2 grudnia 2024

loader

Strach czytać badania

fot. Unsplash

Eksperci radzą: „warzywa i owoce powinny stanowić podstawę naszej diety”. WHO zaleca spożywanie minimum 400 g warzyw i owoców dziennie. Tymczasem produkty te w ostatnim czasie stały się przedmiotem powszechnej krytyki. Zwraca się uwagę na zawartość cukru w owocach, a także obecność chemii i pestycydów. Wciąż powtarzane są stwierdzenia, że „ze sklepu to nie to samo, co z własnego ogródka, bo u siebie przynajmniej wiesz, czym pryskane”. Powstają specjalne listy „czystych” i „brudnych” warzyw i owoców, a nagłówki artykułów ostrzegają: „Tych owoców nie jedz!”.

Bezpieczeństwo żywności utarło się łączyć z obecnością pestycydów i szeroko pojętą chemią, a tej – według wielu źródeł – w owocach i warzywach jest pełno (w porównaniu do tego, co było kiedyś). Żadne z tych stwierdzeń nie zostało oparte na wiedzy naukowej, choć ich wszechobecność spowodowała, że zaczęliśmy w nie wierzyć.

Dlaczego nie powinniśmy kierować się „Parszywą dwunastką” w wyborze owoców i warzyw

Według ekspertów Polskiego Stowarzyszenia Ochrony Roślin jest kilka powodów, dla których nie warto kierować się taką listą podczas kupowania warzyw i owoców. Zacznijmy od podstaw: „Parszywa dwunastka” to raport stworzony przez Enviromental Working Group (EWG) – amerykańską organizację non-profit. Powstaje on co roku, od 1995 roku, i zawiera listę warzyw i owoców podejrzewanych o występowanie w nich największych pozostałości pestycydów. EWG ostrzega konsumentów, aby unikali konwencjonalnych form tych owoców i warzyw, a także zaleca kupowanie ich ekologicznych odpowiedników.

„Pierwszym znakiem zapytania jest metodologia, która została skrytykowana przez różnych ekspertów” – zauważają specjaliści z Polskiego Stowarzyszenia Ochrony. Według nich, nie określa ona konkretnie poziomu narażenia konsumentów na pozostałości pestycydów w takiej żywności. Zamiast tego dostarcza sześciu oddzielnych wskaźników zanieczyszczenia i pokazuje, ile pozostałości pestycydów zostało wykrytych. Co więcej, nie uwzględnia toksykologicznego znaczenia narażenia konsumentów na pestycydy w diecie poprzez odpowiednie porównanie szacunków narażenia z toksykologicznymi wskaźnikami, takimi jak dawka referencyjna (RfD) lub dopuszczalne dzienne spożycie (ADI). Co to oznacza? Metodologia zastosowana do stworzenia listy „Parszywej dwunastki” nie jest zgodna z żadnymi ustalonymi procedurami naukowymi. Tylko jeden z sześciu wskaźników stosowanych przez EWG uwzględnia ilość pozostałości pestycydów wykrytych na różnych towarach, a wskaźnik ten nie wiąże narażenia na takie pozostałości z ustalonymi kryteriami zdrowotnymi.

Drugim „ale” jest miejsce przeprowadzenia analizy, czyli Stany Zjednoczone. W Europie występują inne warunki klimatyczne, a rolnicy stosują inne metody uprawy, także ochrony roślin. Nie można więc przenieść wyników tej analizy bezpośrednio na europejski, a nawet polski rynek. Podobnie jest z listą tworzoną przez inną organizację PAN UK – jej raport to kompilacja danych z analiz przeprowadzonych przez rząd na terenie Wielkiej Brytanii.

Wierzyć, czy nie wierzyć?

Po trzecie, podawane wyniki dotyczą próbek żywności pobieranych co najmniej rok temu. A ponieważ każdy rok jest inny, wyniki badań żywności pod kątem pozostałości pestycydów w żywności mogą się różnić. Jeśli hipotetycznie w 2021 roku w „Parszywej dwunastce” znalazły się truskawki, nie oznacza to, że w bieżącym roku (2022) sytuacja się powtórzy. I odwrotnie – owoc czy warzywo nieujęte w zestawieniu z 2021 roku, może pojawić się w nim w roku 2022. Ale o tym konsumenci dowiedzą się dopiero w roku 2023. „Jak widać rankingi typu Parszywa dwunastka, nie służą w żaden sposób konsumentom i nie pomagają im w świadomych zakupach, a mają za zadanie jedynie straszyć pestycydami” – mówi dr. Joanna Gałązka, ekspert Polskiego Stowarzyszenia Ochrony Roślin.

