Losy tych, którym pomagał KOR, nie są tematem, który by kogokolwiek naprawdę interesował.
Zbliża się okrągła, czterdziesta rocznica utworzenia Komitetu Obrony Robotników. Z tej okazji padnie wiele mądrych, a może nawet i wzniosłych słów, zaś działacze i sympatycy Komitetu będą opowiadać o swoich dokonaniach i przeżyciach. I tylko o tych, którym KOR miał nieść pomoc, czyli o samych robotnikach, zapewne znowu powie się najmniej.
Dotychczas bowiem ludzie, w interesie których powstał KOR byli praktycznie nieobecni i w debacie publicznej, i w całym piśmiennictwie poświęconym Komitetowi. Najszerzej o zakresie udzielanej im pomocy informowały, paradoksalnie, komunikaty KOR-u z lat 1976-77. To z tych meldunków wiemy, że w ewidencji Komitetu znalazło się ponad 1000 osób.
Potem – w wolnej Polsce – mowa już była niemal wyłącznie o tych, którzy działali w Komitecie. Oni wspominali, o ich zasługach i martyrologii pisano. Ci dla których KOR powstał, byli i zostali w cieniu. Nie upamiętniano ich w kolejnych dziełach poświęconych Komitetowi.
Robotnicy już w 1981 r. przeczuwali, jaki jest stosunek „elit” do nich. To dlatego właśnie na I Zjeździe Solidarności wybuchł spór o uchwałę, mającą wyrażać podziękowania dla Komitetu Obrony Robotników. .
Ludzie mniej ważnego sortu
O ludziach KOR-u, którzy nieśli pomoc, wciąż pisze się i mówi wiele. I słusznie, bo bardzo często wykazywali oni ogromną ofiarność i poświęcenie. Ale o tych, którym miano pomagać, nie pisze się prawie nic.
Jakby to nikogo nie obchodziło (i niestety często pewnie tak jest). Jakby byli oni kompletnie nieważni – w przeciwieństwie do tych, co nieśli im pomoc.
Nikt nie pokusił się o to, by po latach dotrzeć do rodzin otrzymujących pomoc zbieraną przez KOR. Nie zapytano o ich odczucia, o to, co się z nimi dzieje, co ta pomoc dla nich znaczyła, jak wpłynęła na ich losy, jakim wyrazem solidarności była dla nich?
Wszystko to nie stanowi tematu dla tych, co pisali i piszą o Komitecie Obrony Robotników. Co najwyżej, niekiedy przywołuje się zdawkowo przykłady paru ludzi, którzy w wyniku kontaktów z działaczami KOR, sami zaangażowali się w działalność opozycyjną.
Siła, ale nie podmiot
Jest to, powiedzmy sobie szczerze, dość typowe dla Polski i Polaków. Jeśli bowiem nasze „elity” już ruszają, aby pomagać „prostemu ludowi” to często ważne jest dla nich zwłaszcza to, aby przetrwała dobra pamięć o udzielanej pomocy. To, co się działo z tymi, którym pomagano, nie ma już większego znaczenia dla „elit”.
Robotnicy byli zaś dla polskich „elit” istotni jako siła sprawcza – ale już nie byli ważni jako podmiot.
Dlatego właśnie, w podręcznikach do polskiej historii bardzo dokładnie informuje się o najmniejszych nawet szlacheckich zrywach wolnościowych.
Dlatego, do niedawna, losy ludności cywilnej w Powstaniu Warszawskim były tematem niemal nieobecnym (do fundamentalnego, czterotomowego dzieła „Ludność cywilna w Powstaniu Warszawskim” wydanego jeszcze w 1974 r przez PIW, prawie nikt nie zaglądał).
Dlatego też – choć także i z wielu innych powodów – tak trudno było, jest i będzie o prawdziwą solidarność między Polakami.