9 grudnia 2024

loader

Kiedy wreszcie zaczną budować?

Władze pierwszych siedemnastu miast obiecały, że wygospodarują 67 hektarów terenu, żeby można było wystartować z Narodowym Programem Mieszkaniowym.

Ruszył – na razie oczywiście tylko na papierze i w częściowej, pilotażowej formie – program Mieszkanie plus.
Założona przez Bank Gospodarstwa Krajowego państwowa spółka BGK Nieruchomości, podpisała z władzami siedemnastu miast listy intencyjne i porozumienia w sprawie budowy mieszkań w ramach Narodowego Programu Mieszkaniowego.

Samorządy, którym się chciało

Pierwsze mieszkania mają więc powstać w Białej Podlaskiej, Chorzowie, Dębicy, Gliwicach, Katowicach, Kobyłce, Nowej Dębie, Pelplinie, Poznaniu, Radomiu, Skawinie, Stalowej Woli,Starogardzie Gdańskim, Trzebini, Tychach, Wałbrzychu i Wrześni.
Nie było tu oczywiście żadnego klucza, który zadecydował o wyborze tych miast; nie można też powiedzieć, aby deficyt mieszkań był tam jakoś drastycznie duży w porównaniu z resztą kraju.
Po prostu, właśnie w tych miejscowościach, władze samorządowe chciały oraz były w stanie wygospodarować wolne hektary – i deklarują, że przeznaczą je pod budowę, tanich w założeniu, mieszkań: początkowo na wynajem, które potem będzie można wykupywać na własność.
Są to działki o łącznej powierzchni ponad 67 ha, na których ma powstać do 6 tys mieszkań.
Kiedy? O tym się na razie nie mówi, bo od podpisania porozumień i listów intencyjnych do rozpoczęcia budowy droga jeszcze daleka. Na pewno nie wcześniej niż za dobre kilka lat, bo jeszcze trzeba uchwalić parę ustaw i aktó w wykonawczych do nich.

Listy oczekujących i ceny komercyjne

Z Narodowego Programu Mieszkaniowego będą teoretycznie mogły korzystać rodziny oraz osoby samotne, bez względu na wiek.
Budowa mieszkań ma być finansowana głównie z budżetu państwa, Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, funduszy europejskich – a także ze środków prywatnych, np. gromadzonych w funduszach inwestycyjnych.
Założenie jest takie, że firmy deweloperskie będą włączać się w finansowanie programu w zamian za otrzymanie pewnej puli mieszkań.
Na razie nie wiadomo nic bliższego o tej koncepcji, ale można domniemywać, że będzie ona funkcjonować tak jak ceny komercyjne za Gierka: w jednych sklepach artykuły spożywcze kosztowały tanio, ale ciągle ich brakowało i trzeba było się po nie ustawiać w gigantycznych kolejkach, natomiast w drugich były w ciągłej sprzedaży ale znacznie droższe.
Tak też będzie najprawdopodobniej i z mieszkaniami stawianymi w ramach Narodowego Programu Mieszkaniowego. Te z deweloperskiej puli, wynajmowane i sprzedawane po cenach komercyjnych, będą dostępne od ręki.
Na te zaś, w których cena najmu ma być obniżona, trzeba będzie czekać. Naturalnie, nie wiadomo jak długo, ale rząd zapowiedział już, że powstanie system punktowy oraz listy oczekujących.

Czy stawki czynszu będą rosnąć?

O pierwszeństwie będą decydować: trudne położenie materialne, duża liczba dzieci oraz zła sytuacja mieszkaniowa. „Preferowane będą rodziny wielodzietne, będą też brane pod uwagę dochody, wszystko to będzie wpływało na okres oczekiwania na mieszkanie” – obiecała premier Beata Szydło.
Niewykluczone jednak, że po mieszkania z NPM nie ustawią się aż tak długie kolejki, jak należałoby oczekiwać. Może się bowiem okazać, że najem wcale nie będzie znacząco tańszy od cen rynkowych.
Na początku rząd obiecywał cenę najmu wynoszącą od 10 do 20 zł za metr kwadratowy (plus oczywiście woda, światło, gaz, fundusz remontowy itd.), potem mówiono już głównie o stawce 20 zł/m.kw. Teraz coraz częściej słyszy się o kwocie 24 zł za metr kwadratowy (rzekomo wtedy, gdy ktoś od razu zdecyduje się na opcję docelowego wykupu), za parę lat cena pewnie dojdzie do 30 zł/m.kw, a gdy mieszkania zaczną fizycznie trafiać do potrzebujących, może okazać się, że stawki będą jeszcze wyższe.
A pamiętajmy, że wśród tych pierwszych siedemnastu miast, które weszły do programu, są także i takie, które nie należą do najludniejszych polskich metropolii. Rynkowe ceny najmu są tam zatem sporo niższe od sum, jakie trzeba płacić miesięcznie w kilku największych miastach naszego kraju.
Możliwe jest zatem, że gdy te mieszkania wreszcie zostaną zbudowane, stawki za ich wynajem będą niemal takie same jak na wolnym rynku. Wtedy oczywiście nie będzie żadnego powodu, żeby ustawiać się po nie w kolejce.

Każdy tysiąc lokali się liczy

Wszystko to oczywiście nie obniża znaczenia Narodowego Programu Mieszkaniowego. W Polsce liczy się bowiem każde parę tysięcy mieszkań więcej (a jeśli nie trzeba będzie czekać na nie w kolejkach to nawet lepiej).
Jeśli czynsz najmu będzie równy rynkowemu, nie zostanie jednak spełniony podstawowy cel programu Mieszkanie plus, tak mocno podkreślany dziś przez rządzących: że będą to lokale dostępne dla słabiej zarabiających, które pozwolą zmniejszyć deficyt mieszkań w naszym kraju.
Jest zaś co zmniejszać, bo obecnie na tysiąc mieszkańców przypadają w Polsce 363 mieszkania – często wyeksploatowane, niskiej jakości, nie spełniające wymogów sanitarnych.
Średnio w całej Unii Europejskiej na 1000 osób przypada zaś 435 mieszkań, oczywiście z reguły większych i bardziej komfortowych niż u nas. Niestety, z drugiej wojny światowej Polska wyszła mocno zrujnowana, trzeba było budować dużo i szybko, bo liczba ludności dynamicznie rosła. To zaś odbijało się negatywnie na jakości.
Rząd obiecuje, że w 2030 r .wskaźnik na 1 tys. mieszkańców osiągnie obecną średnią unijną, czyli te 435 mieszkań. Nie jest to cel zbyt wyśrubowany i wypada mieć nadzieję, że uda się go zrealizować bez rosnącej emigracji.

{loadposition social}
{loadposition zobacz_takze}

 

trybuna.info

Poprzedni

Żałoba w Tajlandii

Następny

Johaug poza kadrą