Dynamicznie zwiększający się produkt krajowy brutto, rosnące płace i malejące bezrobocie – wszystko to nasz kraj zawdzięcza poprawie koniunktury w strefie euro oraz na świecie. Z dużym prawdopodobieństwem można jednak powiedzieć, że to krótkotrwały stan.
Niestety, nikłe są perspektywy, by około czteroprocentowy procentowy wzrost gospodarczy utrzymał się w naszym kraju dłużej niż przez kilka najbliższych kwartałów.
Napływające dane ekonomiczne sugerują, że rok 2017 w europejskiej gospodarce zapisze się jako najlepszy w ciągu ostatniej dekady. Dobra kondycja strefy euro wynika z rosnącego zatrudnienia na obszarze wspólnej waluty, zwiększenia się inwestycji prywatnych oraz coraz wyższej konsumpcji.
Świat ciągnie Polskę w górę
Ustąpiły również problemy, które od kilku lat gnębiły Unię Europejską. Mniej niepokojące wydają się dziś obawy o rozpad strefy euro.
Zmalał też strach przed widmem gwałtownego kryzysu bankowego czy zadłużeniowego, co miało miejsce w 2012 r.
Gospodarkę dodatkowo stymuluje łagodna polityka pieniężna Europejskiego Banku Centralnego, której skutkiem są bardzo niskie koszty finansowania długu, i to zarówno skarbowego, jak i prywatnego.
Zniknęła również większość obaw związanych z kondycją światowej gospodarki. Chiny utrzymują wzrost PKB powyżej granicy 6 proc. Rozwój gospodarczy przyspieszył również w USA. Dla otwartej na rynki zagraniczne eurostrefy są to znakomite informacje.
Z poprawy koniunktury w całej UE w sposób szczególny korzystają kraje rozwijające się, takie jak Polska. Odzwierciedlenie tej tezy widać w rachubach Międzynarodowego Funduszu Walutowego.
W październiku MFW podniósł szacunki wzrostu PKB na bieżący rok dla: Turcji – z 2,5 do 5,1 proc., Rumunii – z 4,2 do 5,5 proc., Czech – z 2,8 proc. do 3,5 proc.
PKB dla Polski Fundusz zrewidował o 0,5 pkt proc., na 3,8 proc., ale napływające dane dają dużą szansę na osiągnięcie granicy 4 proc.
W większości krajów naszego regionu tempo wzrostu PKB wspiera przede wszystkim prywatna konsumpcja, którą z kolei napędza wzrost zatrudnienia oraz wynagrodzeń.
Trudno nam dogonić Czechów
Ogólnie, gospodarce sprzyja sytuacja, gdy ludzie w wieku produkcyjnym pracują. Jednak np. w kontekście Czech, gdzie bezrobocie jest najniższe w całej UE – 2,9 proc., a stopa zatrudnienia dla osób w wieku 20-64 lata należy do najwyższych we wspólnocie i wynosi 78,2 proc. (w Polsce 71,1 proc.), dalsza wyraźna poprawa parametrów rynku pracy wydaje się mało prawdopodobna.
Ciasnota na rynku pracy, czyli trudności przedsiębiorstw w pozyskiwaniu kolejnych pracowników, przekłada się natomiast na bardzo silny wzrost wynagrodzeń. W drugim kwartale br. płace w Czechach wzrosły nominalnie o 11,5 proc. – według danych Eurostatu.
Zwiększające się wypłaty w krótkim terminie podtrzymują dobrą koniunkturę. Jednak długoterminowo, np. nieprzerwanie przez kilka lat, duże tempo podwyżek wynagrodzeń bywa bardzo trudne do utrzymania, zwłaszcza wtedy, gdy nie nadąża za tym tempo poprawy produktywności.
Sprawa dotyczy nie tylko Czech, szybko płace rosną również w Rumunii – o 18,5 proc. oraz w Bułgarii – o 10,7 proc. W Polsce wzrost stawki godzinowej wyniósł nominalnie 8,3 proc.
Rozpędzone gospodarki naszego regionu operują obecnie wyraźnie powyżej swojego potencjału – ocenia portal Cinkciarz.pl. Pokazują to prognozy MFW na kolejne lata. W 2020 r. rozwój Rumunii spowolni do 3,3 proc. z 5,5 proc. obecnie. Według szacunków Funduszu, wzrost PKB Czech obniży się w ciągu najbliższych trzech lat z 3,5 proc. do 2,3 proc.
