Firmy udzielające pożyczek chciałyby nadal łupić skórę swoich klientów. Dlatego głośno protestują przeciwko projektowi ustawy antylichwiarskiej.
Przedsiębiorcy, nie tylko z branży pożyczkowej, nie zostawiają suchej nitki na projekcie ustawy, mającej zmniejszyć obciążenia osób biorących pożyczki w instytucjach nie będących bankami.
Projektowana ustawa, ochrzczona chwytliwym mianem antylichwiarskiej, od tygodni jest przedmiotem skoordynowanych działań lobbystycznych, zmierzających do jej odrzucenia, prowadzonych przy udziale części mediów.
Nie oddamy ani guzika
W ostatnich dniach do walki z ustawą ruszył Związek Przedsiębiorców i Pracodawców. Związek stworzył specjalną Białą Księgę, w której eksperci ZPP przedstawili przerażające skutki, jakie rzekomo miałyby nastąpić, gdyby w Polsce zaczęły obowiązywać przepisy ustawy antylichwiarskiej.
Tak więc, twierdzą oni, że nowe prawo zniszczy sektor legalnych pożyczek, oraz wzmocni mafię i wyłudzenia majątków. Alarmują, iż nastąpi pozbawienie możliwości legalnego pożyczania pieniędzy dla co najmniej 1,5 mln Polaków, związane z ograniczeniem działalności kilkudziesięciu zarejestrowanych firm i połączone z utratą pracy przez ok. 20 tys pracowników. Według nich nowe prawo w zaproponowanym kształcie nie będzie przeciwdziałać „lichwie”, lecz uderzy w podmioty legalnie działające na rynku pożyczek konsumenckich oraz w samych konsumentów.
Warto zauważyć, że ów lament odnosi się wyłącznie do kilku zapisów projektu ustawy, które dotyczą limitów zysków czerpanych z udzielania pożyczek.
Otóż, w myśl nowych przepisów, koszty pozaodsetkowe ponoszone przez pożyczkobiorcę mają być obniżone z 55 do 20 proc. kwoty udzielanej pożyczki. Natomiast całkowita suma kosztów ponoszonych przez klienta ma ulec obniżeniu o jedną czwartą – ze 100 do 75 proc wartości zaciąganej pożyczki.
I właśnie przeciwko tym zapisom, mającym ograniczyć ewidentnie i brutalnie zawyżane narzuty, ściągane przy okazji udzielania pożyczek, toczy się cały ten bój.
ZPP chwali się, że wspomniana Biała Księga jest próbą oszacowania podstawowych skutków przygotowanego przez Ministerstwo Sprawiedliwości projektu ustawy. I oczywiście, według ZPP te skutki będą tragiczne.
– Projekt oceniamy negatywnie. W założeniu miał on służyć przeciwdziałaniu tzw. „lichwie”, co jest inicjatywą ze wszech miar słuszną, ale w praktyce uderza w sektor firm pożyczkowych, a w konsekwencji w samych pożyczkobiorców. Jeśli wejdzie w życie, istnieje duża obawa, że Polacy zostaną pozbawieni źródeł legalnego finansowania. Część z nich nie będzie miała wyjścia i zdecyduje się na pożyczanie pieniędzy od przedstawicieli grup przestępczych – komentuje szef ZPP Cezary Kaźmierczak.
Tylko dla bogatszych
Eksperci z ZPP podkreślają, że samą intencję walki z „lichwą” należy ocenić oczywiście pozytywnie, ale nie wolno wylewać dziecka z kąpielą, osłabiać firm legalnie działających na rynku, uderzać w tak ważny i potrzebny dział, jakim jest udzielanie pożyczek ludziom, którzy nie mają szans na kredyt w banku itd itp.
Przekonują oni, że owszem, należy walczyć z lichwiarzami – czyli z pożyczkami udzielanymi przede wszystkim przez osoby prywatne, często na granicy prawa, z potwierdzonym notarialnie zabezpieczeniem np. w postaci nieruchomości, której wartość jest niewspółmiernie wyższa od pożyczonej kwoty. Nie wolno jednak potępiać w czambuł całej uczciwej, ciężko pracującej branży pożyczkowej – która jest przecież tak bardzo, bardzo potrzebna.
