8 listopada 2024

loader

W kryzysie ciąże są rzadkością

fot. Pexels

Kryzysy społeczne wpływają negatywnie na decyzje prokreacyjne – widzimy to już w spadku urodzeń, jaki nastąpił w Polsce podczas pandemii, a wkrótce przekonamy się, czy podobny wpływ miała wojna w Ukrainie – uważa demograf prof. Piotr Szukalski z Uniwersytetu Łódzkiego.

„W sytuacji kryzysów społecznych ludzie wykazują dwie tendencje – unikają podejmowania długookresowych zobowiązań – jak zawarcie małżeństwa czy posiadanie potomstwa – albo przekładają je na czas późniejszy. Wskutek ograniczeń covidowych nagle drastycznie zmniejszyła się liczba nowo zawieranych małżeństw, a więc spodziewaliśmy się, że gdy zostaną one zniesione, to po roku, dwóch, zobaczymy zwiększoną liczbę małżeństw. Tymczasem owszem, patrząc na dane miesięczne z ubiegłego roku, liczby bliskie są tym z 2019 r., ale nie widać, aby nastąpiło odrobienie strat z pandemii” – powiedział prof. Szukalski.

Demograf przeanalizował, jak pandemia COVID-19 wpłynęła na decyzje prokreacyjne Polek i Polaków. Przede wszystkim zwrócił uwagę na duży spadek liczby urodzeń i współczynnika dzietności. Liczba urodzeń żywych spadła z 375 tys. w roku 2019 do 355,3 tys. w roku następnym i 331,5 tys. w 2021 r. Sytuacji nie uratował nawet wzrost urodzeń wydawanych w Polsce przez matki z niepolskim obywatelstwem. „Już od kilku lat zwiększa się liczba rodzących w Polsce obywatelek Ukrainy. W 2021 r. prawie 3 proc. urodzonych w Polsce dzieci miało matkę mającą niepolskie obywatelstwo, a jeszcze w 2014 r. takich dzieci było 0,5 proc. Chciałbym jednak zaznaczyć, że chociaż w tym roku przyjechało bardzo dużo uchodźczyń w ciąży i wiele takich dzieci się urodziło, to one nie będą włączane do naszych statystyk, gdzie figurują wyłącznie stali mieszkańcy kraju – w przypadku obcokrajowców są to osoby mające prawo stałego pobytu” – dodał.

Z kolei współczynnik dzietności – mówiący o średniej liczbie dzieci, jaką wydałaby na świat kobieta w sytuacji długotrwałego utrzymywania się płodności na poziomie obserwowanym w danym roku – obniżył się z 1,419 w 2019 r. do wartości 1,320 w 2021 r. (1,378 w 2020 r.). „Tak naprawdę nie wiemy jeszcze, jak wojna w Ukrainie wpłynęła na liczbę urodzeń w Polsce, bo skutki jej wpływu – ze względu na 9-miesięczny okres ciąży – możemy obserwować dopiero w ostatnich tygodniach. Jeszcze nie dysponujemy pełnymi danymi za grudzień ubiegłego roku, a dzięki nim będziemy mogli już wstępnie powiedzieć, czy nagle po 24 lutego nastąpiło jakieś tąpnięcie w decyzjach prokreacyjnych” – uważa prof. Szukalski.

Według demografa w okresie PRL tylko 4-6 proc. stanowiły dzieci urodzone w związkach pozamałżeńskich, a od końca lat 80. XX wieku jesteśmy świadkami stałego podwyższania się tego udziału. Również w czasie covidu nieznacznie, ale jednak się on podniósł i to mimo tego, że z macierzyństwa rezygnowały głównie kobiety młode, a to one najczęściej decydują się na wydanie potomstwa bez uprzedniego zawarcia małżeństwa z ojcem dziecka. I tak urodzeń pozamałżeńskich w latach 2019-2021 było odpowiednio: 25,4 proc., 26,4 proc. i 26,7 proc.

Szukalski zauważył, że – z uwagi na niższą aktywność zawodową kobiet mieszkających na wsi oraz większe poczucie bezpieczeństwa, jakie daje życie poza dużymi ośrodkami w warunkach pandemii – mogłoby się wydawać, że kryzys demograficzny w mniejszym stopniu dotknie takich środowisk. Tymczasem jest odwrotnie – w przypadku zdecydowanej większości jednorocznych grup wieku mieszkanki wsi charakteryzuje większy spadek płodności niż ich miejskie rówieśniczki, co widać również przy porównaniu zmian współczynnika dzietności. W 2019 r. wyniósł on 1,407 w miastach i 1,427 na wsi, a w 2021 odpowiednio 1,331 i 1,301.

Jak można się zatem spodziewać, z porównania dzietności w poszczególnych powiatach wynika, że w okresie pandemicznym najmniejsze spadki zanotowano w dużych i wielkich miastach, a największe na wiejskich obszarach Polski Wschodniej. Z danych wynika, że bardzo niską gotowość do posiadania potomstwa wykazują mieszkańcy licznych obszarów woj. podlaskiego, świętokrzyskiego i podkarpackiego.

Niezależnie od sytuacji kryzysowych statystyczna Polka rodzi swoje pierwsze dziecko dość późno, bo około 29. roku życia, a największą płodność osiąga w okolicach trzydziestki. W opinii prof. Szukalskiego ten trend się nie zmieni. „Pamiętajmy, że w porównaniu z pokoleniem matek współczesnych młodych kobiet dokonała się olbrzymia zmiana – średnio o trzy lata wydłużył się czas edukacji. Nie wszyscy idą na studia, dlatego nie mówię o pięciu latach. To zaś oznacza późniejsze wejście na rynek pracy, na którym i tak pierwsze lata związane są często z niepewnością i zmianami pracodawcy. Dojście do momentu, gdy młoda kobieta uznaje, że jest już wystarczająco samodzielna, odracza się o kilka lat” – wyjaśnił.

W opinii badacza nie należy oczekiwać, że uda się zatrzymać proces odraczania decyzji prokreacyjnych Polek, biorąc pod uwagę, że w wielu krajach zachodniej i północnej Europy wiek pierwszej ciąży jest nadal średnio o dwa lata wyższy niż u nas.

pwr/pap

Redakcja

Poprzedni

Krezusami nie jesteśmy

Następny

Miska ryżu jest tańsza