Dajcie ulgi, granty, dotacje, zamówienia rządowe, nie zwiększajcie fiskalizmu, nie konkurujcie z nami za pomocą firm państwowych – takie są oczekiwania biznesu w Polsce wobec władzy.
Ubiegły rok był bardzo dobry dla przedsiębiorców w Polsce. Wzrosły ich zyski, spadły straty, poprawiła się rentowność działalności gospodarczej. A dzięki temu, że uparcie wstrzymywali się od inwestowania, bardzo zwiększyły się ich zasoby finansowe.
Wiadomo jednak, że sytuacja, w której przedsiębiorcy bez większego wysiłku mogą dużo zarobić, nie będzie w naszym kraju trwać wiecznie. Oni też oczywiście o tym wiedzą – i mają świadomość, że wkrótce może skończyć się ich obecny raj. Dlatego z pewnym niepokojem patrzą w przyszłość.
Okazuje się, ze praktycznie w każdym aspekcie prowadzenia działalności gospodarczej, wśród przedsiębiorców przeważają obawy nad nadziejami. Takie wyniki przynosi najnowsze badanie portalu wnp.pl i Nowego Przemysłu.
Żebyśmy tylko nic nie stracili
Tak więc, przedsiębiorcy przewidują, że z ich punktu widzenia, sprawy w Polsce pójdą raczej w złym kierunku – co oczywiście nie znaczy, że będzie to niekorzystne dla ogółu Polaków. Często bowiem to, co jest dobre dla przedsiębiorców, nie jest wcale dobre dla naszego kraju i jego mieszkańców (przykładem choćby zaniżanie kosztów pracy w Polsce).
Wspomniane badanie, pokazujące jakie są nadzieje i obawy polskiego biznesu, ma bardzo duży walor aktualności, bo zostało przeprowadzone w pierwszych dwóch miesiącach bieżącego roku.
Wynika z niego, że najwięcej obaw przedsiębiorców budzi sytuacja na rynku pracy. Nadziei, że będzie lepiej (oczywiście dla nich samych) nie mają żadnych (zero procent). Obaw zaś jest aż 86,7 proc. Na rynku pracy skumulowały się bowiem zjawiska, wywołujące ich najżywszy niepokój i sprzeciw – wzrost płacy minimalnej, obniżenie wieku emerytalnego, rosnące oczekiwania płacowe, spadające bezrobocie, coraz większe kłopoty ze znalezieniem osób godzących się odpowiednio niskie zarobki, konieczność aktywnego pozyskiwania fachowców.
To wszystko stanowi wielką nowość dla przedsiębiorców w Polsce, bo dotychczas nie musieli funkcjonować w tak nienormalnych dla siebie warunkach. Ich zdaniem rynek pracy w Polsce jest rozchwiany i na razie nie widzą światełka w tunelu. Obawiają się pogorszenia konkurencyjności rodzimych przedsiębiorstw, co oznacza, że przedsiębiorcy bedą musieli poprawić efektywność i innowacyjność swych działań gospodarczych, czego dotychczas mogli skutecznie unikać. Ponadto, przedsiębiorcy w Polsce bardzo boją się o stan finansów publicznych (tu obawy wyraża 80 proc, a nadzieje – zaledwie 6,7 proc.). Źródłem tych obaw są oczywiście koszty związane z programem rodzina 500 oraz innymi pomysłami rządu PiS. Przedsiębiorcy wskazują, że stan finansów publicznych może spowodować wzrost inflacji i niestabilność złotego. Przede wszystkim jednak, z racji tego, że liczy się dla nich ich własny interes, lękąją się, że chęć pozyskania pieniędzy na wydatki socjalne państwa, spowoduje nadmierny fiskalizm rządu i chęć głębszego sięgnięcia do kieszeni przedsiębiorców – czego oni bardzo by nie chcieli.
Druga bardzo ważna obawa dotyczy tego, że państwo, z powodów finansowych, może ograniczać inwestycje publiczne – a bez dużych zamówień państwowych przedsiębiorcy w Polsce nie będą w stanie utrzymać swych obecnych zysków.
Następnym obszarem, w którym obawy bardzo wyraźnie przeważają nad nadziejami (66,7 proc. wobec 0 proc.), jest udział państwa w gospodarce. Otóż, przedsiębiorcy w Polsce pragnęliby, aby państwo ograniczyło swą aktywność do tworzenia korzystnych warunków dla rozwoju gospodarki. Nie powinno zaś samo włączać się w działania gospodarcze poprzez firmy należące do Skarbu Państwa. Tak więc, państwo ma być tylko regulatorem (przychylnym dla przedsiębiorców) i co najwyżej właścicielem niewielu firm o strategicznym znaczeniu. Resztę powinno zostawić prywatnym przedsiębiorcom. Uważają oni, że państwo, jako właściciel przedsiębiorstw, jest nierównoprawnym konkurentem dla biznesu prywatnego. Wykorzystuje bowiem firmy do osiągania celów politycznych i obniża standardy zarządzania (jakby w polskich firmach prywatnych nie były one niskie). Przedsiębiorcy prywatni nie chcą zaś konkurencji ze strony państwa, lecz dawanych przez to państwo ulg podatkowych, grantów oraz dotacji na badania i rozwój. Słowem – chcą mieć państwo opiekuńcze (dla nich samych).
