8 listopada 2024

loader

Wielka, kosztowna fikcja

Na leczenie nowotworów budżet naszego państwa wydaje miliardy, sami pacjenci – zapewne niewiele mniej. Tymczasem sytuacja się nie poprawia, ludzie umierają w cierpieniach, zaś opowieści, jak to skutecznie w Polsce walczy się z rakiem, są zwykłą lipą.

Mimo wydania ponad 1,1 mld zł w latach 2012-2016 na Narodowy Programu Zwalczania Chorób Nowotworowych (a od początku jego realizacji w 2006 r. – już ponad 2,6 mld zł), nie osiągnięto żadnego z głównych jego celów.
Nie udało się ani zwiększyć liczby korzystających z badań profilaktycznych, ani przyspieszyć wykrywalności nowotworów.
Zgodnie z zaleceniami europejskimi, pożądany, czyli gwarantujący jako taką skuteczność, poziom uczestnictwa kobiet w badaniach profilaktycznych raka piersi i raka szyjki macicy wynosi ponad 75 proc. – i taki właśnie jest w większości państw Europy Zachodniej. W Polsce, w tych badaniach profilaktycznych zawsze bierze udział mniej niż 50 proc pań. W przypadku jelita grubego, oczekiwany poziom uczestnictwa w badaniach profilaktycznych wynosi minimum 65 proc. – w Polsce jest to mniej niż 20 proc.
I nie jest to wina Polaków, lekceważących profilaktykę, lecz wina braku konsekwencji, złej organizacji i przygotowania tych badań oraz, co sprawia, że trudno ludziom zapewnić niekłopotliwy, sprawny dostęp do nich.

Bez efektów

Program nie poprawił też dostępności do świadczeń i badań diagnostycznych, ani nie zwiększył liczby ośrodków specjalizujących się w leczeniu określonych typów nowotworów. Minister Zdrowia oraz prezes NFZ nie zapewnili na terenie całego kraju, równego dostępu do świadczeń profilaktycznych. Dostęp do nich był ograniczony i zróżnicowany terytorialnie, obejmujący niespełna połowę osób, które powinny z nich skorzystać.
Nieskuteczny okazał się także Program Ograniczania Zdrowotnych Następstw Palenia Tytoniu (zapewne mało kto wie, że taki program w ogóle jest). Pozostaje on skrajnie niedofinansowany i trudno mówić o jakichkolwiek jego efektach.
Dotychczas nie przynosi także efektów włączenie w system profilaktyki onkologicznej, lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej.
Większość tych lekarzy nie wykonuje podstawowych badań profilaktycznych oraz nie uczy pacjentów samokontroli. Inna sprawa, że objęli oni opieką bardzo dużą liczbę osób i trudno im było rzetelnie wykonywać swoje obowiązki.

Tyjemy i tyć będziemy

W swoim najnowszym raporcie Najwyższa Izba Kontroli wskazuje, że odpowiednie działania profilaktyczne powinny być podejmowane jak najwcześniej. Zdrowe starzenie się, jak wskazują eksperci, zaczyna się już w dzieciństwie.
Tymczasem, wyniki kontroli NIK wskazują, iż działania na rzecz powszechnej edukacji, od najmłodszych lat kształtującej odpowiedzialność za swoje zdrowie, są nieskuteczne. 
W ubiegłym roku NIK oceniła np., że „pomimo podejmowanych działań i wdrażania ogólnopolskich programów, stale rośnie liczba dzieci z nadwagą i otyłością” – a nadwaga to jeden z czynników sprzyjających zapadalności na nowotwory.
W polskich szkołach, w roku szkolnym 2015/2016, odsetek uczniów z nieprawidłową masą ciała – z nadwagą i otyłością oraz z niedowagą – wyniósł 22 proc. (z czego większość dotyczyła oczywiście nadwagi). W ciągu czterech lat (od 2012 do 2016 r.) wzrósł on o ponad pięć punktów procentowych.
Walce ze zjawiskiem otyłości nie sprzyjał także sposób prowadzenia lekcji wychowania fizycznego. Ponadto, mimo coraz lepszej infrastruktury sportowej, absencja uczniów (zwłaszcza płci żeńskiej) na lekcjach WF-u była bardzo wysoka.
Zdaniem NIK szkoły nie koordynują edukacji zdrowotnej, brakuje współpracy dyrektora i nauczycieli z pielęgniarką szkolną, a w ponad połowie skontrolowanych szkół dyrektorzy nie zorganizowali zajęć z gimnastyki korekcyjnej – ani żadnych kompleksowych działań prozdrowotnych, których elementem byłyby zajęcia sportowe.
Trzeba zaś jak najusilniej popierać rozwój profilaktyki zdrowotnej, obejmującej aktywny tryb życia oraz zdrowy sposób odżywiania się dzieci i młodzieży. Dlatego bardzo pożądane byłoby wprowadzenie do programu w szkołach podstawowych oraz średnich wydzielonego przedmiotu – edukacji zdrowotnej. Przydałby się dużo bardziej niż lekcje religii katolickiej.