Według wyliczeń przedstawionych w Białej Księdze, z usług firm pożyczkowych korzysta półtora miliona Polaków, a samych podmiotów jest na rynku kilkadziesiąt. Wszystkie te firmy już dziś podlegają określonym, ścisłym regulacjom prawnym, dotyczącym maksymalnej wysokości opłat. Firmy pożyczkowe zatrudniają łącznie około 20 tysięcy osób, współpracują z około 10 tysiącami osób z sieci agencyjnych. Odprowadzają zaś do budżetu około miliard złotych rocznie z tytułu płaconych podatków.
Zdaniem ZPP, jeżeli nowa ustawa wejdzie w życie, to zamiast tego rzekomego miliarda będzie figa. Wprowadzone zmiany wywrą negatywny wpływ na firmy reprezentujące sektor pożyczkowy. Większość z nich będzie zmuszona do ograniczenia swojej działalności i zakresu świadczonych usług, co w dłuższej perspektywie może oznaczać decyzję o ich całkowitym wycofaniu się z rynku.
To jednak drobiazg. Bo przecież firmom pożyczkowym w istocie wcale nie chodzi o swój własny interes, lecz głównie o dobro biednych Polaków, którzy bardzo potrzebują pożyczek, ale nie mogą ich uzyskać w bezdusznych bankach. Jednym słowem, ich codzienne życie legnie w gruzach.
– Proponowane zmiany w prawie będą miały znaczący wpływ przede wszystkim na codzienne życie Polaków, ograniczając im dostęp do legalnych pożyczek. Dotyczy to przede wszystkim grupy klientów o niższych dochodach, dla których pieniądze często potrzebne są na koncie w bardzo krótkim czasie, bez konieczności dopełniania dodatkowych formalności – alarmuje Marcin Nowacki z ZPP.
ZPP straszy, że jeśli nastąpi ograniczenie kosztów, jakie mogą ściągać firmy pożyczkowe, to także i oferta pożyczkodawców zostanie ograniczona. To zaś będzie oznaczać konieczność podwyższenia minimalnego progu dochodów pożyczkobiorców i zawężenia kręgu klientów, którzy będą mogli takie pożyczki uzyskać.
Wprawdzie nie wiadomo, dlaczego nowe przepisy miałyby wywołać właśnie taką reakcję branży pożyczkowej, ale podobno w inny sposób firmy udzielające pożyczek nie wyjdą na swoje.
ZPP grozi więc, że dostęp do pożyczek dla ludzi zarabiających mniej niż 2 tysiące złotych miesięcznie, może spaść o ok. 83 proc. Oznaczać to będzie znaczny wzrost minimalnej kwoty miesięcznych zarobków umożliwiającej zaciągnięcie pożyczki. O ile dziś trzeba w tym celu zarabiać średnio ok. 2,5 tysiąca złotych miesięcznie, o tyle po wejściu w życie nowych przepisów na zaciągnięcie pożyczek będzie stać tylko osobę zarabiającą powyżej 3 tysięcy złotych.
Przestańcie nas ścigać
Mamy tu jak widać do czynienia z odwracaniem kota ogonem. Nowa ustawa ma zmniejszyć koszty ponoszone przez pożyczkobiorców – zaś firmy pożyczkowe twierdzą, w oparciu o niejasne przesłanki, że przeciwnie, spowoduje ona taki wzrost kosztów, iż tylko ludzi zamożniejszych będzie stać na zaciągnięcie pożyczki.
„Oferta sektora pozabankowego, przez brak możliwości finansowego skompensowania wyższego ryzyka ponoszonego przy udzielaniu pożyczek, będzie zatem kierowana do innej grupy klientów. W rezultacie, osoby najniżej uposażone, bez historii kredytowej, pozostaną de facto pozbawione legalnych źródeł finansowania’ – usiłuje wyjaśniać ZPP.
