Skoro tak świetnie zarabiają, to i kwotę wolną od podatku muszą mieć najwyższą z możliwych. Nasza władza jak zwykle grabi do siebie.
Działacze Prawa i Sprawiedliwości od dawna już pokazywali, że umieją trafnie reagować – oczywiście, głównie werbalnie – na odczucia i opinie wyborców.
Tym razem jednak wicepremier Mateusz Morawiecki wypowiedział się w sposób dokładnie sprzeczny z tym, co myśli tak zwany typowy wyborca.
Bohaterowie pracy kapitalistycznej
Chodzi oczywiście o jego słowa, że parlamentarzyści zasługują na kwotę wolną od podatków wynoszącą około 30 tysięcy zł – co według wicepremiera im się należy, ponieważ i posłowie, i senatorowie wykonują bardzo ciężką pracę dla nas wszystkich i są bardzo ważni, a poza tym mają takie same wynagrodzenia od 20 lat. Powinniśmy więc docenić ciężką pracę polityków.
I tak też się stało. Politycy docenili swoją ciężką pracę.
Ustawa, podpisana już przez prezydenta, stanowi, że kwota wolna od podatku dla najmniej zarabiających wzrośnie w 2017 r. do 6,6 tys. zł, ale ci co zarabiają rocznie od 6600 zł do 11 tys, będą mieć taką samą kwotę wolną jak obecnie, czyli 3091 zł. Natomiast dla osób o dochodach powyżej 85 tys. 528 zł rocznie, kwota wolna będzie ulegać stopniowemu zmniejszeniu, zaś ci co zarabiający więcej niż 127 tys zł., nie będą mieli kwoty wolnej w ogóle.
Ograniczenia kwoty wolnej nie dotyczą jednak posłów i senatorów. Dla nich kwota wolna od podatku będzie wynosić łącznie 30 451 zł rocznie. Diety polskich parlamentarzystów są zwolnione z podatku do 27 360 zł rocznie, do czego dochodzi jeszcze standardowa kwota wolna 3091 zł od ich pensji. Pensji parlamentarnej nie pobiera nieliczne grono tak zwanych posłów i senatorów niezawodowych, którzy teoretycznie nadal pracują w swoich dotychczasowych instytucjach (teoretycznie – bo w praktyce na wykonywanie mandatu przeznaczają tyle czasu, że zwykle ich nie ma w pracy).
Parlamentarne dolce vita
Polskie społeczeństwo ma diametralnie różną, niż wicepremier Morawiecki, senatorowie i posłowie, opinię na temat tego, jak ciężka jest ich praca. Nie bez powodu zajmują oni końcowe miejsca na liście profesji do których mamy zaufanie.
Oczywiście, trudno się nie zgodzić ze słowami wicepremiera Morawieckiego, że „posłowie i senatorowie są bardzo ważni”. W istocie, każdy z nas może w praktyce docenić tę wagę, bo przecież wszyscy odczuwamy konsekwencje podejmowanych przez nich decyzji.
Nie można jednak uznać, że pracują oni ciężko. Wręcz przeciwnie, funkcjonują w cieplarnianych warunkach, korzystają z rozlicznych przywilejów, słowem, wykonują pracę lekką, łatwą i przyjemną – choć o bardzo dużym znaczeniu dla nas wszystkich.
Tyle, że z wagą tej pracy absolutnie nie idzie w parze odpowiedzialność. Powiedzmy to wprost, parlamentarzyści nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za efekty swej pracy, a w związku z tym nie podlegają żadnym stressom zawodowym. Nigdy nie zdarzyło się i nie zdarzy, by poseł czy senator stracił swoją funkcję, czy choćby część wynagrodzenia, za to, że podejmował głupie i szkodliwe decyzje.
Owszem, może stracić stołek, gdy całe ugrupowanie do którego należy, straci poparcie elektoratu. Jeżeli jednak już zostanie wybrany, to hulaj dusza, piekła nie ma – aż do następnych wyborów.
No, chyba, że zostanie złapany po pijaku, kogoś pobije czy rozjedzie na przejściu – z tym, że i takiego reprezentanta narodu nie da się pozbawić mandatu (choć może stracić immunitet i trafić za kratki).
W rezultacie, nasi parlamentarzyści stress mają jeden – czy zdołają sobie zapewnić reelekcję i nadal będą wieść swoje dolce vita.
Dostanie się do parlamentu jest zaś niemałą sztuką, bo przecież jest wielu chętnych do wykonywania zawodu świetnie płatnego, wygodnego, nie pociągającego za sobą żadnej odpowiedzialności i zaspokajającego chęć władzy. Trudności te nie dotyczą oczywiście osób, którzy noszą znane nazwiska i są wybierani, bo ludzie myślą, że głosują na kogoś innego.
Oczywiście, że się nam należy
Zostawienie wolnej kwoty dla parlamentarzystów nie spotkało się oczywiście z przychylnymi opiniami. Część posłów PiS zareagowała na nie z oburzeniem, podkreślając, że pracują ciężko, zarabiają niewiele, więc wysoka kwota wolna w pełni im się należy.
W nastroje społeczne utrafili natomiast posłowie Kukiz 15 – i zapewne otrzymają za to nagrodę w postaci wyższych słupków poparcia.
„Kukizowcy” uważają, że posłowie i senatorowie powinni mieć taką samą kwotę wolną jak pozostali obywatele. Już wiosną tego roku zgłosili projekt ustawy (odrzucony w komisjach), przewidujący, że albo kwota wolna zostanie podniesiona do poziomu parlamentarzystów (30 451 zł) albo obniżona do poziomu obywateli (3091 zł).
Wskazywali też, że pracujący obywatel musi średnio z własnego wynagrodzenia oddawać państwu 42 proc.; natomiast parlamentarzysta tylko 35 proc., co trudno uznać za sprawiedliwe.
Pensja marna, kwota wolna wysoka
Utrzymanie gigantycznej kwoty wolnej od podatku dla parlamentarzystów nie jest zresztą jedyną niesprawiedliwością tej nowelizacji. Ludzie, którzy zarabiają nie mniej niż 800 zł miesięczne na rękę, nie dostaną bowiem żadnej podwyżki kwoty wolnej. Tak jak dotychczas, będzie ona wynosić dla nich 3091 zł rocznie.
Trudno zaś uznać, że zarobki ośmiusetzłotowe, a choćby i dwa razy wyższe, to są jakieś kokosy. Prawo i Sprawiedliwość ewidentnie więc nie spełniło swej obietnicy przedwyborczej. Słusznie więc wytyka im to opozycja.
Tyle, że i obecnej opozycji można wytknąć, że w lutym 2015 roku był już w parlamencie projekt podniesienia kwoty wolnej od podatku – i został odwalony głosami PO i PSL. Jedni są więc warci drugich.