8 listopada 2024

loader

Polskie władze na pasku banków

Żadne przepisy nie ograniczają skutecznie dowolności ustalania kursów walutowych w umowach kredytów hipotecznych.

Wygląda na to, że zwalczanie nielegalnych zapisów w kredytach walutowych to klasyczna syzyfowa praca. Trwa od lat – i przynosi taki sam skutek jak mozolny wysiłek mitycznego króla Koryntu.
Warto zauważyć, że w tym miesiącu mija równo sześć lat od dnia wejścia w życie tak zwanej ustawy antyspreadowej. Nadzieje z nią związane były wielkie, zaś skutek – jest niezauważalny.

Wielkie nadzieje

Ustawa miała doprowadzić do wyeliminowania z umów kredytowych zapisów, które pozwalały bankom dowolnie ustalać kurs, po jakim przeliczały złotego na obce waluty. Wcześniej banki stosowały bowiem kursy takie, jakie sobie wymyśliły, manipulując ceną złotego i innych walut, aby zapewniać sobie jak najwyższe opłaty (czyli właśnie spready) z tytułu różnic kursowych.
Kursy ustalane przez banki działające w Polsce, oczywiście nie miały nic wspólnego z oficjalnymi kursami walut publikowanymi przez nasz bank centralny.
Banki komercyjne ustalały ceny walut na podstawie jakichś własnych, wyssanych z palca tabel i przeliczników. Ustawa antyspreadowa stanowiła zaś, że banki muszą wpisywać do umów kredytowych szczegółowe zasady ustalania kursu wymiany walut, na podstawie którego wyliczana jest kwota kredytu, jego raty i odsetki. Muszą też podawać w umowach, jaka jest wielkość wyliczanego przez nie spreadu (zysku z różnicy kursów walut).
Celem ustawy sprzed sześciu lat było to, aby spread przestał być dodatkową, ukrytą prowizją ściąganą przez bank, której klient nie może ani kontrolować, ani nawet obliczyć.
Wprowadzone zmiany, jak podawano w uzasadnieniu tych przepisów, miały ochronić konsumentów przed jednostronnym i dowolnym kształtowaniem kosztów kredytu przez banki.
I co? I oczywiście nic!. Banki sumiennie wykonały ustawę. Rzeczywiście, tak jak nakazywały nowe przepisy, zaczęły wpisywać do umów kredytowych szczegółowe zasady ustalania kursu wymiany walut, na podstawie którego wyliczały kwotę kredytu, jego raty i odsetki.
Więcej! Robiły to tak dokładnie i szczegółowo, że mało który kredytobiorca zdołał przeczytać te zapisy, a już żaden nie zdołał ich zrozumieć. I tak jak dotychczas, banki ustalały kursy wymiany walut wedle swojego uznania, sięgając bez ograniczeń do portfeli klientów – tyle, że teraz robiły to już w majestacie prawa, czyli nowej ustawy antyspreadowej.
Ustawa ta, która była w istocie efektem skutecznego lobbingu bankierów, nakierowanego na polskiego ustawodawcę, nie nakazywała bowiem opierania bankowych kursów wymiany walut na jakichkolwiek rzetelnych podstawach. Banki komercyjne działające w Polsce nadal więc mogły ustalać sobie kursy wyssane z palca – tylko, że teraz musiały w umowie kredytowej dokładnie poinformować, jak je ustalają. I oczywiście informowały, łupiąc skórę kredytobiorców tak samo skutecznie jak przed wejściem w życie ustawy antyspreadowej.

Prawo po stronie banków

Niestety, w Polsce nie powstał dotychczas żaden akt prawny, ustalający, jakie zasady kursów wymiany walut mają prawo stosować banki.
Teoretycznie to żaden problem – przyjąć ustawę, stanowiącą, że banki komercyjne muszą stosować kursy wymiany walut publikowane przez Narodowy Bank Polski, z możliwym odchyleniem w granicach widełek, podawanych konkretnie przez rozporządzenie wykonawcze do ustawy.
Tyle, że uchwalenie takiej ustawy godziłoby w interesy banków komercyjnych działających w naszym kraju. A na naruszenie ich interesów nie pozwoliłaby ani poprzednia ekipa rządząca w Polsce, ani aktualna.
Banki nadal wpisują więc w umowy kredytowe takie klauzule, jakie chcą. Unieważnienie tych zapisów wymaga, w przypadku każdego banku, długotrwałego procesu sądowego, albo żmudnego i mało skutecznego postępowania ze strony Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Bankom oczywiście w to graj, podobnie jak i prawnikom, biorącym udział w podobnych sprawach.