A może jednak należy sięgać po warzywa i owoce uprawiane ekologicznie? Otóż w uprawach ekologicznych również stosowane są środki ochrony roślin. Obecnie rolnik ekologiczny w Polsce może wybierać spośród 133 produktów dopuszczonych do stosowania w uprawach ekologicznych przez Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Wykaz wszystkich produktów znajduje się na oficjalnej stronie Ministerstwa. Czy są to inne pestycydy? Wszystkie środki ochrony roślin stosowane w uprawach ekologicznych są stosowane również w rolnictwie konwencjonalnym. Każdy środek ochrony roślin musi spełniać takie same wymagania, aby był dopuszczony do użytkowania. Stosowany zgodnie z instrukcją musi być skuteczny i bezpieczny. Dopiero później, na podstawie kryterium pochodzenia (nie może być produktem syntezy chemicznej, choć zdarzają się odstępstwa), dany środek dopuszczany jest do stosowania w uprawach ekologicznych. Zatem nie bezpieczeństwo czy stopień toksyczności decydują, że dany środek ochrony roślin można stosować w uprawach ekologicznych, ale fakt, że nie jest on produktem syntetycznym. Dlatego wśród pestycydów dopuszczonych do stosowania w uprawach ekologicznych znajdziemy zarówno preparaty mikrobiologiczne, jak i związki chemiczne, takie jak siarczan miedzi.

A czy konsumenci powinni się bać pozostałości środków ochrony roślin w warzywach i owocach? Według ekspertów Polskiego Stowarzyszenia Ochrony Roślin zdecydowanie nie. Na przestrzeni ostatnich 5 lat wyniki monitoringu żywności dostępnej w UE są niemalże niezmienne. W ponad 96 proc. wszystkich pobranych próbek żywności albo pozostałości pestycydów w ogóle nie ma (ok. 50 proc. ) albo pozostałości są w normie. Przekroczenia zdarzają się rzadko, podobnie jak wycofywanie żywności z rynku ze względu na przekroczenia zawartości pestycydów. I nie dzieje się tak dlatego, że instytucje są opieszałe. Ale dlatego, że analiza ryzyka pozwala na stwierdzenie, że zagrożenia dla konsumentów nie ma. Żywność jest regularnie badana, a produkty potencjalnie niebezpieczne dla człowieka są wycofywane z rynku.

Normy pozostałości pestycydów w żywności ustalane są już na etapie badań prowadzonych nad substancją czynną, a po przejściu rejestracji ogłaszane są w formie aktów prawnych dostępnych na stronach Komisji Europejskiej. Na etapie badań producent określa, jak rolnik będzie musiał stosować środek, aby żywność wyprodukowana z jego udziałem spełniała kryteria prawne. Chodzi o gatunek rośliny, etap wzrostu, pogodę, dawkę i stopień rozcieńczenia, bo trzeba pamiętać, że oprysków nie robi się stężonym produktem. Jeden kanister środka np. z 20 proc. zawartością substancji czynnej rozcieńcza się w 100 litrach wody, który to roztwór wykorzystuje się na powierzchni hektara. Ten przykład jest abstrakcyjny, ale dobrze pokazuje, jak wygląda praktyka, o której konsumenci zwykle nie wiedzą. Na etapie badań toksykolodzy określają też wartości takie jak NOEL, ADI, aby na ich podstawie określić NDP, czyli ten najwyższy dopuszczalny poziom pozostałości pestycydów w żywności, który kontroluje się w handlu.

Eksperci Polskiego Stowarzyszenia Ochrony Roślin wskazują, że wokół pestycydów stosowanych w rolnictwie narosło wiele mitów i uprzedzeń. Wynika to przede wszystkim z małej wiedzy, mody na „naturalność” i ogólnego strachu przed „chemią”. Ten strach jest pożywką dla mediów publikujących „czarne listy” najbardziej „skażonych” pestycydami owoców i warzyw. Jest też inspiracją do tworzenia zupełnie niepotrzebnych produktów służących do usuwania pestycydów z żywności – specjalnych roztworów o odczynie kwaśnym lub zasadowym czy ozonatorów.

tr/pap

Redakcja

Poprzedni

O odbudowywaniu demokracji – propozycje dla opozycji

Następny

Nowy wizerunek, czy jakość?