Informacja równa zeru

Negatywnie na jakość leczenia wpływało także rozproszenie ośrodków zajmujących się chirurgią onkologiczną. Najwyższa Izba Kontroli wskazuje na niską jakość takiego leczenia, powodującą zwiększoną śmiertelność pooperacyjną pacjentów, zwłaszcza w placówkach, które nie miały dużego doświadczenia w wykonywaniu zabiegów. Być może, z czasem, po spowodowaniu zgonu wielu pacjentów, wreszcie nabiorą one stosownego doświadczenia.
Ponadto, niesprawny system obiegu informacji utrudnia lekarzowi dostępu do odpowiedniej informacji o stanie zdrowia pacjenta.
„Pomimo prób budowy od 1992 r. systemów informatycznych, funkcjonowania szeregu rejestrów medycznych, a nawet uchwalenia specjalnej ustawy o systemie informacji w ochronie zdrowia, w praktyce, lekarz posiadał taką wiedzę o pacjencie, jaka wynikała z uzyskanego wywiadu lub dostarczonej przez pacjenta dokumentacji medycznej. Dane zamieszczone w poszczególnych rejestrach były niespójne i niekompletne” – zauważa NIK.

Porzućcie wszelką nadzieję

Ograniczona i niedostosowana do potrzeb pacjentów jest liczba onkologicznych kadr medycznych. Np. w przypadku patomorfologów, czyli specjalistów mających kluczowe znaczenie dla postawienia poprawnej diagnozy w chorobie nowotworowej, jeden lekarz przypadał na cztery placówki lecznicze, realizujące świadczenia onkologiczne. Aż 40 proc. patomorfologów miało więcej niż 60 lat (i umiejętności głównie z dawnych czasów), a jedynie 12 proc. – poniżej 40 lat, czyli w wieku najlepszym dla lekarza.
W rezultacie tych wszystkich zaniedbań, polski pacjent nie może korzystać z porównywalnego do mieszkańców innych krajów zachodniej Europy, dostępu do terapii w leczeniu nowotworów. 
„Ograniczony jest dostęp do nowoczesnych urządzeń, technologii, w tym nowoczesnych leków, wykorzystywanych w onkologii” – podkreśla NIK.
Ponad połowa (53 proc. z 94 substancji) nowoczesnych leków onkologicznych zarejestrowanych w Europie (od 2004 r.) nie jest dostępna w Polsce.
Z kolei do 70 proc. leków występujących w standardach europejskich polscy pacjenci nie mają dostępu lub dostęp ten jest znacznie ograniczony.
Pod tym względem sytuacja na pewno się nie poprawi, bo rząd ogranicza dostęp do nowoczesnych leków z powodów finansowych. Bardziej mu się kalkuluje zwiększona liczba zgonów Polaków.

