JAK WYGLĄDA W PRAKTYCE PRZESTRZEGANIE PRZEPISÓW KONSUMENCKICH? Jeśli ktoś jest w naszym kraju oszukiwany i nabierany, to powinien porzucić wszelką nadzieję, że skutecznie pomoże mu jakakolwiek instytucja mająca teoretycznie bronić jego praw.
We wtorek sejmowa komisja śledcza badająca aferę Amber Gold przesłuchała Jarosława Króla, byłego wiceprezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
Z jego, delikatnie mówiąc, nadzwyczaj wymijających odpowiedzi wynika, że UOKiK nie miał żadnej wiedzy, aby w działalności Amber Gold było cokolwiek nieprawidłowego – mimo pisma ostrzegawczego otrzymanego od Komisji Nadzoru Finansowego i setek publikacji wskazujących, iż mamy do czynienia z oszukańczą piramidą finansową.
Co więcej, UOKiK wszczął wprawdzie postępowanie wyjaśniające, ale wykazało ono, że w sprawie Amber Gold wszystko jest w porządku – a wykazało to akurat wtedy, gdy Amber Gold właśnie ogłaszał, że nie jest w stanie wypłacać pieniędzy swym klientom. Na jakiej podstawie UOKiK powziął więc przekonanie, że działania Amber Gold są zgodne z prawem i uczciwe?
Tu Jarosław Król, dociskany już maksymalnie przez członków komisji śledczej, udzielił bodaj jedynej w czasie swego przesłuchania, w miarę konkretnej odpowiedzi. Stwierdził bowiem, że „na podstawie powszechnie dostępnej wiedzy”.
Sztuka umywania rąk
Odpowiedzi Jarosława Króla zakrawają oczywiście na jawne kpiny, ale daleki jestem od tego, by uważać, że kierownictwo UOKiK uczestniczyło w jakimś przestępczym procederze finansowym i za łapówki wystawiało świadectwa uczciwości dla Amber Gold.
Nie, to było po prostu zwykłe lenistwo, niechęć do zajmowania się czymkolwiek co bulwersujące i ważne dla tysięcy ludzi, w połączeniu z pragnieniem zapewnienia sobie świętego spokoju na biurowych stołkach. Coś się waliło, ludzie tracili pieniądze, skarżyli się – a UOKiK nic.
Tak właśnie wyglądał przez cały czas model ochrony konsumentów w Polsce (i można się obawiać, że nadal tak wygląda).
Wiadomo, że trzeba było kiedyś powołać urząd antymonopolowy, czy mający w nazwie ochronę konsumentów, bo takie były wymogi naszego zbliżania się do cywilizowanej. Europy. No to został powołany, produkuje jakieś pisma, prowadzi postępowania, ot tak, żeby było widać, że coś się robi.
Państwo działające teoretycznie
Niewykluczone, że nasz UOKiK może mógłby być nieco skuteczniejszy – ale zgodnie z regułami polskiego życia publicznego, partia, która wygra wybory, wywala wszystkich, zajmujących jakiekolwiek stanowiska kierownicze w administracji państwowej – i zatrudnia swoich.
Ci nowi wiedzą oczywiście, że jeśli ich partia przegra następne wybory, to zostaną wylani. Koncentrują się więc tylko na tym, by spokojnie, nie przemęczając się, przetrwać najbliższe pięć lat. Nie będą zatem wykazywać jakiegokolwiek zaangażowania, dociekliwości, ani pracowitości większej niż minimalna, która zapewnia premie.
Tak właśnie działa nasze państwo, a wiekopomne słowa Bartłomieja Sienkiewicza, iż istnieje ono tylko teoretycznie, bardzo dobrze oddają rzeczywistość.
Zwycięska partia, obsadzając różne stanowiska krewnymi i znajomymi królika, zawsze zapewnia, że oto do służby państwowej przychodzą ludzie kompetentni, nadzwyczaj fachowi, zaangażowani, doświadczeni – i niemal zawsze (bo zdarzają się wyjątki) jest to lipą.
Czas bezkarności
Pełną odpowiedzialność za zaniechania Urzędu w sprawie Amber Gold ponosi była prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów Małgorzata Krasnodębska-Tomkiel, jej zastępca Jarosław Król, oraz inni członkowie kierownictwa UOKiK.
Jest to jednak odpowiedzialność tylko teoretyczna, bo wiadomo, że włos im za to z głowy nie spadnie, a problemy tysięcy Polaków, którzy stracili oszczędności, nie dotkną ich w żaden sposób.
W wolnej Polsce bowiem, wbrew buńczucznym zapewnieniom, że kierownicy różnych ważnych urzędów państwowych biorą na siebie pełną odpowiedzialność, jeszcze nikt nie poniósł jakiejkolwiek odpowiedzialności za swe błędy oraz zaniechania. I na pewno nie poniesie.