8 listopada 2024

loader

Pozwólmy im pójść siedzieć

Skończył się Pruszków, zaczęły się Reguły. Walka z warszawską mafią reprywatyzacyjną zaczyna powolutku nabierać rumieńców.

Ponieważ już od ładnych kilku lat, na zasadzie tego Katona nawołującego do zniszczenia Kartaginy, ciągle wzywałem, aby osoby odpowiedzialne za warszawską rabunkową reprywatyzację stanęły przed sądem, mogę wyrazić ostrożną satysfakcję z powodu podjęcia wreszcie kroków prowadzących do tego celu.
Pozwolę sobie przypomnieć, iż wielokrotnie wskazywałem, że stołecznych urzędników uczestniczących w reprywatyzacyjnym procederze, oraz ludzi wyłudzających nieruchomości i odszkodowania, należy postawić przed sądem z tytułu co najmniej trzech artykułów kodeksu karnego.

Za co ich zamykać?

Po pierwsze – za naruszenie lub niedopełnienie obowiązków służbowych, o czym mówi art. 231 k.k.:
§ 1. Funkcjonariusz publiczny, który, przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
§ 2. Jeżeli sprawca dopuszcza się czynu określonego w § 1 w celu osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10.
Po drugie – za korupcję, którą opisują artykuły 228 i 229 k.k.
Art 228 (odnoszący się do biorących) stanowi:
§ 1. Kto, w związku z pełnieniem funkcji publicznej, przyjmuje korzyść majątkową lub osobistą albo jej obietnicę, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.
§ 2. W wypadku mniejszej wagi, sprawca podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
§ 3. Kto, w związku z pełnieniem funkcji publicznej, przyjmuje korzyść majątkową lub osobistą albo jej obietnicę za zachowanie stanowiące naruszenie przepisów prawa, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10.
§ 4. Karze określonej w § 3 podlega także ten, kto, w związku z pełnieniem funkcji publicznej, uzależnia wykonanie czynności służbowej od otrzymania korzyści majątkowej lub osobistej albo jej obietnicy lub takiej korzyści żąda.
§ 5. Kto, w związku z pełnieniem funkcji publicznej, przyjmuje korzyść majątkową znacznej wartości albo jej obietnicę, podlega karze pozbawienia wolności od lat 2 do 12.
Natomiast art. 229, który dotyczy strony wręczającej łapówkę, stwierdza:
§ 1. Kto udziela albo obiecuje udzielić korzyści majątkowej lub osobistej osobie pełniącej funkcję publiczną w związku z pełnieniem tej funkcji, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.
§ 2. W wypadku mniejszej wagi, sprawca podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
§ 3. Jeżeli sprawca czynu określonego w § 1 działa, aby skłonić osobę pełniącą funkcję publiczną do naruszenia przepisów prawa lub udziela albo obiecuje udzielić takiej osobie korzyści majątkowej lub osobistej za naruszenie przepisów prawa, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10.
§ 4. Kto osobie pełniącej funkcję publiczną, w związku z pełnieniem tej funkcji, udziela albo obiecuje udzielić korzyści majątkowej znacznej wartości, podlega karze pozbawienia wolności od lat 2 do 12.

