8 listopada 2024

loader

Wielki Brat zagląda nam do portfeli

Lekarze orzecznicy ZUS, urzędnicy, egzaminatorzy na prawo jazdy, pracownicy sądów, a także wszyscy ci, którzy pełnią jakiekolwiek role publiczne – szczegółowe informacje o ich prywatnym majątku mają od 2018 r. trafiać do Internetu. Według szacun­ków Rzecznika Praw Obywatelskich będzie to dotyczyło nawet 1,5 miliona osób.

Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji obawia się, że informacje z tych oświadczeń wykorzystywane będą do celów komercyjnych i przestępczych, a także przez podmioty zagraniczne do „wywierania nacisku na funkcjonariuszy publicznych”. Różne swoje zastrzeżenia do tego pomysłu zgłosiło łącznie 12 ministerstw. Ani resort spraw wewnętrznych, ani inne ministerstwa, nie zamierzają jednak zrezygnować z tak powszechnej lustracji majątkowej, forsowanej zgodnie przez służby specjalne.
Już teraz wiele osób jest zobowiązanych do składania oświadczeń majątkowych, ale tylko nieliczne muszą je publikować. Zgodnie z koncepcją służb, jawne mają być oświadczenia nie tylko osób, które pełnią ważne funkcje publiczne (np. ministrów, którzy dziś publikować ich nie muszą), ale też „szeregowych” urzędników.
– Kontrolowanie osób, które podejmują decyzje wiążące się wydatkowaniem publicznych pieniędzy, jest potrzebne, ale tylko w takim zakresie, w jakim dotyczy to pełnienia ich obowiązków publicznych, np. zarobków czy spotkań. Po pracy urzędnik ma takie samo prawo do ochrony swojej prywatności – w tym informacji o swojej rodzinie, oszczędnościach czy kredytach – jak każdy inny obywatel – mówi Wojciech Klicki z fundacji Panoptykon.
Ten przepis na „jawność życia publicznego” oznacza nadmierną ingerencję w życie prywatne i wprowadza nieuzasadniony nadzór nad prawami i wolnościami obywateli. A poza tym, najprawdopodobniej okaże się nieskuteczny. Jawność oświadczeń majątkowych nie pomoże bowiem w zwalczaniu korupcji, tak jak chcieliby ministrowie Maciej Wąsik z kancelarii Prezesa Rady Ministrów i Mariusz Kamiński, koordynator działalności służb specjalnych. To oni właśnie firmują projekt ustawy o „jawności”.
– Może natomiast zniszczyć i tak niewielkie zaufanie obywateli do siebie nawzajem. Państwo chce zrobić z nas wszystkich policjantów ścigających korupcję. Tymczasem obywatele nie mają narzędzi do kontrolowania tego, czy dany majątek pochodzi z legalnych źródeł, czy też nie” – dodaje Wojciech Klicki z Panoptykonu.
O dziwo, tę opinię, jakby wbrew podstawowym zasadom rządzenia stosowanym przez PiS, podziela też Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji.
„Powszechny dostęp obywateli do oświadczeń majątkowych nie wpłynie na zmniejszenie zjawiska korupcji, bowiem to nie ogół obywateli jest uprawniony, zobowiązany i wyposażony w instrumenty prawne do ścigania przestępstw korupcyjnych” – można przeczytać w stanowisku MSWiA.
Ministerstwo zwraca też uwagę na konkretne zagrożenia: „Udostępnione dane będą wykorzystywane nie tylko w celu przewidzianym w ustawie, ale również przez podmioty prywatne do celów komercyjnych (np. z zakresu usług finansowych itp.) jak również – czego nie można wykluczyć – przez podmioty prowadzące działalność przestępczą lub pań­stwowe podmioty zagraniczne działające na szkodę RP – w celu pozyskiwania informacji o funkcjo­nariuszach publicznych i wykorzystywania ich do prób wywierania nacisku”.
Na inne zagrożenie zwraca uwagę Ministerstwo Zdrowia, które obawia się sprzeciwu lekarzy orzecz­ników z ZUS. W tej roli pracuje około 600 osób, które już zagroziły odejściem z pracy, co w konsekwencji może sparaliżować system wydawania orzeczeń zdrowotnych. Fundacja Panoptykon zwraca zaś uwagę także na problem filozofii nowego prawa. Autorzy projektu ustawy o »jawności« dążą do ściślejszego kontrolowania jednostki, wprowadzając jawność życia prywatnego.
Tymczasem w Polsce coraz większym problemem jest brak jawności życia publicznego, która powinna polegać na tym, że to władza jest transparentna wobec obywateli, a nie obywatele wobec innych obywateli.

trybuna.info

Poprzedni

Nie do ruszenia?

Następny

Jak poprawić program 500+?