Trwa nużący spektakl z ludźmi spłacającymi kredyty we frankach. Wszystkim (oprócz nich samych) zależy na tym, żeby wreszcie skończył się na niczym.
Najnowsza propozycja prezydenckich ekspertów od restrukturyzacji mieszkaniowych kredytów frankowych dowiodła po raz kolejny, że systemowe rozwiązanie tej kwestii jest przedsięwzięciem co najmniej mocno kłopotliwym.
Czy i tym razem uda się na jakiś czas zneutralizować narastającą irytację frankowców?
Jak zauważa portal RynekPierwotny.pl. publikacja projektu ustawy wyraźnie ucieszyła inwestorów giełdowych, w przeciwieństwie do frankowców, którzy poczuli się wręcz wyprowadzeni w pole.
Projekt nie zawierał bowiem realizacji prezydenckiej obietnicy z czasów kampanii wyborczej, przyrzekającej przewalutowanie mieszkaniowych kredytów frankowych po pierwotnym kursie helweckiej waluty.
Zawierał natomiast zapowiedź zwrotu przez banki swoim klientom hipotecznym zadłużonym w obcych walutach, kwot niesłusznie pobranych nadwyżek spreadów (zysków z różnic ceny sprzedaży i kupna walut) ponad dopuszczalny pułap.
W interesie bankierów
Banki według założeń projektu poniosłyby koszt nie większy niż 4 mld zł, co w porównaniu z przewidywanymi stratami z tytułu przewalutowania jest niewiele znaczącą kwotą.
Oczywistym powodem zaniechania przewalutowania od zawsze było i jest obecnie przede wszystkim ryzyko silnego podkopania fundamentów rodzimego sektora bankowego, co zachwiałby całym krajowym systemem finansowym, prowadząc niechybnie do długotrwałego osłabienia parametrów polskiej gospodarki. Czy to oznacza koniec nadziei frankowców?
Wszystko wskazuje na to, że mamy do czynienia ze swoistą grą, by nie powiedzieć obliczoną na przeczekanie spekulacją rodzimych decydentów. W ocenie portalu RynekPierwotny.pl. jest ona prawdopodobnie oparta na założeniu o dość wątpliwej wiarygodności, że nawet pełna materializacja kryzysu kredytów hipotecznych wysokiego ryzyka, w sytuacji ewentualnego załamania notowań złotego do głównych walut, nie wywołałaby większego „tsunami” w bankowych bilansach aniżeli systemowy nakaz przewalutowania kredytów hipotecznych po kursie z dnia podpisania umowy kredytowej. Po co wiec wydawać wyrok na własny system bankowy?
W grupie siła
W tej sytuacji niezadowolenie, by nie powiedzieć frustracja frankowców jest zjawiskiem jak najbardziej naturalnym. Społeczność hipotecznych kredytobiorców walutowych, skupiona wokół stowarzyszenia Stop Bankowemu Bezprawiu, najpierw wystosowała apel do Prezydenta RP o wycofanie feralnego jej zdaniem projektu ustawy o zasadach zwrotu niektórych należności wynikających z umów kredytu i pożyczki.
Liczba mieszkaniowych kredytów denominowanych bądź indeksowanych frankiem szwajcarskim wynosi około 530 tys. Wszystkich walutowych kredytów jest o około 100 tys. więcej.
Jeśli to przeliczyć na ilość rodaków życiowo zainteresowanych restrukturyzacją tych zobowiązań (sami dłużnicy plus dorośli członkowie ich najbliższej rodziny), to liczba może spokojnie przekroczyć 3 miliony osób. W sumie mamy więc kilkanaście procent populacji pełnoletnich Polaków zamieszkałych w kraju.
Ślepa wiara w obietnicę
Razem stanowią oni liczną społeczność, w dodatku silnie zdeterminowaną i coraz lepiej zintegrowaną oraz zorganizowaną. Nie ma najmniejszych wątpliwości co do tego, że wyborcza obietnica obecnego prezydenta dotycząca mieszkaniowych kredytów walutowych, w połączeniu ze ślepą wiarą frankowców w jej spełnienie, w decydujący sposób zaważyła nie tylko na wyniku ubiegłorocznych wyborów prezydenckich, ale także parlamentarnych.
Bardziej zastanawiającym zjawiskiem jest siła oddziaływania frankowców na obecną rzeczywistość społeczno-polityczno-gospodarczą.
Zapowiedziano eskalację protestów, manifestacje, a nawet akcję obywatelskiego nieposłuszeństwa, która miałaby polegać na okresowym zaprzestaniu spłacania rat kredytów. Wygląda więc na to, że już niebawem „będzie się działo”.
Czy jest to najlepszy prognostyk dla rodzimej gospodarki, sytuacji społeczno-politycznej kraju i perspektyw budowy dobrobytu Polaków w najbliższych latach, zapewne czas pokaże.