Wyższy od potencjalnego rozwój dotyczy dziś całej strefy euro, która – wg szacunków MFW – urośnie w tym roku o 2,1 proc., lecz w 2020 r zwolni do 1,6 proc.
Poza Europą, perspektywę znacznego obniżenia tempa przyrostu PKB widać w przypadku Japonii. Jeżeli zapowiedzi się zmaterializują, rozwój w Kraju Kwitnącej Wiśni wyhamuje z obecnych 1,5 proc. do 0,2 proc. za trzy lata.
Czy Polska marnuje koniunkturę?
W Polsce też będzie niezwykle trudno utrzymać bardzo dobrą koniunkturę dłużej niż przez kilka najbliższych kwartałów. MFW szacuje, że w naszym kraju tempo wzrostu gospodarczego spadnie z 3,8 do 2,8 proc. w 2020 r.
Zdecydowanie bardziej pesymistyczny obraz przedstawia w ostatnim raporcie S&P Global Ratings. Mimo że ta agencja podwyższyła perspektywę wzrostu PKB dla naszego kraju do 4,2 proc. w bieżącym roku, to według jej analityków, potencjalny rozwój wynosi jedynie 1,5-2 proc. rocznie głównie ze względu na malejącą i starzejącą się populację w wieku produkcyjnym. Za blisko połowę obecnego tempa rozwoju odpowiadają ponadto transfery unijne. W raporcie podniesiona została także kwestia ryzyka dla polskiej gospodarki, wynikającego ze zbyt łagodnej polityki monetarnej oraz fiskalnej.
S&P przedstawiło również bardzo negatywne prognozy dotyczące salda rachunku obrotów bieżących naszego kraju. Deficyt, który obecnie zamyka się w kilku miliardach złotych i wynosi poniżej 0,5 proc. PKB, ma zwiększyć się w 2019 r. do 3,8 proc. PKB (83 mld zł) – przede wszystkim ze względu na pogorszenie się bilansu zagranicznej wymiany handlowej (z bieżącej nadwyżki przejdziemy w 70 mld zł deficytu). Agencja oczekuje również wzrostu inflacji do poziomu 3,5 proc. za dwa lata.
Prawdopodobnie S&P przedstawia najbardziej pesymistyczne prognozy dla Polski spośród wszystkich wiodących ośrodków analitycznych na świecie. Ryzyko spełnienia się tych szacunków należy obecnie uznać za ograniczone. Mniej dyskusyjny wydaje się natomiast pogląd, że nasz kraj nie wykorzystuje dobrej koniunktury do wyraźnej redukcji deficytu oraz długu publicznego.
Według ostatnich projekcji Komisji Europejskiej,. deficyt sektora finansów publicznych w Polsce wyniesie w przyszłym roku 2,9 proc. PKB. Byłby to trzeci najgorszy wynik w UE, po Francji oraz Rumunii, nawet jeżeli faktyczny rezultat będzie nieco lepszy niż szacunki KE. Średni unijny poziom deficytu ma wynieść 1,5 proc. PKB, a Niemcy, Czechy czy Szwecja mają osiągnąć wręcz nadwyżkę.
Obywatele! Zaciskajcie pasa!
Wiele wskazuje na to, że zarówno w Polsce, jak i w innych krajach z naszego regionu, mamy do czynienia tylko z krótkoterminowym przyspieszeniem wzrostu PKB. Rozwój przekraczający potencjał gospodarczy oraz wzrost wynagrodzeń sięgający w niektórych przypadkach 10 proc., nie będzie trwać wiecznie.
Gospodarstwa domowe mogą jednak starać się przygotować na hipotetyczne pogorszenie koniunktury – poprzez ograniczenie konsumpcji i gromadzenie oszczędności. Prawdopodobnie nie będzie już lepszego momentu, by rozpocząć ten proces. Przy takiej koniunkturze warto też rozprawić się z deficytem – podkreśla Cinkciarz.pl
W skali ogólnokrajowej, wyższe oszczędności nie tylko pozwolą wypełnić „poduszkę finansową” i przygotować się na okres gorszej koniunktury, ale także ułatwią inwestycje polskim przedsiębiorstwom, które zamiast posiłkować się kapitałem zagranicznym skorzystają z krajowych zasobów.