Jeden z Czytelników przysłał do redaktora naczelnego dziennika Trybuna swoją polemikę, dotyczącą artykułu Andrzeja Leszyka. Publikujemy zatem list Czytelnika – oraz komentarz autora artykułu.
Redaktorze Kochany,
piszę z „interwencją”. W numerze DT z poniedziałku – wtorku 2 – 3 sierpnia ze zdumieniem wczytałem się w tekst Andrzeja Leszyka „PiS przyjmie bardziej liberalny kurs?”. Doświadczony dziennikarz, z wieloma pożytecznymi tekstami na koncie – ale tu przydarzył mu się wypadek przy pracy (i poniekąd całej redakcji, skoro to przepuściliście na zasadzie zaufania do autora). W pierwszej chwili myślałem – po kilku akapitach – że to majstersztyk ironii, ale nie – autor z najwyższą powagą rozwodzi się nad rzekomo pożytecznym zwrotem PiS w stronę wolności akademickiej. Widać, że zupełnie nie zna albo przynajmniej nie przemyślał dzisiejszych realiów akademickich. Narracja taka jak w starym porzekadle „naiwny jak bezpartyjny”.
Tylko w końcówce przebija przebłysk poczucia rzeczywistości, gdy wspomina o tym, że tak naprawdę wiadomy projekt ekipy Czarnka to pretekst do ograniczenia wolności akademickiej. Ale autor pisze o tym tylko w tym kontekście, że rektorom miałoby by być odebrane prawo do zawieszenia pracownika uczelni w toku postępowania dyscyplinarnego. Przenikliwość połowiczna, bo te wynikające z Gowinowej „Konstytucji dla Nauki” prerogatywy rektorów równie dobrze mogą służyć samowoli uczelnianych rządców (ustawa Gowina zredukowała samorządność społeczności akademickich na rzecz samowładztwa rektorów!); więc podważenie ich nie jest po prostu tożsame z zamachem na autonomię uczelni, wolność badań i wypowiedzi wykładowców itd.
Natomiast rzecz w czym innym: każdy, kto orientuje się w dzisiejszej atmosferze i sytuacji na uczelniach wie (chyba poza autorem artykułu?), że ta akcja „obrony wolności akademickiej” i „przywrócenia zachwianej równowagi” to nic innego jak przewrotna urzędowa, odgórna protekcja dla oszołomów i pseudouczonych domagających się swobody głoszenia swoich obsesji, nobilitacji zabobonów i popisów ignorancji pod szyldem „konferencji naukowych” i „debat akademickich”.
Celem jest uwolnienie od odpowiedzialności za wypowiedzi dyskryminacyjne, prymitywną i agresywną propagandę, demagogiczne formy „krytyki” i „polemiki” elementarnie sprzeczne z rygorami kompetencji naukowej i etyki naukowej. Za rasizm, antysemityzm, szowinizm narodowy, mizogynizm, demonstracyjne obrażanie ludzi inaczej myślących nie wolno będzie wszcząć postępowania dyscyplinarnego. I oto chodzi przede wszystkim. Pod hasłem – pretekstem „przeciwstawienia się ofensywie i dyktaturze lewactwa” resort ma objąć ochroną ekstremistów spod znaku religianctwa i klerykalizmu. Aż się prosi o to, by uświadomić tę istotę rzeczy czytelnikom, jak i autorowi niefortunnego, niedość przemyślanego tekstu.
Serdecznie pozdrawiam
Mirek
Do drogiego Czytelnika
Pański list wprawdzie nie jest do mnie, ale poniekąd o mnie, więc pozwolę sobie na próbę odniesienia się do do niego. Rzeczywiście, redakcja Trybuny nie wykazała rewolucyjnej czujności i – jak to na szczęście ma we zwyczaju – nie zastosowała cenzury wewnętrznej. Dzięki temu mogą m.in. przychodzić do nas interesujące listy, choćby takie jak niniejszy.
Inkryminowany artykuł był naturalnie ironią (a przynajmniej miał nią być w – zapewne nieudolnym – zamyśle autora). Pierwsze wrażenie p. Mirka było zatem prawidłowe, jednak autor, jak widać, nie sprostał wymogom ironizowania. Trzeba więc wyjaśnić, co ów autor miał na myśli. A miał on zamiar napisania artykułu przewrotnego, jakby pasującego do listu Czytelnika, który słusznie zauważył, że „ta akcja „obrony wolności akademickiej” i „przywrócenia zachwianej równowagi” to nic innego jak przewrotna urzędowa, odgórna protekcja dla oszołomów i pseudouczonych”. Niestety, wyglądać może na to, iż w moim artykule niezbyt udała się ta przewrotność…
Oczywiste jest, że ustawa, o której pisałem, mająca w nazwie troskę o wolność na uczelniach, w rzeczywistości tę wolność ogranicza – bo taki jest jej cel, zainicjowany przez decydentów z PiS i po to została uchwalona. Czyli, charakter ustawy jest dokładnie taki, jak opisał to p. Mirek pod koniec swego listu. Ja zaś świadomie przedstawiłem ustawę tak, jakbym brał za dobrą monetę jej zapisy – mając przy okazji nadzieję, że w ten sposób zdenerwuję tych, którzy tak jak prominenci PiS uważają, że wyższe uczelnie należy brać za mordę, nie zaś rozszerzać im wolność.
Sygnałem mówiącym o rzeczywistym charakterze tego artykułu (na co zapewne p. Mirek nie zwrócił uwagi) była na przykład wyrażana przez autora radość, że pod rządami nowej ustawy rozszerzającej wolność na uczelniach, będzie można bez żadnych przeszkód głosić, że stworzenie świata i człowieka przez Boga to bzdura, a księga która to opisuje jest kłamliwym nonsensem. Albo moje zadowolenie, że władza godzi się aby decyzje w sprawie postępowań dyscyplinarnych przeciw nauczycielom akademickim podlegały kontroli sądu – co jest ważne biorąc pod uwagę obecne dyscyplinarki wobec sędziów i prokuratorów, także pragnących rozszerzenia wolności (fakt, w ustawie jest zapis o poddaniu dyscyplinarek kontroli sądu, ale w rzeczywistości chodzi w nim nie o wolność, lecz o to, by ograniczyć prawo rektorów do wszczynania postępowań dyscyplinarnych wobec pseudonauczycieli, będących, jak słusznie zauważył p. Mirek oszołomami i głosicielami obsesji).
Albo wreszcie, przypomnienie losów Berii w kontekście poczynań przywódców Prawa i Sprawiedliwości oraz wyrażony przeze mnie – w zamyśle też przewrotny – niepokój, czy liderzy PiS biorący się za „rozszerzanie wolności”, nie skończą jak właśnie Beria, który po śmierci Stalina również chciał rozszerzać wolność i został zlikwidowany przez swych towarzyszy.
Reasumując: ten artykuł miał mieć taki charakter, jak na przykład mój inny tekst, w którym cieszyłem się ze zbliżenia Prawa i Sprawiedliwości z Rosją (mając na względzie, że liderzy PiS przedstawiają ją swemu elektoratowi jako wroga numer jeden) – i podawałem na to różne przykłady, jak choćby wzrost importu rosyjskiego węgla pod rządami PiS, czy podobne spojrzenie obu stron na demokrację. Rozumiem jednak, że należy chyba pisać bardziej w stylu: kawa na ławę, bo to lepiej trafi do niektórych Czytelników…
Pozdrawiam serdecznie
Andrzej Leszyk