Administracja idzie w opresyjność
Poważnym źródeł obaw przedsiębiorców (53,3 proc., wobec także zeroprocentowych nadziei) są przewidywane przez nich skutki zmian podatkowych. Wskazują oni na oczekiwany wzrost obciążeń, niestabilność i komplikowanie systemu podatkowego. Zauważają rosnącą opresyjność administracji wobec przedsiębiorców. Lękają się, że regulacje i fiskalizm obecnego państwa pójdą za daleko, co powstrzyma ich przed podejmowaniem działalności gospodarczej.
Związana z systemem podatkowym jest suma obaw przedsiębiorców odnosząca się do jakości stanowienia prawa regulującego życie gospodarcze. Tu obawy przeważają nad nadziejami w relacji 53,3 proc do 20 proc. Przedsiębiorcy widzą, że w pracy ustawodawców panuje chaos, prawo jest stanowione w pośpiechu, bez konsultacji, głębszych analiz i oceny długoterminowych skutków dla gospodarki.
Równie wysoki poziom obaw (także 53,3 proc., z tym, że nadzieje sięgnęły 40 proc.) wywołuje niska aktywność inwestycyjna administracji publicznej. Przedsiębiorcy zauważają nieumiejętność podejmowania przemyślanych decyzji przez samorządy oraz brak dobrego klimatu dla partnerstwa publiczno-prywatnego, uważanego przez władzę za matecznik patologii i korupcji (nie bez racji). Twierdzą, że daje się wyczuć atmosferę niechęci do takiej współpracy ze strony administracji.
Z drugiej strony, liczą na to, że skończy się indolencja decyzyjna urzędników i inwestycje infrastrukturalne wreszcie realnie ruszą (bo na razie ruszają tylko w zapowiedziach propagandowych). Mają też nadzieję, że nowa, wymieniona po wyborach administracja, wreszcie nauczy się rozumnego zarządzania funduszami unijnymi.
Mniej obaw, bo tylko 40 proc. – choć jest to jednak najpowszechniejszy w tym przypadku wybór, częstszy niż ocena neutralna (33,3 proc.), nadzieja (20 proc.) oraz brak zdania (6,7 proc.) – wywołuje klimat dla inwestycji. Obawy dotyczą przede wszystkim spadku skłonności do inwestowania, wywołanego poczuciem braku stabilności prawnej oraz ekonomicznej, Przedsiębiorców niepokoi także duży wpływ partyjnej polityki na zamierzenia gospodarcze. Martwią się też systematycznym napływem inwestycji zagranicznych, oznaczającym dla nich rosnące kłopoty ze znalezieniem i zatrzymaniem tanich pracowników.
Ich nadzieje budzi natomiast (ciekawe, jak długo jeszcze?) retoryka wicepremiera Mateusza Morawieckiego, który potrafi w efektowny i zachęcający sposób opowiadać o swych marzeniach inwestycyjnych.
Róbmy swoje
W sumie, biorąc pod uwagę wszystkie zjawiska i tendencje, mogące mieć w przyszłości wpływ na prowadzenie działalności gospodarczej, wśród przedsiębiorców w naszym kraju obawy bardzo wyraźnie przeważają nad nadziejami (45,6 proc. wobec 20,6 proc.).
Nie jest to najlepszy prognostyk dla oczekiwań co do tempa rozwoju gospodarczego w Polsce. Obecny rząd, który zaklada przyśpieszenie w kolejnych latach, już raz potężnie się pomylił. W budżecie na 2016 r. r. zapisał tempo wzrostu produktu krajowego brutto wynoszące 3,8 proc. – mimo ostrzeżeń fachowców i rzetelniejszych mediów (w tym dziennika Trybuna), że jest to niczym nieuzasadniony hurraoptymizm. Zabawne, że rząd Prawa i Sprawiedliwości zachwalał budżet na ubiegły rok jako bezpieczny i ostrożny! Tymczasem nasz PKB w 2016 r. zwiększył się zaledwie o 2,8 proc. – czyli rósł w tempie o ponad jedną czwartą wolniejszym od planowanego. Tak potężnej różnicy między planami władzy, a rzeczywistością, nie było od czasu planu Balcerowicza.
Warto zauważyć, że w 2015 r., ostatnim, w którym rządził rząd Platformy Obywatelskiej, polski PKB wzrósł aż o 3,9 proc. Rok później tempo wzrostu spadło o prawie jedną trzecią. I to w sytuacji, gdy nie było żadnego nowego kryzysu czy załamania gospodarczego.
Efekty dotychczasowych działań rządu PiS na niwie gospodarczej, w połączeniu z tak dużą przewagą obaw nad nadziejami u przedsiębiorców, każą się obawiać, że w tym roku także będzie klapa i nie uda się osiągnąć zaplanowanego tempa wzrostu. Z drugiej jednak strony – nikt przecież bezspornie nie udowodnił, że optymizm jest koniecznym elementem odniesienia sukcesu gospodarczego. Trzeba więc robić swoje, bo może to coś da, kto wie?