Chcesz pożyć? Lecz się za granicą

Tak więc, opowieści o tym, jak to skutecznie można w Polsce leczyć nowotwory są zwykłą lipą. Prawda jest taka, że kto chce pożyć dłużej, powinien za ciężkie pieniądze leczyć się na Zachodzie. Jeśli go na to nie stać – jego problem. Pomóc mu może tylko rodzina i zbiórki społecznościowe.
Eksperci zwracają uwagę, że spośród 19 nowotworów, które są najczęstszą przyczyną śmierci, tylko w jednym przypadku (raka jajnika) pacjenci w Polsce mogą mieć pewność, że ich leczenie będzie zgodne z najbardziej aktualną, światową wiedzą medyczną.
Tych, którzy mieli pecha zachorować na jeden z pozostałych 18 nowotworów, czeka zaś szybka śmierć, na ogół w cierpieniach i koszmarnym bólu – bo na zwalczanie bólu rząd także nie chce wydawać pieniędzy.
Utrudniony jest również dostęp pacjentów do terapii z wykorzystaniem nowoczesnych urządzeń. Na przykład, pomimo zwiększenia liczby zainstalowanych w Polsce akceleratorów, ze 144 w 2014 r. do 160 na koniec 2016 r., dostęp do radioterapii w Polsce jest nadal niewystarczający, a liczba aparatów, w stosunku do liczby ludności, znajduje się dalece poniżej wytycznych europejskich. Ponadto w wielu ośrodkach i przychodniach, ten sprzęt wymaga już wymiany na modele nowszej generacji. 

Wolno palić czym się chce

NIK wskazała także, że chociaż w przypadku wielu rodzajów nowotworów (m.in. płuc, pęcherza moczowego i skóry) istnieją dowody na to, iż są one spowodowane przez substancje chemiczne występujące w środowisku, to organy władzy publicznej w Polsce działają nieskutecznie, zwłaszcza na rzecz poprawy czystości powietrza. Nie potrafią zapewnić dostatecznej ochrony ludzi i środowiska naturalnego przed negatywnymi skutkami jego zanieczyszczenia.
W 2017 r. NIK po raz któryś wskazała na pilną potrzebę ustanowienia standardów emisyjnych dla nowych kotłów węglowych małej mocy wykorzystywanych w gospodarstwach domowych, oraz określenia minimalnych wymagań jakościowych dla paliw stałych (czyli w praktyce, węgla).
Wymagania dla kotłów na paliwo stałe zostały wreszcie wprowadzone w październiku 2017 r., jednakże nadal nie uregulowana została kwestia norm jakościowych dla paliw stałych – i biorąc pod uwagę to jak działa obecny rząd, zapewne jeszcze długo się tego nie doczekamy.
Domowe piece i kotły są w Polsce odpowiedzialne za 90 proc. emisji szkodliwego pyłu PM10. Z powodu smogu rocznie umiera prawie 40 tys. Polaków. W Krakowie w styczniu 2016 r. smog mógł się przyczynić do śmierci około 300 osób.

Rząd woli, żeby truć

Jak obiecuje Jadwiga Emilewicz, minister przedsiębiorczości i technologii, projekt nowelizacji ustawy o systemie monitorowania i kontrolowania jakości paliw w najbliższym czasie zostanie przyjęty przez rząd.
Pani minister uważa, że nowe rozwiązania będą mogły wejść w życie jeszcze w pierwszym kwartale tego roku. Dzięki temu, jak zapowiada, ze składowisk węgla dla odbiorców indywidualnych znikną węglowe odpady, które trafiają do pieców domowych i są odpowiedzialne są za powstawanie smogu.
Oczywiście nic takiego nie nastąpi i żadne nowe normy jakości paliw stałych nie wejdą w życie w I kwartale tego tego roku. Jako komentarz do wypowiedzi pani minister można napisać zaś tylko to, że bajki o tym, iż już za chwilę jakość trafiającego na rynek węgla będzie skutecznie kontrolowana, słyszymy od półtora roku.
Prawda jest zaś taka, że rząd ani nie bardzo umie to zrobić, ani się do tego nie pali, bo ekipa z PiS chce uniknąć kosztów, które się z tym wiążą. Wolą nakazywać ludziom wymianę starych pieców, oczywiście z najmniejszą możliwą lub żadną pomocą finansową państwa. Smog w Polsce będzie więc mieć się świetnie jeszcze przez wiele lat.

trybuna.info

Poprzedni

Umówiłem się z nim na…

Następny

Liberadzki: prosto ze studia