8 listopada 2024

loader

Niekorzystny sygnał dla gospodarki

Przedsiębiorstwom niby wiedzie się coraz lepiej, ich właściciele stają się coraz bogatsi – ale liczba upadłości jest coraz większa.

Z jednej strony, przedsiębiorstwa w Polsce wręcz śpią na kasie. Ponieważ nie chcą inwestować – bo koniunktura naszym kraju i na świecie jest tak dobra, że i bez inwestycji osiągają coraz większe zyski – mają najwyższe w dziejach zasoby wolnych środków finansowych.
Z drugiej – nastroje przedsiębiorców są bardzo dobre i przewidują, że nadal będzie im się świetnie powodzić.

Przybywa niewypłacalnych

Natomiast z trzeciej strony – co jest w tej sytuacji wręcz niewytłumaczalne – rośnie liczba upadłości w polskiej gospodarce.
W sierpniu 2017r. opublikowano informacje o niewypłacalności 80 polskich przedsiębiorstw wobec 68 niewypłacalności w sierpniu 2016r. Oznacza to wzrost o 18 proc.
Niewypłacalności oznaczają całkowitą niezdolność do regulowania zobowiązań wobec dostawców, czego skutkiem jest upadłość, bądź któraś z form postępowania restrukturyzacyjnego.
 W tym roku, w ciągu ośmiu miesięcy, opublikowano informacje o niewypłacalności 591 przedsiębiorstw, to jest o 17 proc więcej niż w tym samym okresie ubiegłego roku – podsumowuje firma Euler Hermes, globalny ubezpieczyciel należności handlowych. Wtedy, w roku 2016., gdy gospodarka rozwijała się w tempie znacznie wolniejszym niż obecnie, odnotowano tylko 503 niewypłacalności.

Budowlanka ciągle ciągnie w dół

Jak widać, niewypłacalności jest więcej, co widać. Natomiast wiele wskazuje na to, że nadal będzie ich przybywać, czego można spodziewać się tego na podstawie wiedzy o zaszłościach (w tym podatkowych) z ostatnich lat – przewiduje Euler Hermes.
Budownictwo niby wciąż jest na wznoszącej fali, o czym świadczą wyniki budownictwa mieszkaniowego. Odnotowano jednak rekordową liczbę upadłości wyspecjalizowanych podwykonawców, zmagających się z kosztem odwróconego VAT, jak i wysokimi cenami robocizny i materiałów. Źle to wróży najmniej efektywnym firmom z tego sektora, ponieważ te trzy czynniki się nie zmienią – odwrócony VAT zostanie, a wysokie ceny robocizny i materiałów na pewno szybko nie spadną.
Wreszcie produkcja – upadłości firm spożywczych nie są może masowe, ale stale występują, przede wszystkim w branży mięsnej. Następuje w niej stopniowa koncentracja większych podmiotów i pogłębiająca się specjalizacja mniejszych, budujących swoją markę i sieć dystrybucyjną. Przedsiębiorstwa, które nie umieją się znaleźć w tym trendzie, muszą się liczyć z coraz poważniejszymi problemami.
Widoczne efekty niewypłacalności przedsiębiorstw budowlanych oraz powiązanych z nimi firm, widoczne są zwłaszcza w województwach Polski północnej i na Mazowszu. Tam ponadto częste są również problemy firm handlowych i usługowych. Ten sam charakter – czyli kłopoty bardziej w handlu i usługach, a nie w sektorze produkcyjnym – miały w tym roku niewypłacalności w woj. dolnośląskim.

Niski kurs złotego to za mało

W ubiegłym roku obserwowaliśmy wyraźny wzrost liczby niewypłacalnych polskich firm produkcyjnych, który znacznie przyspieszył w drugim półroczu 2016 r.
Na liście orzeczeń o niewypłacalności pojawiały się wtedy dosyć często także firmy z tradycyjnego przemysłu maszynowego i produkcji części. Obecnie aż takich kłopotów nie doświadczają już raczej polscy eksporterzy z przemysłu maszynowego i metalowego.
– Często mówi się, iż podstawą rentowności w eksporcie jest odpowiedni kurs złotówki (w domyśle – jej osłabienie). Nic bardziej mylnego i nie tylko dlatego, że w dużej części eksporterzy sami potrzebują dużego wkładu komponentów importowanych (np. w sektorze RTV i AGD czy motoryzacyjnym). Pomimo znacznego osłabienia się złotego w ubiegłym roku, w niektórych okresach nawet rzędu 15 proc. polski eksport rósł wtedy w dość wolnym tempie. Konkurencyjność cenowa to bowiem nie wszystko – nie wykreuje ona popytu w sytuacji, gdy rynek naszych odbiorców kurczy się lub jest mówiąc w terminologii giełdowej w „trendzie bocznym” – ocenia Tomasz Starus, członek zarządu Euler Hermes ds oceny ryzyka.
Wystarczy prześledzić, na przykładzie upadłości w polskim przemyśle, w jakim stopniu koniunktura w nim jest związana z wynikami przemysłu niemieckiego.
Zależność jest ewidentna – tegoroczne odbicie niemieckiego eksportu oznacza lepszą kondycję polskiego przemysłu elektro-maszynowego, czego efektem jest praktyczny brak w tej branży niewypłacalności, dość częstych jeszcze przed rokiem.
Oznacza to, że powinniśmy chuchać i dmuchać na relacje gospodarcze z naszym zachodnim partnerem – i życzyć sobie, aby gospodarka Niemiec rozwijała się jak najprężniej.

Czas na naprawdę dobre zmiany

Wizerunek całej naszej gospodarki, rysujący się w świetle tych wszystkich informacji, nie jest zbyt optymistyczny. Okazuje się, że – z niewielkimi wyjątkami – tempo polskiego rozwoju napędzane jest przede wszystkim niskimi cenami: surowców, podzespołów, a zwłaszcza pracy.
Gdy te czynniki przestają działać – co dziś widać zwłaszcza na rynku pracy oraz w branży materiałów budowlanych – zaczynają się problemy. Najpierw ich objawem jest rosnąca liczba niewypłacalności firm, a później można niestety się spodziewać spadku tempa wzrostu polskiego produktu krajowego brutto.
Z wszelkimi tego negatywnymi konsekwencjami, przekładającymi się także i na sferę społeczną.

trybuna.info

Poprzedni

Praca oznacza stres

Następny

Zakończył się Zapad, pozostała Matylda