Przedsiębiorcy szukają wykwalifikowanych pracowników, a absolwenci szkół zawodowych ciągle nie mogą znaleźć pracy.
Mimo, iż na rynku brakuje fachowców, to absolwenci techników i zawodówek nie znajdują zatrudnienia. Poziom bezrobocia w tej grupie jeszcze w ubiegłym roku wynosił aż 41 proc!.
A jednocześnie, zgodnie z diagnozą badania Bilans Kapitału Ludzkiego przeprowadzonego przez Polską Agencję Rozwoju Przedsiębiorczości, aż 75 proc. przedsiębiorców deklaruje problemy ze znalezieniem kandydatów do pracy odpowiadających ich potrzebom.
Władza wolała ogólniaki
Główną przyczyną tej paradoksalnej sytuacji jest niedopasowanie oferty szkół zawodowych (zarówno techników jak i zasadniczych szkół zawodowych) do potrzeb rynku pracy. A także, niewystarczające warunki do nauki zawodu, powodujące, że kwalifikacje początkujących pracowników po zawodówkach są niskie. Zapaść szkolnictwa zawodowego sięga początku lat dziewięćdziesiątych. Transformacja ustrojowa spowodowała upadek wielu przedsiębiorstw, które finansowały te szkoły i zapewniały zatrudnienie. Ich absolwenci mieli problem z dostosowaniem się do nowych wymogów rynku pracy. Zmniejszało to atrakcyjność szkół zawodowych dla uczniów.
Dodatkowo, przeprowadzona pod koniec lat dziewięćdziesiątych reforma edukacji spowodowała zmniejszenie znaczenia szkolnictwa zawodowego na rzecz ogólnokształcącego, tańszego w finansowaniu. Te niekorzystne zjawiska pogłębił dodatkowo kryzys gospodarczy.
Skutki ówczesnej zapaści szkolnictwa zawodowego są odczuwalne do dziś. Liczba szkół kształcących w zawodzie (techników i szkół zasadniczych) systematycznie spada: w 2005 r. było ich 5009 a w 2015 r. już tylko 4026. Równocześnie na rynku pracy zwiększył się deficyt pracowników posiadających praktyczne umiejętności wykonywania konkretnych profesji.
W interesie przedsiębiorców
Pracodawcy nie od dziś zwracają uwagę na niezadawalającą jakość kształcenia zawodowego.
Technika oraz zawodówki, źle wyposażone i pozbawione zaplecza do prowadzenia zajęć praktycznych jakie miały kiedyś w zakładach pracy, nie są w stanie wykształcić poszukiwanych przez przedsiębiorstwa specjalistów. W połączeniu z specjalizacją tych szkół, nie zawsze odpowiadającą na zapotrzebowanie rynku, powoduje to wysokie bezrobocie wśród absolwentów.
Organizacja Pracodawcy RP alarmowała więc: „Głównym czynnikiem utrudniającym znalezienie odpowiednich pracowników, absolwentów szkół zawodowych jest niedostosowanie edukacji do potrzeb rynku pracy. Przy szybkich zmianach w gospodarce edukacja nie nadąża z wprowadzaniem nowych kierunków oraz z dostosowywaniem programów kształcenia. Odpowiedź edukacji na potrzeby rynku jest za wolna w stosunku do zachodzących zmian technologicznych. Opóźnienia te będą jeszcze bardziej widoczne w dobie postępującego procesu innowacji w gospodarce”.
W 2012 r. Ministerstwo Edukacji Narodowej, odpowiadając na pele przedsiębiorców, rozpoczęło reorganizację szkolnictwa zawodowego. W kolejnych latach zmodyfikowano klasyfikację zawodów zgodnie ze współczesnymi wymogami, wdrożono zmodernizowaną podstawę programową, ujednolicono w skali kraju system egzaminów potwierdzających kwalifikacje zawodowe.
Minister edukacji znowelizował także rozporządzenie w sprawie praktycznej nauki zawodu wprowadzając, we wrześniu 2015 r., dualny system kształcenia zawodowego, który zakłada, że kształcenie teoretyczne odbywa się w szkole, natomiast umiejętności praktyczne uczniowie zdobywają w toku zajęć praktycznych u pracodawców.
I chcieliby, i boją się
Wprowadzając system dualny Polska korzysta z doświadczeń niemieckich, gdzie praktyczna część nauki zawodu u pracodawców funkcjonuje od wielu lat. Organizacje polskich przedsiębiorców i pracodawców początkowo domagały się wprowadzenia systemu dualnego. Konfederacja pracodawców Lewiatan oświadczyła: „Ważne jest upowszechnienie, zwłaszcza w szkołach zawodowych, ale również w szkołach wyższych na kierunkach tzw. praktycznych, systemu tzw. kształcenia dualnego, które polega na tym, że część czasu przeznacza się na naukę teorii w szkole, a większą na praktyczną naukę zawodu w miejscu pracy”.