Głos wołającego na puszczy

Nie ukrywam, że po kilku latach swojego wołania na puszczy już straciłem nadzieję, by przywołane przeze mnie przepisy kodeksu karnego zostały kiedykolwiek wykorzystane do walki z reprywatyzacyjnym bezprawiem. Stosownym organom brakowało bowiem i woli, i ochoty.
A jednak stało się – i w końcu zarzuty z wszystkich trzech artykułów zostały wzięte pod uwagę przez prokuraturę. Wprawdzie młyny sprawiedliwości obracają się w Polsce wolno, a dotychczasowe działania śledczych mogą rodzić obawę, że w zwalczaniu przestępczości reprywatyzacyjnej za dużą rolę odgrywają polityka i propaganda, jednak punkt graniczny został już przekroczony. Nie da się tych spraw zamieść pod dywan – i nikt nigdy nie będzie mógł więcej wmawiać ludziom, że zwracanie mienia w Warszawie przebiegało w uczciwy sposób.
Mówiąc bardziej obrazowo, w przypadku stołecznej reprywatyzacji skończył się Pruszków, a zaczęły Reguły.
Najpierw, pod koniec stycznia, pięć osób, w tym adwokat Robert N. a także były zastępca dyrektora Biura Gospodarki Nieruchomościami stołecznego urzędu Jakub R oraz jego rodzice Wojciech (były minister zdrowia w rządzie Marka Belki) i Alina (adwokat i syndyk upadłościowy) zostało zatrzymanych w związku z zarzutami korupcyjnymi – z art. 228 i 229 kodeksu karnego (ponadto pojawił się tam dodatkowo zarzut oszustwa).
Natomiast 6 lutego zatrzymano trójkę urzędników warszawskiego ratusza: Mariusza P. kierownika Działu Nieruchomości Dekretowych m.st. Warszawy, Gertrudę J.-F. naczelnika Wydziału Spraw Dekretowych, oraz radcę prawnego Jerzego M., byłego już koordynatora radców prawnych Biura Gospodarki Nieruchomościami m.st. Warszawy.
Tym razem zatrzymani urzędnicy usłyszeli zarzuty niedopełnienia obowiązków służbowych – czyli z art. 231 kk., zaś w przypadku jednej osoby wchodzi w grę także paragraf drugi art. 231 (działanie w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, podlegające karze do lat 10).

Wsadzić choćby na trzy lata

Porównanie wspomnianych artykułów kodeksu karnego pozwala zobaczyć, że bardzo różnią się one wysokością sankcji. Za korupcję (art. 228 i 229 k.k.) grozi do 12 lat więzienia. Za samo naruszenie obowiązków (art. 231 k.k.) – tylko do trzech lat (chyba, że w grę wejdzie przyjęcie korzyści majątkowej).
Serce i rozum nakazywałyby, aby ludzie zamieszani w proceder reprywatyzacyjny poszli siedzieć za korupcję. Przecież, jeżeli świadomie łamali oni prawo, zwracając nieruchomości, których zwracać nie należało, to robili to z jakiegoś uzasadnionego powodu – a nie dla pięknych oczu tych, którzy zgłaszali lipne roszczenia.
Warszawską reprywatyzacją nie zajmowali się jednak idioci – lecz duża grupa kutych na cztery nogi cwaniaków, świetnie znających meandry prawa i sposoby unikania jego karzącej ręki. Wykazanie im korupcji może być więc niewykonalne.
Znacznie prostsze będzie udowodnienie przekroczenia uprawnień lub niedopełnienia obowiązków (art. 231 kk) i zamknięcie ich na krócej, ale na pewno.
Autor tego artykułu już niejednokrotnie wskazywał, że prosta analiza akt warszawskich spraw reprywatyzacyjnych pozwoliłaby na zauważenie nieprawidłowych działań urzędników – i posadzenie ich za kratki na parę lat.

