8 grudnia 2024

loader

Mniej wydobywają, więcej zarabiają

24 kraje zdecydowały, że utrzymają ograniczenie wydobycia ropy naftowej do końca 2018 r. Jak to wpłynie na ceny tego podstawowego surowca energetycznego – i czy spowoduje, że paliwa na stacjach będą droższe?

Zgodnie z oczekiwaniami 30 listopada kraje kartelu producentów ropy naftowej OPEC oraz dziesięciu innych eksporterów ropy naftowej (w tym Rosja) przedłużyły porozumienie o zmniejszeniu produkcji „czarnego złota” do końca przyszłego roku.
Wprawdzie w ubiegłym miesiącu pojawiały się spekulacje, że Moskwa może być sceptyczna co do tak długiego okresu wydłużenia cięć, w obawie przed zbyt dużym wzrostem produkcji z USA (które nie należą do kartelu producentów ropy), ale finalnie również Rosja zgodziła się na utrzymanie redukcji swojego wydobycia.

Łupkowe ograniczenie

Analizując działania producentów poprzez to, jakie są notowania ropy naftowej, można stwierdzić, że odnieśli oni krótkoterminowy sukces. Ograniczenie produkcji o około 4 proc. przez OPEC i inne kraje (co w ujęciu światowym daje w sumie ok. 1,5 proc.) przyczyniło się do wzrostu cen aż o ok. 25-30 proc. Oznacza to, że przychody eksporterów wzrosły, mimo że wydobycie było mniejsze.
Warto jednak zauważyć, że to nie tylko efekt działania kartelu producentów. Przede wszystkim, załamanie się cen ropy w latach 2015-2016 spowodowało, że w tym okresie wydobycie z amerykańskich łupków uległo poważnemu ograniczeniu (o ponad 10 proc. od najwyższych wielkości produkcji, a średnio ok. 1 proc.). Pozwoliło to najpierw na zatrzymanie tendencji do zwiększania zapasów ropy, a później, wraz z działaniami OPEC, na ich wyraźne ograniczenie.
Według listopadowego raportu IEA (Międzynarodowej Agencji Energetycznej), na koniec września bieżącego roku zapasy ropy i jej produktów w krajach Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) spadły do dwuletnich minimów i wyniosły 2,97 mld baryłek. Dodatkowo, inna miara wielkości zapasów (różnica pomiędzy ich 5-letnią średnia) także wyraźnie się obniżyła. Jeszcze na początku roku bieżące zapasy o ponad 300 mln baryłek przekraczały przeciętną wartość z ostatnich pięciu lat, a obecnie ta nadwyżka obniżyła się do 119 mln.

Zapasy z zapasami

Producentom ropy szczególnie zależy, by na rynku nie było zbyt wysokich zapasów, gdyż nie pozwala im to na uzyskiwanie dodatkowej premii przy nagłych spadkach podaży (spowodowanych wydarzeniami pogodowymi, geopolitycznymi, strajkami, awariami itp.) lub wzrostach popytu. Wypełnione po brzegi magazyny powodują, że nawet niewielkie ograniczenie popytu czy podniesienie się podaży przynosi nagłe spadki cen.
W rezultacie to właśnie wielkości zapasów ropy oraz jej produktów są najważniejsze dla OPEC oraz dla Rosji. Jeżeli będą one spadać i dojdą do stanów średnich z perspektywy wielu lat, wtedy znacznie zmaleje ryzyko wyraźnego obniżenia ceny „czarnego złota”. Zwiększy się natomiast szansa na przynajmniej krótkotrwałe wzrosty cen, o ile warunki okażą się sprzyjające.
Rewolucja łupkowa w USA spowodowała, że rynek ropy naftowej przeszedł olbrzymią przemianę. Przez dekady kartel producentów w znacznym stopniu zarządzał ceną surowca tak, aby maksymalizować swoje korzyści finansowe – ale jednocześnie nie doprowadzić do poważnych zaburzeń w podaży czy zgubnej dla gospodarki światowej eksplozji kosztów „czarnego złota”.

Czas wielkiej przemiany

Cała ta wyżej opisana koncepcja uległa załamaniu, gdy okazało się, że co roku średnie dzienne wydobycie w USA rośnie o ok. 1 mln baryłek i w znacznym stopniu zaspokaja zwiększenie popytu globalnego, a Stany Zjednoczone zaczynają dorównywać w produkcji ropy Arabii Saudyjskiej czy Rosji. Inwestycje w innych krajach (Kanada, Brazylia) także spowodowały, że wpływ na ceny ze strony OPEC został wyraźnie ograniczony, a rynkowe koszty zakupu ropy dla konsumentów dzięki pojawieniu się faktycznej, niezrzeszonej w kartelu konkurencji, zauważalnie spadły.
Teraz OPEC czy Rosja są uzależnione od tego, jaka jest średnia relacja kosztów wydobycia ropy z łupków do bieżącej ceny.. Obecnie prawdopodobnie opłacalność produkcji w Stanach Zjednoczonych mieści się w przedziale 50-60 dol. za baryłkę – ocenia portal Cinkciarz.pl . I to ta właśnie wartość stanowi poziom równowagi dla rynku ropy naftowej.
IEA szacuje, że dzienne wydobycie w USA wzrośnie w przyszłym roku o 1,1 mln baryłek, czyli w znacznym stopniu zaspokoi wzrost popytu. To powinno utrzymywać średnioroczne ceny blisko bieżących poziomów, co również oznacza, że przeciętne koszty tankowania dla kierowców w 2018 r. prawdopodobnie nie będą wyraźnie odbiegać w górę od tych obserwowanych obecnie.

 

Paliwa wciąż drogie

W okresie od 9 listopada do 1 grudnia w polskich rafineriach benzyna staniała średnio o 4 proc., a olej napędowy o 1,5 proc.. Ta obniżka nie niweluje jednak wzrostów, z którymi mieliśmy do czynienia w ostatnim miesiącu.
Nadal oba paliwa są dużo droższe niż w końcówce października: benzyna o ok. 3 proc., a olej napędowy o ok. 2 proc. Między 24.10 a 29.11.2017 r. ceny hurtowe w polskich rafineriach wzrosły o 111 zł/m3 (benzyna 95) i 82 zł/m3 (olej napędowy), czyli o ok. 15 i 10 gr/l brutto (3,13 proc i 2,29 proc.). Na przykład, w porównaniu z połową czerwca 2017 r., etylina 95 z gdańskiej rafinerii Grupy Lotos jest dziś droższa o 7,40 proc., a olej napędowy o 11,14 proc. Natomiast w płockiej rafinerii PKN Orlen benzyna w tym okresie zanotowała wzrost o 7,37 proc., zaś olej napędowy o 11,10 proc.
Na początku grudnia PKN Orlen oferował stacjom benzynę 95-oktanową po 3 644 zł/m3 a Lotos po 3 645 zł/m3. Olej napędowy oba koncerny sprzedawały po 3 603 zł/m3. Niwelują się też różnice w cenie paliw premium. Benzynę 98 Lotos oferuje po 3 853 zł/m3, a Orlen po 3 852 zł/m3.

trybuna.info

Poprzedni

Rząd nie traci poparcia

Następny

Wartości ideowe PPS