Procesować się długo i szczęśliwie

Główną podstawą prawną w procesie o uznanie jakiegoś zapisu za niedozwolony jest artykuł 385 Kodeksu Cywilnego, mówiący, że postanowienia umowy zawieranej z konsumentem nie wiążą go, jeżeli kształtują jego prawa i obowiązki w sposób sprzeczny z dobrymi obyczajami, rażąco naruszając jego interesy.
W artykule tym podano też 23 przykłady niedozwolonych postanowień umownych – z których do umów kredytowych pasuje ewentualnie jedynie punkt ósmy, mówiący że niedozwolone są klauzule umowne, które uzależniają spełnienie świadczenia od okoliczności zależnych tylko od woli kontrahenta konsumenta (czyli, w tym przypadku, od woli banku, narzucającego dowolny kurs wymiany walut).
To bardzo wątłe podstawy. W ich świetle nader trudno udowodnić, że nielegalne są klauzule w umowach kredytowych, pozwalające bankom na dowolne ustalanie kursów walut. Pokolenia prawników mogą z tego żyć bogato i szczęśliwie.
Nieskuteczność polskiego prawa, wyglądającego niekiedy tak, jakby było pisane pod dyktando banków komercyjnych, widać też w działaniach Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.

Dobra, nikomu niepotrzebna robota

W lutym i marcu tego roku prezes UOKiK wszczął postępowania o uznanie za niedozwolone, klauzul w umowach walutowych kredytów hipotecznych, stosowanych przez BGŻ BNP Paribas, BZ WBK, Bank Millennium.
UOKiK sam na to nie wpadł, stało się tak na podstawie skarg od poszkodowanych klientów. Po ich sygnałach urząd postanowił zwrócić uwagę na niejasne zasady ustalania kursów walut i na to, że klient, na podstawie postanowień w umowie nie może ocenić, jak wyliczony jest kurs.
Postępowanie przeciwko tym trzem bankom trwa już ponad pół roku, dając pracownikom UOKiK poczucie wykonywania dobrej roboty, jego efekty są na razie niezauważalne, zaś skutek będzie żaden.
Jak oświadcza UOKiK, wątpliwości urzędu wzbudziły postanowienia dotyczące sposobu określania kursów walut obowiązujących w bankach. Zdaniem UOKiK są one nieprecyzyjne, ustalane dowolnie – np. w oparciu o „średni kurs walutowy na rynku międzybankowym” (BZ WBK, BGŻ BNP Paribas), który nie jest zdefiniowany w żadnych przepisach. Co więcej, klient nie wie, gdzie dokładnie powinien szukać stawek, ponieważ postanowienia odsyłają do serwisu Reuters (BZ WBK, Bank Millennium), nie precyzując o którą dokładnie stronę chodzi, lub innych płatnych i dostępnych tylko dla banków systemów (BGŻ BNP Paribas).
Banki odsyłają też konsumentów do tabel, które same sporządzają. Jednak nie określają kiedy i ile razy dziennie będą sporządzane oraz publikowane. Kredytobiorca nie wie zatem, po którym konkretnie kursie bank przeliczy ratę.
Postępowanie UOKiK potrwa zapewne jeszcze długo i skończy się najprawdopodobniej wydaniem decyzji, że zasady określania kursów walut, stosowane przez trzy inkryminowane banki, są nielegalne. I co wtedy zrobią BGŻ BNP Paribas, BZ WBK oraz Bank Millennium? Oczywiście zmienią swoje reguły ustalania kursów walut tak, aby nie budziły wątpliwości UOKiK.
Reguły te staną się zatem precyzyjne, będą się odnosić do kursu międzybankowego ustalanego np. według londyńskiej stawki LIBOR, zostanie dokładnie podane, gdzie należy szukać konkretnych stawek stanowiących dla banków podstawę wyliczania kursów, banki poinformują też jasno, które z ich tabel są obowiązujące w danym momencie.
I wszystko to nic nie zmieni w sytuacji kredytobiorcy, który ma łupioną skórę. Banki nadal bowiem będą ustalać takie kursy wymiany walut, jakie zechcą. Bo pozwala im na to polskie prawo, mówiące, że banki mogą stosować dowolne zasady ustalania kursów, byle tylko poinformowały klientów, jakie są te ich zasady. Więc oczywiście poinformują.

I będzie nadal tak jak jest

W maju UOKiK postawił zarzuty kolejnym trzem bankom: Deutsche Bankowi, Getin Noble Bankowi i Raiffeisen Bank Polska.
Zarzuty brzmią identycznie, jak w przypadku trzech poprzednich banków.
UOKiK ponownie, w komunikacie żywcem skopiowanym z poprzedniego, informuje więc, że „wątpliwości budzą postanowienia dotyczące sposobu określania wysokości kursów walut obcych” przez banki.
Tak samo czytamy też, że postanowienia te są nieprecyzyjne, ustalane dowolnie – np. w oparciu o „kursy średnie międzybankowe” czy płatny „serwis Reuters”. UOKiK powtarza również, że banki odsyłają klientów do tabel, nie określając, kiedy i ile razy dziennie będą opracowywane i publikowane.
Taki sam, czyli żaden, okaże się też skutek postępowań, toczonych przez UOKiK przeciwko Deutsche Bankowi, Getin Noble Bankowi i Raiffeisen Bank Polska.
I wszyscy będą zadowoleni, oczywiście z wyjątkiem nieszczęsnych kredytobiorców, nadal zmuszanych do ponoszenia kursów wymiany walut, dowolnie ustalanych przez banki.

trybuna.info

Poprzedni

Kierowco, strzeż się sam!

Następny

Hau, hau