kraju: Sokołów, Wierzejki, Animex, Pekpol, Łuków.
„Zdajemy sobie sprawę z niebezpieczeństwa jakim byłoby potwierdzenie ogniska ASF w promieniu 3 km od ich siedzib. Niestety taka wizja z każdym kolejnym ogniskiem staje się coraz bardziej realna. W jednym momencie mogłoby dojść do uniemożliwienia nie tylko eksportu, ale i sprzedaży ogólnokrajowej mięsa i przetworów z tych zakładów. Konsekwencją wydarzeń byłaby zapaść całej branży mięsnej z sektora wieprzowiny” – ostrzega stowarzyszenie Rzeźników i Wędliniarzy.
Rządzący ani nie przejmują się jednak zbytnio tym problemem, ani też nie potrafią mu zaradzić. Charakterystyczną cechą obecnej ekipy jest to, że szuka winy u wszystkich z wyjątkiem siebie. Dlatego więc rząd oskarża myśliwych, iż świadomie odmawiają zabijania dzików, zaś naszym wschodnim sąsiadom zarzuca, że to od nich zakażone dziki masowo przybywają do Polski, roznosząc zarazę wśród naszych hodowli świń.
Z sąsiadami trudno coś zrobić, zatem rząd postanowił wziąć się za myśliwych. Teoretycznie, mogłoby to wypaść nieźle propagandowo, ponieważ myśliwi, używając terminologii łowieckiej, są bardzo dobrym celem i trudno ich za cokolwiek bronić. Tyle tylko, że rząd chce zmusić myśliwych do tego, co jest akurat źródłem ostracyzmu jaki ich otacza – czyli do częstszego zabijania zwierząt. To zaś może się już Polakom nie spodobać.
Rozkaz: otworzyć ogień!
W zamiarze przymuszenia myśliwych do częstszego zabijania dzików (i nie tylko), Rada Ministrów przyjęła projekt nowelizacji ustawy o ochronie zdrowia zwierząt oraz zwalczaniu ich chorób zakaźnych. Nowe przepisy mają pokazać, że rząd jednak przejmuje się afrykańskim pomorem świń.
Rada Ministrów obiecuje, że nowelizacja: „usprawni działania prowadzone w ramach zwalczania afrykańskiego pomoru świń”, ułatwi likwidację tej i innych chorób zakaźnych zwierząt, oraz przyczyni się do ograniczenia strat ponoszonych przez hodowców i producentów oraz sektor rolno-spożywczy.
Jest to pewna nowość, bo w swojej medialnej propagandzie sukcesu, obecna władza dotychczas nie przyznawała się, że nie radzi sobie z ASF, i że z tego powodu straty ponoszą hodowcy, producenci oraz cały sektor rolno-spożywczy.
Istotą projektu jest nałożenie obowiązku przeprowadzania odstrzałów sanitarnych dzikich zwierząt na myśliwych, dzierżawców lub zarządców obwodów łowieckich – z tym, że w projekcie jest też napisane, że oprócz zwierząt dzikich, chodzi również o strzelanie sanitarne do zwierząt „wolnożyjących”.
To rozróżnienie zostało wprowadzone po to, żeby można było organizować także przymusowe odstrzały bezpańskich psów, które wprawdzie trudno uznać za dzikie ale na pewno są wolnożyjące (choć akurat do psów bez smyczy nasi myśliwi strzelają chętnie i często, bo jako zwierzęta udomowione, podchodzą blisko do człowieka więc łatwo je trafić).
Uchylanie się od obowiązku przeprowadzenia odstrzału sanitarnego ma, jak zapowiedział resort rolnictwa, podlegać karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny.
Macie słuchać i strzelać
Tak więc, gdy minister rolnictwa ogłosi, że trzeba rozpocząć wielkie strzelanie do dzików, psów, czy innej zwierzyny „dzikiej lub wolnożyjącej”, myśliwi nie będą się mogli od tego uchylać, bo mogą nawet pójść siedzieć.
Dziś jest zupełnie inaczej. Odstrzały przebiegają ślamazarnie, gdyż myśliwych trudno zmusić do strzelania wtedy, gdy nie mają na to ochoty. W świetle obecnych przepisów, żeby przeprowadzić odstrzał sanitarny, musi bowiem zostać podpisana umowa między powiatowym lekarzem weterynarii i dzierżawcami lub zarządcami obwodów łowieckich. Umowa oznacza zaś, że obie strony muszą się dogadać i wyrazić zgodę. A to nie podoba się rządowi, który zamiast umawiania się i dogadywania, woli wydawać nakazy i wymierzać kary.
Teraz jednak nastąpi koniec z dotychczasową, rozszalałą demokracją. O strzelaniu sanitarnym będzie decydować wyłącznie władza administracyjna, zaś myśliwi staną się egzekutorami, którzy mają posłusznie wykonywać rozkazy – i otwierać ogień wtedy, kiedy im się każe.
Na wszelki wypadek, żeby poradzić sobie z ewentualnym biernym oporem, projekt stanowi, że powiatowy lekarz weterynarii – w przypadku, gdy nakazany został odstrzał sanitarny – będzie mógł wnioskować do Polskiego Związku Łowieckiego o wyznaczenie osób postronnych do realizacji tego nakazu.
Jak podkreśla rząd, pozwoli to na usprawnienie odstrzału sanitarnego, poprzez zwiększenie liczby osób, które taki odstrzał będą mogły realizować, nie będąc członkiem danego koła łowieckiego.
Pod władzą weterynarza
Nowelizacja ustawy w ogóle bardzo rozszerza kompetencje powiatowych lekarzy weterynarii, którzy staną się bardzo ważną władzą. Będą oni mogli bowiem – w drodze decyzji administracyjnej – nakazywać posiadaczom gospodarstw rolnych podjęcie działań umożliwiających wykonanie przez myśliwych odstrzału sanitarnego dzików na danym obszarze. Będą też mogli zakazać działań uniemożliwiających lub utrudniających wykonanie takiego odstrzału – pod groźbą kary.
Oznacza to, że rolnicy nie będą mieli nic do gadania, jeśli władza zechce urządzić wielkie strzelanie na ich polach. Mają wtedy robić co im się nakaże, żeby odstrzał był jak najbardziej udany. Jak nie zechcą pomagać, także mogą nawet pójść siedzieć. Jeśli zaś będzie to dotyczyć dzierżawców gruntów państwowych czy samorządowych, może ich spotkać dodatkowa kara w postaci wypowiedzenia umowy dzierżawy.
„Rozwiązanie to usprawni prowadzenie odstrzału dzików” – stwierdza Rada Ministrów, według której sprawowanie władzy polega na nakazach, zakazach i wymuszaniu posłuchu siłą.
Obecna nowelizacja ustawy o ochronie zdrowia zwierząt to jeden z wielu przykładów, pokazujących, jaką filozofię rządzenia ma obecna ekipa. Otóż jest to prosta filozofia – administracja stanowi elitę, grupę trzymającą władzę, zaś zwykli ludzie mają jej słuchać i wykonywać polecenia, pod groźbą kary.