Gdy jednak przyszło do faktycznego wprowadzania zmian, pracodawcy zmienili zdanie i system dualny przestał im się podobać. Uznali oni, że niemieckiego rozwiązania nie da się wprost przełożyć na polski rynek. Konfederacja Lewiatan stwierdziła zaś: „Analizując liczbę i strukturę podmiotów gospodarczych zarejestrowanych w Polsce oraz tradycje niemieckie zrzeszania się można dojść do wniosku, że wprowadzając system dualny kształcenia będący kopią systemu niemieckiego osiągniemy tylko połowiczny sukces. W Niemczech mamy 23 razy więcej średnich przedsiębiorstw oraz 6 razy więcej dużych przedsiębiorstw, niż w Polsce, a samorząd gospodarczy organizuje kształcenie zawodowe i w pełni je finansuje. Ze względu na wysoką zmienność sytuacji gospodarczej małe polskie przedsiębiorstwa nie są w stanie diagnozować zapotrzebowania w zakresie zatrudniania pracowników oraz mają problem z podjęciem decyzji o inwestowaniu w kapitał ludzki”
To szczere przyznanie się do niemożności i braku kompetencji polskich pracodawców, którzy jak widać nawet nie są w stanie ocenić jakich pracowników potrzebują (widocznie w Niemczech zmienność sytuacji gospodarczej nie jest przeszkodą), nie zmniejszyło jednak ich chęci zarobienia na systemie dualnym.
Przede wszystkim, dajcie kasę
Przedsiębiorcy nie palili się do tworzenia stanowisk pracy dla uczniów szkół zawodowych – i oczywiście zażądali pieniędzy za to, że będą wreszcie mieć specjalistów dostosowanych do swoich potrzeb. W dodatku pieniędzy szybkich, otrzymywanych bez przedstawiania zbytniej dokumentacji.
Konfederacja Lewiatan oświadczyła więc: „Niezbędne jest tu pozyskiwanie i zachęcanie pracodawców do angażowania się w dualne kształcenie. Wymaga to refundacji kosztów pracodawców za wkład w ramach dualnego systemu kształcenia i prowadzenie szkoleń opiekunów uczniów w ramach praktycznej nauki zawodu oraz ograniczenia obciążeń biurokratycznych dotyczących rozliczania tej refundacji”.
Przedsiębiorcy, choć nie są zachwyceni systemem dualnym, to jednak oczywiście zależy im na pracownikach wykwalifikowanych i doświadczonych. Gdy więc, w ramach konsultacji, pytano o pożądane z ich punktu widzenia zmiany w systemie kształcenia zawodowego, wskazywali na konieczność zwiększenia liczby godzin zajęć praktycznych dla uczniów odbywanych w rzeczywistych warunkach pracy. Tyle, że chcą by te rzeczywiste warunki pracy tworzył za nich ktoś inny – najlepiej administracja państwowa i samorządowa.
Kołdra stale za krótka
Trudno jeszcze o całościową ocenę skutków wprowadzanych zmian. Będzie ona możliwa dopiero po zakończeniu pełnego cyklu kształcenia w zawodach, przeprowadzonego już według nowej podstawy programowej. Widać już jednak, że generalnym problemem jest brak pieniędzy. Przebudowano bowiem system kształcenia w szkołach zawodowych i technikach, nie dostosowując do tych zmian modelu ich finansowania.
Sposób finansowania szkolnictwa zawodowego z budżetu państwa nie uwzględnia faktycznych kosztów kształcenia w poszczególnych zawodach. Czyli, subwencje oświatowe są po prostu zbyt niskie i niedopasowane do potrzeb. Utrudnia to władzom samorządowym, które finansują te szkoły, podejmowanie decyzji o uruchamianiu nowych kierunków – i cały czas wpływa niekorzystnie na dostosowanie szkolnictwa zawodowego do potrzeb rynku pracy.
Zauważyła to Najwyższa Izba Kontroli, która skontrolowała właśnie system szkolnictwa zawodowego w Polsce. NIK stwierdza: „Sytuacja ta utrwala model szkolnictwa zawodowego, w którym o kierunkach kształcenia nie decydują potrzeby uczniów i rynku pracy, a głównie posiadane zasoby infrastrukturalne i kadrowe”.
W ostatnich czterech latach koszty kształcenia zawodowego wynosiły średnio około 7,4 mld zł rocznie. Niemal w całości (96 proc.) były one pokrywane z budżetu państwa. Pewne wsparcie stanowiły środki Europejskiego Funduszu Społecznego. W przeliczeniu na jednego ucznia, roczne koszty kształcenia ogółem we wszystkich typach szkół zawodowych wynosiły od 6,4 tys. zł do 7 tys. zł. Nie jest to wiele, gdy porównać na przykład z kosztami nauki w szkołach czy rolniczych, które sięgają od 18,5 tys. do nawet 24,4 tys. zł na jednego ucznia rocznie. Mimo to jednak, jak wykazała kontrola NIK, aż 40 proc. samorządów powiatowych ma trudności ze stworzeniem odpowiednich warunków i infrastruktury do szkolenia zawodowego. 21 proc. powiatów nie może zaś zapewnić uczniom dostatecznej liczby miejsc dla odbycia praktyk zawodowych. Wszystko to znacząco obniża jakość kształcenia i szanse absolwentów na rynku pracy.