Gdy oszczędzanie w bankach stało się nieopłacalne, mnożą się oferty automatycznych systemów inwestowania, czym zajmują się robo-doradcy.
Wśród wielu różnych badań, pragnących opisać kondycję finansową Polaków w czasie pandemii warto zwrócić uwagę na jedno z nich, z którego wynika, że tylko 22 proc. z nas zwiększyło swe oszczędności podczas pandemii. Pozostali – stracili część środków lub w najlepszym razie zanotowali stagnację. Te wyniki przyniósł sondaż zrealizowany przez agencję badawczą Mind&Roses na zlecenie banku ING, na przełomie kwietnia i maja tego roku. Badanie objęło reprezentatywną grupę Polaków w wieku 18 – 75 lat, których dochody miesięczne to minimum 2 000 PLN brutto.
Powody utraty oszczędności są oczywiste: ograniczenia w funkcjonowaniu gospodarki wprowadzone przez rząd PiS, wysoka inflacja oraz zerowe w praktyce oprocentowanie rachunków bankowych, wprowadzone przez PiS-owski Narodowy Bank Polski.
Niskie oprocentowanie lokat i inflacja skłoniły tych Polaków, którzy jeszcze mieli co oszczędzać do poszukiwania teoretycznie bardziej efektywnych, a w praktyce dużo mniej bezpiecznych, metod pomnażania zgromadzonych środków. Siłą rzeczy zaczęliśmy więc nieco bardziej interesować się inwestowaniem, czyli najbardziej ryzykowną formą lokowania swoich pieniędzy.
W Polsce najbardziej zainteresowaną inwestowaniem grupą wiekową są osoby do 45 roku życia, a szczególnie te z grupy wiekowej 18 – 26 lat. To zrozumiałe, bo z wiekiem spada nasza skłonność do ryzyka. Jednocześnie, większość inwestujących Polaków nie porzuciła nawyku oszczędzania w bankach i nadal to robi (61 proc.). Ci, którzy chcą inwestować, często nie bardzo wiedzą zaś, jak zacząć. Nawet 70 proc. osób już inwestujących przyznaje, że wciąż ma problem z wyborem instrumentów finansowych, w których warto ulokować środki.
Decyzje rządu podjęte w związku z pandemią zmusiły nas do pracy zdalnej, a nawet załatwiania niektórych sprawunków on-line, z własnego domu. Okazuje się, że podobnie zaczęliśmy postrzegać procesy związane z inwestowaniem, choć raczej nie budzi to naszego zachwytu. Na możliwość wygodnego inwestowania z domu wskazuje tylko 30 proc. badanych. Jedynie mniejszość Polaków, bo 44 proc. postrzega nowe technologie jako narzędzie, które ułatwia podejmowanie decyzji dotyczących inwestowania.
Jednocześnie ponad połowa ankietowanych (52 proc.) uważa, że przy inwestowaniu potrzebne jest wsparcie osoby, która ma wiedzę na ten temat. I słusznie uważa. Czy możemy bowiem korzystać z takich możliwości, jeśli nie jesteśmy ekspertami? To bardzo mocno wątpliwe.
„Żeby inwestować, trzeba mieć zgromadzone znaczące oszczędności”, „Najpierw trzeba zdobyć wiedzę” – tak myśli o inwestowaniu roztropna większość Polaków. Z przytoczonego na wstępie sondażu wynika także, że jedynie 46 proc. ankietowanych zastanawia się nad ulokowaniem swoich zasobów finansowych w funduszach inwestycyjnych, choć jeszcze nie podjęło ostatecznej decyzji. Reszta – rozsądnie decyduje się na mniej niebezpieczne formy oszczędzania.
Zarządcy i właściciele funduszy inwestycyjnych, co zrozumiałe, usiłują zdobyć jak najwięcej klientów, Dlatego też zachwalają im rozmaite metody inwestowania, mające jakoby ograniczyć ryzyko i zapewnić bezpieczeństwo ich pieniędzy (co oczywiście nie jest możliwe).
Ponieważ od pewnego czasu panuje moda na sztuczną inteligencję, więc potencjalnym klientom reklamuje się rozwiązania, które mają im jakoby umożliwić rozpoczęcie racjonalnego inwestowania bez posiadania specjalistycznej wiedzy o finansach.
Tu za jeden z przykładów może posłużyć wypowiedź, jakiej udzielił pan Daniel Szewieczek, dyrektor odpowiedzialny za oszczędności i inwestycje w ING Banku Śląskim. Oświadczył on: „Widać, że jesteśmy otwarci na inwestowanie, ale przytłacza nas wybór odpowiednich opcji. Dlatego proponujemy zautomatyzowanie tego procesu. Na całym świecie coraz bardziej popularne stają się produkty z obszaru tzw. robo-doradztwa. Pod tym hasłem kryją się w rzeczywistości zaprogramowane algorytmy i zautomatyzowane usługi doradztwa inwestycyjnego. Schemat działania jest prosty. Robot wspiera osoby, które chcą inwestować, jednocześnie nie poświęcając na to zbyt wiele czasu. Usługa ta jest dostępna dla klientów, którzy posiadają konto w ING”.
Ów prosty schemat działania polega na tym, że trzeba wypełnić elektroniczną ankietę, która określi nasz „profil inwestycyjny” – czyli, czy jesteśmy bardziej ostrożni, czy może akceptujemy większe ryzyko? – a następnie wpłacić pieniądze. Zacząć można jedynie od 1000 zł. Potem zacznie już działać wspomniany robot – czyli „algorytm, który zarekomenduje najbardziej odpowiednią do naszego profilu strukturę inwestycji, a dodatkowo będzie czuwał nad tym, by w trakcie trwania inwestycji środki były zainwestowane pomiędzy różnymi funduszami inwestycyjnymi w sposób oddający pierwotnie ustalony profil ryzyka czyli rebalancing”.
Czy wszystko to nie przypomina nieco znanych skądinąd anonsów zaczynających się np. od słów: „Maklerzy giełdowi go nienawidzą! Odkrył jeden prosty trik i bez wysiłku zarabia 30 000 zł dziennie!!! Wystarczy, że…”?
Wydaje się jednak, iż większość mieszkańców naszego kraju rozumie, że na podobnych sposobach inwestowania najlepiej zarabiają przede wszystkim ci, którzy je oferują – a powierzanie swych oszczędności menadżerom z funduszy inwestycyjnych może już oznaczać przekroczenie dopuszczalnych granic ryzyka.