Katalog nieprawości

Tak więc, gdyby wzięto pod lupę kolejne przypadki zwrotu mienia czy wypłacenia odszkodowań, bardzo szybko okazałoby się, że wielokrotnie naruszono obowiązujące przepisy.
Wbrew prawu, nie odliczano więc od wartości zwracanych nieruchomości, nakładów poczynionych na ich remonty i utrzymanie (gdyby próbowano szacować nakłady za wszystkie lata powojenne, to okazałoby się, że ludzie zgłaszający roszczenia reprywatyzacyjne powinni jeszcze dopłacać, gdyż państwo zainwestowało wielkie pieniądze, aby doprowadzić oddawane obiekty do obecnego stanu).
Nie przestrzegano przepisów mówiących, że odszkodowanie za znacjonalizowane mienie ma być wypłacane w miejskich papierach wartościowych (czyli obligacjach komunalnych). Warszawa, jak każde polskie miasto może wyemitować takie obligacje i spłacać nimi odszkodowania reprywatyzacyjne. Wypłacała je jednak w gotówce, bo tak było korzystniej dla osób zgłaszających roszczenia.
Nie sprawdzano obywatelstwa osób zgłaszających roszczenia, mimo, że Polska zawarła umowy odszkodowawcze z czternastoma państwami zachodnimi – i na mocy tych umów nielegalne jest wypłacanie jakichkolwiek odszkodowań obywatelom tych 14 państw oraz ich potomkom, za mienie utracone w Polsce po II wojnie. Polska już dawno wypłaciła tym państwom odszkodowania, więc ich obywatele mogą zgłaszać roszczenia tylko do własnych rządów.
Władze Warszawy bezprawnie oddawały nieruchomości tak zwanym kuratorom osób nieznanych z miejsca pobytu, ustanawianym przez sądy. Te „osoby nieznane z miejsca pobytu” to dawni właściciele po których ślad zaginął (przeważnie osoby pochodzenia żydowskiego wymordowane przez Niemców). Kuratorzy, działając rzekomo w ich imieniu, przejmowali działki i budynki dla siebie. Żadne przepisy nie upoważniają jednak urzędników do zwracania nieruchomości kuratorom. Kurator nie jest właścicielem ani spadkobiercą więc oddawanie mu nieruchomości przez władze stolicy stanowiło bezprawie.

Na zasadzie Ala Capone

Sprawdzenie tych kilku przykładów łamania prawa nie wymaga wielkiej filozofii oraz wieloletnich dochodzeń. Może zaś efektywnie doprowadzić do zamknięcia szeregu osób na choćby i trzy lata oraz ocalenia wielu milionów publicznych złotych.
Jaskółką rzeczywiście dobrej zmiany może tu być wyrok sprzed kilku dni, oddalający roszczenie Marzeny K., byłej wysokiej urzędniczki resortu sprawiedliwości (wicedyrektorki departamentu), która uzyskała już 38 mln zł w wyniku warszawskich odszkodowań reprywatyzacyjnych.
Marzena K miała czelność domagać się od urzędu miasta stołecznego Warszawy kwoty ponad 9 mln zł, tytułem rzekomego wynagrodzenia za bezumowne korzystanie z nieruchomości położonej w ścisłym centrum stolicy. Sąd oddalił powództwo, wskazując, że Marzena K dopiero w ubiegłym roku nabyła roszczenie do tej cennej nieruchomości, za śmieszną sumę 30 tys. zł (która zresztą nie została zapłacona), zaś umowy związane z uzyskaniem roszczenia zawierają rozmaite nieprawidłowości.
Gdyby Marzena K domagała się tych 9 milionów jeszcze dwa lata temu, dostałaby je od władz Warszawy cichutko, szybko i bez sądu. Na szczęście, stołecznego bezprawia reprywatyzacyjnego już nie można dłużej zamiatać pod dywan, a urzędnicy przestają być bezkarni.
Siedzenie trzy lata za niedopełnienie obowiązków to wprawdzie nie to samo, co dziesięcio czy dwunastoletnia odsiadka za korupcję. Lepsze jednak trzy lata (wraz z wymierzoną wysoką grzywną) niż niemożność udowodnienia korupcji, prowadząca w ogóle do uniewinnienia.
To trochę tak jak w przypadku Ala Capone, któremu nie można było udowodnić licznych zbrodni, ale udało się go dorwać za niepłacenie podatków.
Byle tylko była to bezwzględna odsiadka (bez zawiasów), czego wymaga i wielkość reprywatyzacyjnego złodziejstwa, i skala krzywd wyrządzonych mieszkańcom Warszawy.

trybuna.info

Poprzedni

Przeciw „czyścicielom”

Następny

Błaszczak minął się z prawdą