Jak długo polscy piloci będą musieli ryzykować życiem swoim oraz pasażerów – i pokazywać, że polecą w każdych warunkach?
Mamy w Polsce dużo szczęścia, że po tragicznym 2010 r. nie doszło do żadnej poważnej katastrofy lotniczej – taki wniosek można wyciągnąć z najnowszej, zakończonej w ubiegłym roku, kontroli NIK dotyczącej uprawnień do do działania w lotnictwie cywilnym.
Okazuje się, że prezes Urzędu Lotnictwa Cywilnego z naruszeniem przepisów prawa lotniczego wydawał koncesje, zezwolenia i certyfikaty uprawniające do funkcjonowania w lotnictwie cywilnym. Ponadto nie zapewnił takiej organizacji pracy urzędu, która pozwoliłaby na prawidłowe nadzorowanie korzystania z tych uprawnień.
Nawet na drzwiach od stodoły
W rezultacie tych zaniedbań, do działalności lotniczej zostały dopuszczone podmioty, które nie spełniały warunków określonych w przepisach i nie gwarantowały jej bezpieczeństwa.
W żadnym z postępowań certyfikacyjnych dotyczących dziewięciu polskich lotnisk nie udokumentowano, aby podmioty ubiegające się o certyfikaty spełniły wymagania, mające wpływ na bezpieczne wykonywanie operacji lotniczych.
Zarządzający lotniskami działali na podstawie nieaktualnych instrukcji wykonawczych (to najważniejsze dokumenty opisujące procedury i sposoby postępowania w działalności lotniczej). Nie weryfikowano przygotowania zawodowego osób zajmujących na lotniskach stanowiska kierownicze czy nadzorujące.
Kontrole i testy praktyczne w ramach certyfikacji przeprowadzano z pominięciem obszarów istotnych dla bezpieczeństwa operacji lotniczych. Uniemożliwiało to stwierdzenie czy lotniska były w pełni zdolne do bezpiecznego funkcjonowania. Nie dokonano też pełnej i rzetelnej oceny, czy zarządzający lotniskami spełniali wszystkie wymagania określone w przepisach.
W papierach wszystko się zgadza
Przykładowo, w ramach pierwszej certyfikacji lotniska w Modlinie w 2012 r. nie przeprowadzono w pełni testów dotyczących ratownictwa i ochrony przeciwpożarowej oraz współpracy ze służbą kontroli ruchu lotniczego.
W trakcie kolejnej certyfikacji lotniska w Modlinie (przeprowadzonej w 2013 r.) nie sprawdzono zaś jak w ogóle lotnisko funkcjonuje w praktyce, gdyż nieczynna była droga startowa. Nie przeprowadzono również symulacji sytuacji gdy na lotnisku nagle przerwany zostanie dopływ prądu i zaniknie napięcie. Nie zweryfikowano również, jak służby operacyjne lotniska przygotowane są do działania w warunkach zimowych. Lotnisko Modlin nie stanowi tu niechlubnego wyjątku, podobnych przykładów jest więcej.
W ocenie Najwyższej Izby Kontroli, Urząd Lotnictwa Cywilnego nierzetelnie sporządzał raporty z testów praktycznych i kontroli wykonywanych w ramach certyfikacji. Część niezgodności ujawnionych w tych raportach, nawet te o charakterze istotnym dla bezpieczeństwa operacji lotniczych, nie była klasyfikowana jako naruszenie przepisów. W konsekwencji nie było obowiązku ich usunięcia. .
W papierach więc wszystko się zgadzało, a dobry los na razie nie wystawił rachunku liczącego setki ofiar. Pytanie, na jak długo jeszcze w polskim lotnictwie wystarczy tego szczęścia?