Mówiąc po ludzku, oznacza to, że branża pożyczkowa boi się zwiększonego ryzyka. Skoro bowiem nowa ustawa zmniejszy koszty jakimi będzie wolno obciążać klientów, to tym samym zmniejszą się zyski pożyczkodawców. Jeżeli pożyczkodawcy będą uzyskiwać mniejsze zyski, to spadną ich zasoby finansowe. Gdy te zasoby finansowe będą mniejsze, to pożyczkodawcom trudniej będzie pokryć ewentualne straty, jakie wystąpią, jeśli któryś z klientów nie będzie w stanie zwrócić pożyczki. W rezultacie, zwiększy się ryzyko prowadzenia działalności pożyczkowej, co nie będzie miłe dla firm, które zajmują się udzielaniem tych pożyczek.
ZPP wskazuje też, że nasze państwo idzie na łatwiznę, gdyż wygodniej „jest sprawować kontrolę nad zarejestrowanymi podmiotami objętymi nadzorem UOKiK, niż ścigać grupy przestępcze zajmujące się udzielaniem lichwiarskich pożyczek” (w tym miejscu ZPP dopuszcza się lekkiego nadużycia, bo członkowie tego gremium doskonale przecież powinni wiedzieć, że Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów nie sprawuje żadnego nadzoru nad firmami pożyczkowymi).
Tymczasem zaś, zadaniem państwa – wskazuje ZPP – nie powinno być wprowadzanie dodatkowych restrykcji, lecz konsekwentne ściganie nielegalnych źródeł finansowania oraz egzekwowanie przestrzegania prawa przez wszystkie zarejestrowane firmy z sektora pożyczkowego.
Zdaniem przedsiębiorców, proponowane przez Ministerstwo Sprawiedliwości zmiany nie poprawią rynku, ale doprowadzą do ograniczenia jego legalnej części, na czym straci skarb państwa – a przede wszystkim (co przedsiębiorcy powtarzają jak mantrę) ów statystyczny Kowalski, zwłaszcza ten o niższych dochodach, który i tak będzie potrzebował gotówki, a więc będzie zmuszony pożyczyć ją od mafii.
Biedni Polacy patrzą na banki
Nie da się ukryć, że może budzić uznanie skuteczność naszych przedsiębiorców w walce o swe zyski. Zdołali oni zorganizować sprawną akcję lobbingową, pokazującą, że najbardziej poszkodowani nie będą sami pożyczkodawcy, lecz biedni Polacy patrzący bezskutecznie na banki, którym do tej pory pomagały firmy pożyczkowe – ale po wprowadzeniu okrutnych przepisów, już nie będą mogły tego robić.
Nikt nie jest jednak w stanie wyjaśnić, jakim cudem lekkie w sumie ograniczenie opłat ściąganych od klientów, miałoby spowodować aż tak tragiczne skutki dla całej branży pożyczkowej?.
Przecież, nawet po wprowadzeniu nowych przepisów, pożyczkodawcy będą zarabiać na udzielaniu pożyczek znacznie lepiej niż banki komercyjne.
A warto dodać, że w odróżnieniu od banków, nie muszą oni tworzyć urzędowych rezerw na złe kredyty i na bankowy fundusz gwarancyjny.
Domaganie się przez przedsiębiorców, aby firmy pożyczkowe nadal mogły obciążać swoich klientów kosztami, równymi wartości całej udzielonej pożyczki, jest więc oczywistym występowaniem w obronie lichwy. Państwo nie powinno na to pozwolić.
I nie trzeba bać się gróźb, że legalne firmy pożyczkowe zawieszą działalność, zaś udzielanie pożyczek przejdzie do podziemia i stanie się domeną mafii. Pożyczkodawcy za dobrze zarabiają, by zmniejszenie o jedną czwartą kosztów nakładanych na klientów, mogło znacząco ograniczyć zyskowność tego biznesu.