Spółka PKP Intercity nie rozpieszcza swoich klientów. Przeciwnie, chce ich wychować na ludzi twardych, zahartowanych i mężnie znoszących wszelkie niewygody. Środkiem wychowawczym wiodącym do tego celu, są zaś wagony, z jakich zestawia się pociągi pasażerskie w Polsce.
Przykładem może być, niedawno uruchomiony, kultowy pociąg TLK „Mierzeja”, kursujący między Helem a Przemyślem. Kultowy, bo jest to najdłuższe w Polsce bezpośrednie połączenie kolejowe, zapewniające przejazd bez przesiadek pomiędzy dwiema miejscowościami naszego kraju.
Pociąg pokonuje aż 1066 kilometrów, zaś czas podróży trwa 16 godzin 18 minut z Przemyśla na Hel, albo 16 godzin 33 minuty z Helu do Przemyśla (bo trochę pod górkę) – a w praktyce nieco dłużej, bo na tak dalekiej trasie trudno uniknąć opóźnień. Średnia prędkość wynosi 65 km/h, co jak na pociąg pośpieszny może wydawać się niewiele, ale wszyscy podróżujący samochodami, wiedzą, że dość trudno utrzymać taką średnią na polskich drogach, zwłaszcza w dłuższej trasie.
Pociąg stanowi połączenie sezonowe, jeździ tylko latem – choć w interpretacji PKP Intercity to dosyć krótkie lato, bo zaczyna się dopiero 16 lipca, zaś kończy 31 sierpnia. Widocznie, według analityków PKP Intercity, w pierwszej połowie lipca w Polsce nie chodzi się na urlopy.
Ważne jednak, że ten pociąg w ogóle jest – i daje możliwość pokonania tak długiej trasy, bez konieczności wysiadania z bambetlami w środku nocy i czekania na przesiadkę. Tak więc, wsiadamy na przykład w Przemyślu, o 14.51 – i jedziemy bezpośrednio na sam koniec Mierzei Helskiej, gdzie docieramy trochę po siódmej rano. Albo przeciwnie, wsiadamy na Helu o 21.39 – i następnego dnia po czternastej jesteśmy u wrót Bieszczad. A po drodze przecinamy całą Polskę, jadąc przez Gdańsk, Bydgoszcz, Kutno, Warszawę, Siedlce, Lublin, Tarnobrzeg, Rzeszów i wiele innych miejscowości.
I wszystko byłoby fajnie, gdyby nie to, że w pociągu wakacyjnym „Mierzeja”, z którego korzysta wiele rodzin z dziećmi, są wyłącznie wagony drugiej klasy. Nie ma żadnego sypialnego, kuszetki, czy choćby wagonu pierwszej klasy. Pasażer nie położy się więc, ani nawet nie wyprostuje nóg w ciasnym przedziale drugiej klasy.
A podróż trwa, przypomnijmy, około 16,5 godziny, w tym całą noc. Trudno przetrwać tak długi czas w drugiej klasie, gdzie przedziały są nieporównanie mniej wygodne niż w pierwszej.
Być może nie ma wielu pasażerów, którzy pokonują tym pociągiem całą trasę między Przemyślem a Helem. Nawet jeśli jednak ich podróż będzie krótsza, prawdopodobnie zahaczy o godziny nocne. Odebranie im szansy skorzystania z miejsca do leżenia stanowi ewidentny wyraz braku troski o podróżnych, pokazujący gdzie PKP Intercity ma ich dobro.
Warto zauważyć, że na innej, nieco krótszej trasie (1005 km), pomiędzy Przemyślem, a Świnoujściem, w składzie nocnego pociągu jak najbardziej jest kuszetka, a nawet wagon sypialny. Może dlatego, że Świnoujście to zachodnie kresy Polski, skąd w podróż po naszym kraju ruszają turyści z Niemiec i innych cywilizowanych państw, na których należy zrobić dobre wrażenie. Na Hel jeżdżą zaś głównie krajowcy – a im nie warto zapewniać wygodniejszych warunków podróży.
W terminologii himalajskiej funkcjonuje powiedzenie „Polska szkoła cierpienia” przypisywane Wojciechowi Kurtyce, określające zimową wspinaczkę bez tlenu na ośmiotysięczniki. Wydaje się, że – toutes proportions gardées – w terminologii kolejowej, nazwa ta dobrze nadawałaby się na określenie bezpośredniego nocnego pociągu kursującego między Przemyślem a Helem.